Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz

Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz


Скачать книгу
chwili zaś zapytał głośno:

      – A z opatem nie było biedy?…

      Czech uśmiechnął się jak roztropny pachołek, który zdaje sobie sprawę ze wszystkiego, co się wokół niego dzieje, i odrzekł:

      – Oni to oboje w tajemnicy przed opatem czynili, a nie wiem, co było, gdy się dowiedział, bom wcześniej wyjechał. Opat jako opat! – huknie czasem i na panienkę, ale potem to jeno oczyma za nią wodzi i patrzy, czyli jej zbyt nie pokrzywdził. Sam widziałem, jako ją raz skrzyczał, a potem do skrzyni poszedł, łańcuch przyniósł taki, że zacniejszego i w Krakowie nie dostać – i powiada jej: „na!” – Poradzi sobie ona i z opatem, gdyż i ojciec rodzony więcej jej nie miłuje.

      – Pewnie, że tak jest.

      – Jak Bóg na niebie…

      Tu umilkli i jechali dalej wśród wiatru i śnieżnych krupów; nagle jednak Zbyszko powstrzymał konia, gdyż z pobocza leśnego ozwał się jakiś żałosny głos, na wpół przytłumiony przez szum leśny:

      – Chrześcijanie, ratujcie Bożego sługę w nieszczęściu!

      I jednocześnie na drogę wybiegł człowiek, przybrany w odzież na wpół duchowną, na wpół świecką, i stanąwszy przed Zbyszkiem, począł wołać:

      – Ktokolwiek jesteś, panie, daj pomoc człowiekowi i bliźniemu w ciężkiej przygodzie!

      – Coć się przytrafiło i coś zacz? – zapytał młody rycerz.

      – Sługam Boży, chociaż bez święceń, a przygodziło mi się1200, iż dzisiejszego rana wyrwał mi się koń, skrzynie ze świętościami niosący. Zostałem sam, bez broni, a wieczór się zbliża i rychło czekać, jako luty1201 zwierz ozwie się w boru. Zginę, jeśli mnie nie poratujecie.

      – Jeślibyś z mojej przyczyny zginął – odrzekł Zbyszko – musiałbym za twoje grzechy odpowiadać, ale po czymże poznam, że prawdę mówisz i żeś nie powsinoga1202 jakowyś albo nie rzezimieszek, jakich wielu po drogach się włóczy?

      – Po skrzyniach poznasz, panie. Niejeden oddałby trzos nabity dukatami, byle posiąść to, co się w nich znajduje, ale ja tobie darmo z nich udzielę, byleście mnie i moje skrzynie zabrali.

      – Mówisz, żeś sługa Boży, a tego nie wiesz, że poratunek nie dla ziemskich, jeno1203 dla niebieskich trzeba dawać nagród. Ale jakżeś to skrzynie ocalił, skoro ci niosący je koń uciekł?

      – Bo konia, nimem go odnalazł, wilcy w lesie na polance zarżnęli, a zasię skrzynie ostały, które ja do drogi przywlokłem, aby czekać na zmiłowanie i pomoc dobrych ludzi. To rzekłszy i chcąc zarazem dać dowód, że prawdę mówi, wskazał na dwie łubowe1204 skrzynki leżące pod sosną. Zbyszko patrzył na niego dość nieufnie, gdyż człowiek nie wydawał mu się zbyt zacnym, a przy tym mowa jego, lubo czysta, zdradzała pochodzenie z dalekich stron. Nie chciał jednakże odmówić mu pomocy i pozwolił mu przysiąść się wraz ze skrzyniami, które okazały się dziwnie lekkie, na luźnego konia, którego powodował1205 Czech.

      – Niech Bóg pomnoży twoje zwycięstwa, mężny rycerzu! – rzekł nieznajomy.

      Po czym, widząc młodocianą twarz Zbyszkową, dodał półgłosem:

      – A również twoje włosy na brodzie.

      I po chwili jechał obok Czecha. Przez czas jakiś nie mogli rozmawiać, albowiem dął silny wiatr i w boru szum był okrutny, lecz gdy się nieco uspokoiło, Zbyszko usłyszał za sobą następującą rozmowę:

      – Nie przeczę ci, że w Rzymie byłeś, ale wyglądasz na piwożłopa – mówił Czech.

