CHŁOPIEC Z LASU. Harlan Coben

CHŁOPIEC Z LASU - Harlan Coben


Скачать книгу
zwalniają mnie z dyżuru w kafeterii, siedzę tam razem z nią. Nie sądzę, żeby pomagało to zbytnio w jej relacjach z innymi uczniami, ale przynajmniej…

      – Przynajmniej co?

      – Może przynajmniej chwilę odetchnąć. Ma kilkanaście minut spokoju. – Ava otarła łzę z oka. – Jeśli Naomi zaginęła, to pewnie uciekła z domu.

      – Dlaczego tak sądzisz?

      – Bo jej życie to piekło.

      – Nawet w domu?

      – Nie wiem, czy „piekło” jest tutaj odpowiednim słowem, ale w domu też nie ma lekko. Wiesz, że była adoptowana?

      Wilde pokręcił głową.

      – Mówi o tym więcej, niż powinno mówić przeciętne adoptowane dziecko.

      – To znaczy?

      – Na przykład fantazjuje, że uratują ją jej prawdziwi rodzice. Jej przybrani rodzice musieli przejść cały szereg różnych testów i rozmów i kiedy je zaliczyli, dostali w nagrodę niemowlę… Naomi. A potem bardzo szybko matka stwierdziła, że nie da sobie rady. Chcieli ją nawet oddać z powrotem do sierocińca. Uwierzysz? Jakby była paczką dostarczoną przez UPS. Tak czy inaczej, jej matka miała załamanie nerwowe. Przynajmniej tak twierdziła. Porzuciła Naomi i męża.

      – Wiesz, gdzie jest teraz?

      – Po jakimś czasie „wyzdrowiała”. – Ava pokazała palcami cudzysłów. – Wyszła ponownie za mąż, za bogatego faceta. Naomi mówi, że mieszka w eleganckim domu przy Park Avenue.

      – Czy Naomi coś ci ostatnio mówiła? Coś, co mogłoby nam pomóc?

      – Nie. Choć teraz, kiedy o to pytasz…

      – Co?

      – Wydawała się trochę bardziej odprężona. Zrelaksowana. Spokojna.

      Nic nie odpowiedział, ale raczej mu się to nie spodobało.

      – Teraz twoja kolej, Wilde. Dlaczego o nią pytasz?

      – Ktoś się o nią martwi.

      – Kto?

      – Nie mogę powiedzieć.

      – Matthew Crimstein.

      Nie odezwał się.

      – Tak jak mówiłam, kiedy się poznaliśmy, nie wiedziałam, kim jesteś.

      – Ale teraz już wiesz.

      – Tak. – W jej oczach zalśniły nagle łzy. Wilde ujął jej ręce. Ava cofnęła dłonie, a on je puścił. – Wilde?

      – Tak?

      – Musisz ją odnaleźć.

      • • •

      Wilde wrócił na osiedlowy parking i podjechał bmw Laili dwadzieścia metrów dalej, do kontenera na śmieci. Hester miała rację. Laila była straszną bałaganiarą. Piękną bałaganiarą. Sama była zawsze schludna, czysta i pachnąca, ale jej otoczenie już nie za bardzo. Na tylnym siedzeniu bmw walały się kubki po kawie i opakowania po proteinowych batonikach.

      Wszystkie je powyrzucał. Nie był bakteriofobem, ale cieszył się, że Laila ma w schowku płyn antybakteryjny. Zerknął na dom Avy. Czy zaprosi ponownie wielkiego faceta z jeszcze większą brodą? Bardzo w to wątpił.

      Nie żałował czasu, który z nią spędził. Ani trochę. Właściwie widząc ją, poczuł dziwne ukłucie, coś podobnego do… tęsknoty? Może było to coś w rodzaju usprawiedliwienia czy racjonalizacji, ale fakt, że nie potrafił się z nikim związać na dłużej, nie oznaczał, że nie cenił sobie znajomości z nowymi ludźmi. Nigdy nie zamierzał wyrządzać im krzywdy, lecz może zwodzenie ich albo traktowanie w protekcjonalny sposób było jeszcze gorsze. Starał się być całkowicie szczery, nie owijać niczego w bawełnę i nie udawać kogoś zanadto opiekuńczego.

      Wilde spał na dworze. Nawet w takie noce.

      Trudno było mu to wytłumaczyć kobiecie, więc czasami zostawiał na szafce liścik, wymykał się na kilka godzin do lasu i nad ranem wracał. Nie mógł zasnąć, gdy ktoś przy nim był.

      Po prostu.

      Na dworze często śniła mu się matka.

      A może wcale nie była jego matką. Może była nią jakaś inna kobieta z tamtego domu z czerwonymi balustradami. Nie wiedział. W tym śnie matka – tak ją nazwijmy – była piękna: miała długie kasztanowe włosy, szmaragdowe oczy i anielski głos. Czy tak właśnie wyglądała? Jej obraz był trochę zbyt doskonały, wydawał się bardziej złudzeniem niż odbiciem rzeczywistości. Mogło to być czymś, co sobie wymyślił albo nawet zobaczył w telewizji.

      Pamięć stawia żądania, których czasem nie można zaspokoić. Jest ułomna, bo koniecznie chce wypełniać białe plamy.

      Zadzwonił telefon. To była Hester.

      – Rozmawiałeś z Avą O’Brien? – zapytała.

      – Tak.

      – Zaimponowałam ci, że nie dociekam, skąd ją znasz?

      – Jesteś wzorem dyskrecji.

      – I co powiedziała?

      Wilde zrelacjonował jej w skrócie treść rozmowy.

      – To, że Naomi wydawała się ostatnio spokojniejsza, jest niedobrym znakiem – skomentowała Hester.

      – Wiem – mruknął.

      Kiedy ludzie postanawiają ze sobą skończyć, często wydają się spokojni. Decyzja została podjęta. Brzemię w dziwny sposób nie jest już tak dotkliwe.

      – Mam pewne informacje – powiedziała Hester. – I nie są dobre.

      Wilde czekał.

      – Oddzwoniła do mnie jej matka. Nie ma pojęcia, gdzie jest Naomi.

      – Czyli ojciec skłamał – stwierdził Wilde.

      – Na to wygląda.

      Tak czy inaczej, nie zaszkodzi chyba złożyć tatusiowi wizytę, uznał.

      Ktoś zawołał coś do Hester. W tle słychać było jakieś zamieszanie.

      – Wszystko w porządku? – zapytał.

      – Zaraz wchodzę na antenę. Wilde?

      – Tak?

      – Musimy coś szybko zrobić, chyba się zgadzasz?

      – To nadal może być fałszywy alarm.

      – Tak właśnie mówi ci intuicja?

      – Nie wierzę w intuicję – odparł. – Wierzę w fakty.

      – Gówno prawda – żachnęła się. – A czy z faktów wynika, że powinniśmy się martwić o tę dziewczynę?

      – O tę dziewczynę, tak – potwierdził. – I o Matthew.

      Kolejne głosy w tle.

      – Muszę kończyć, Wilde. Zdzwonimy się wkrótce.

      • • •

      Hester siedziała w studiu telewizyjnym na obitym skórą, nieco za wysokim dla niej stołku. Palcami stóp ledwie dotykała podłogi. Na stojącym przed nią teleprompterze zaraz miały zacząć się przewijać napisy. Lori, dyżurna stylistka, kończyła jej układać włosy, co polegało głównie na skubaniu ich palcami, a Bryan, makijażysta, nakładał ostatnie warstwy korektora. Przypominające minutnik bomby zegarowej czerwone cyfry pokazywały, że do wejścia na antenę zostały niecałe dwie minuty.

      Facet, który miał prowadzić


Скачать книгу