      – Strzeż się wiekuistego potępienia – odrzekł nieznajomy – albowiem mówisz do człowieka, który zeszłej Wielkanocy jadł jaja na twardo z Ojcem Św. Nie mów mi na takie zimno o piwie, chyba o grzanym, ale jeśli masz gdzie przy sobie gąsiorek1206 z winem, to daj mi dwa lub trzy łyki, a ja ci miesiąc czyśćca odpuszczę.

      – Nie masz święceń, bom słyszał, żeś sam o tym mówił, jakoże więc odpuścisz mi miesiąc czyśćca?

      – Święceń nie mam, ale głowę mam ogoloną1207, gdyż na to pozwoleństwo otrzymałem, prócz tego odpusty i relikwie wożę.

      – W tych łubach1208? – zapytał Czech.

      – W tych łubach. A gdybyście wszystko ujrzeli, co mam, padlibyście na twarze nie tylko wy, ale i wszystkie sosny w boru razem z dzikimi zwierzęty.

      Lecz Czech, który był pachołek roztropny i doświadczony, spojrzał podejrzliwie na przekupnia odpustów i rzekł:

      – A wilcy konie zjedli?

      – Zjedli, gdyż są diabłom pokrewni, ale popękali. Jednegom ci rozpukniętego na własne oczy widział. Jeśli masz wino, to daj, bo choć wiatr ustał, alem przemarzł, siedząc przy drodze.

      Czech wina jednak nie dał i znów jechali w milczeniu, aż przekupień relikwij sam począł pytać:

      – Dokąd jedziecie?

      – Daleko. Ale tymczasem do Sieradza. Pojedziesz z nami?

      – Bo muszę. Prześpię się w stajni, a jutro może mi ten pobożny rycerz konia podaruje – i ruszę dalej.

      – Skądże jesteś?

      – Spod pruskich panów, spod Malborga.

      Usłyszawszy to, Zbyszko zwrócił głowę i kiwnął na nieznajomego, aby się przybliżył.

      – Spod Malborga jesteś? – rzekł. – Stamtąd jedziesz?

      – Spod Malborga.

      – Ale chyba nie Niemiec, ile że naszą mową dobrze mówisz. Jako cię wołają?

      – Niemiec jestem, a wołają mnie Sanderus; waszą mową mówię, gdyż się w Toruniu urodziłem, gdzie wszystek naród tak mówi. Później mieszkałem w Malborgu, ale i tam to samo! Ba! nawet i bracia zakonni waszą mowę rozumieją.

      – A dawnoś z Malborga?

      – Byłem, panie, w Ziemi Św., potem zaś w Konstantynopolu i w Rzymie, skąd przez Francję wróciłem do Malborga, a z Malborga jechałem na Mazowsze, obwożąc relikwie święte, które pobożni chrześcijanie radzi dla zbawienia duszy kupują.

      – Byłeś w Płocku czyli też w Warszawie?

      – Byłem i tu, i tu. Niech Bóg da zdrowie obum księżnom! Nie próżno księżnę Aleksandrę1209 nawet panowie pruscy miłują, bo to świątobliwa pani – chociaż i księżna Anna1210 Januszowa nie gorsza.

      – Widziałeś w Warszawie dwór?

      – Nie napotkałem go w Warszawie, jeno w Ciechanowie, gdzie mnie oboje księstwo jako sługę Bożego gościnnie przyjęli i hojnie na drogę obdarowali. Ale i ja też zostawiłem im relikwie, które błogosławieństwo boskie muszą na nich ściągnąć.

      Zbyszko chciał zapytać o Danusię, ale naraz zdjęła go jakby pewna nieśmiałość i pewien wstyd, zrozumiał bowiem, że byłoby to samo, co zwierzyć się z miłości przed nieznajomym, gminnego pochodzenia człekiem, który przy tym wyglądał podejrzanie i mógł być prostym oszustem. Więc po chwili milczenia spytał:

      – Jakież to relikwie po świecie wozisz?

      – Wożę i odpusty1211, i relikwie, które to odpusty są różne: są całkowite i na pięćset lat, i na trzysta, i na dwieście, i na mniej, tańsze, aby i ubodzy ludzie mogli je nabywać i tym sposobem czyśćcowe męki sobie skracać. Mam odpusty na przeszłe grzechy i na przyszłe, ale nie myślcie, panie, abym pieniądze, za które je kupują, sobie chował… Kawałek czarnego chleba i łyk wody – ot, co dla


Скачать книгу