Wieczne strapienie. Jacek Leociak
13-9e3bdf9bb5d9">
Jacek Leociak
Wieczne strapienie
O kłamstwie, historii i Kościele
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Copyright © by Jacek Leociak, 2020
Opieka redakcyjna Tomasz Zając
Redakcja Anastazja Oleśkiewicz
Korekta Magdalena Jakubowska, Anna Gancarczyk
Skład Alicja Listwan / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8191-130-6
WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Wołowiec 2020
Wydanie I
Spis treści
2. Rekonesans autobiograficzny
3. Krótka wycieczka w stronę kłamstwa i hipokryzji
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Notuję tutaj to, co mnie zadziwia, irytuje i oburza w życiu publicznym, a co ma źródło w kłamstwie, zakłamaniu, hipokryzji. Później rozwinę te pojęcia, na razie niech nam wystarczy potoczna intuicja. Nie wolno kłamać, ale przecież wciąż kłamiemy, życie składa się z wielkich kłamstw i z drobnych kłamstewek. W niektórych wypadkach dopuszczamy kłamstwa i usprawiedliwiamy je, nazywając „białymi”. Człowiek zakłamany jest nieszczęśliwy i godny litości, ale też groźny dla innych i dla samego siebie. Szczególnie boli, kiedy kłamią ci, którzy powinni mówić prawdę dla dobra ogółu, dla pożytku społecznego, z szacunku dla drugiego człowieka i z bojaźni bożej. Po politykach trudno dziś oczekiwać szczególnego przywiązania do prawdomówności. Musimy być na to przygotowani, umieć się bronić, demaskować kłamstwa i manipulacje. Hipokryzja w Kościele jest jeszcze bardziej dewastująca niż w polityce.
Od dawna zdumiewa mnie coś, czego nie mogę pojąć, co jest dla mnie nieprzeniknioną tajemnicą. Jak to się stało, że przesłanie o miłości bliźniego i Bożym miłosierdziu łączy się z instytucją tak niemiłosierną, o monstrualnie rozbudowanej biurokracji i doprowadzonej do perfekcji grze pozorów, w której miłosierdzie gubi się w przepastnych przedpokojach, gabinetach i rezydencjach? A przecież w Koronce do miłosierdzia Bożego odmawia się dziesięć razy na małych paciorkach: „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata”.
Pytam o to naiwnie i prostodusznie jak dziecko, a raczej jak zwykły chłopak z Muranowa. Chcę wiedzieć, jak to po prostu jest, bez teologicznej ekwilibrystyki, bez mgły natchnionej elokwencji, w której łatwo się zgubić. Im jestem starszy, tym bardziej przekonuję się, że jeśli czegoś nie da się powiedzieć w miarę prosto i zrozumiale – to znaczy, że coś jest nie w porządku.
Widzę Kościół jako wytwórcę słów: pięknych i wzniosłych, świętych i świeckich, ludzkich i boskich. Żarna młynów bożych mielą je na duchową strawę, którą duszpasterze karmią swoich wiernych (nazywanych w dokumentach laikatem). Staram się tych słów słuchać, zastanawiam się, co znaczą, co komunikują i jakie to ma konsekwencje dla życia społecznego i politycznego. Interesuje mnie Kościół jako Urząd oraz ludzie pracujący w tym Urzędzie. Taki bowiem Kościół, działający w przestrzeni publicznej i uczestniczący w politycznej grze o udział we władzy, jest przedmiotem mojego doświadczenia. Czasem pozwalam sobie też oceniać to, co mówią duszpasterze, bo przecież zabierają głos nie tylko na temat prawd wiary, lecz także na temat historii i współczesności Polski i świata, patriotyzmu, nacjonalizmu, antysemityzmu, kultury, sztuki, literatury, teatru i filmu, zwyczajów i obyczajów, reformy obowiązującego w Polsce prawa, systemu edukacji w szkołach publicznych, mniejszości seksualnych, procedur medycznych (szczególnie w obszarze ginekologiczno-położniczym), partii politycznych, poszczególnych polityków i działaczy społecznych. A ja też jestem obywatelem Polski, tak jak duszpasterze, pod tym względem jesteśmy identyczni, w niczym się nie różnimy. Korzystam więc z przysługujących mi praw obywatelskich. Komentuję i oceniam, ponieważ nie jestem niemą owcą.
Tajemnicą jest dla mnie ta podwójność, dwoistość, dwuznaczność, na jakiej – według mnie – cała budowla Kościoła jest posadowiona. Nie chodzi mi o dwoistość tego, co ziemskie, i tego, co niebieskie, co ludzkie i boskie w Kościele. Chodzi o przykrytą bogato zdobionymi szatami hipokryzję, dwulicowość, obłudę, czyli o to, o co Pan Jezus oskarżał faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Ukrywanie swojego prawdziwego oblicza, uczuć i myśli, maskowanie swoich prawdziwych intencji, by wydać się innym, niż się jest w rzeczywistości, działanie na pokaz, by zyskać poklask, uznanie czy inne korzyści, pouczanie wszystkich wokoło i niestosowanie się samemu do tych nauk – tak oceniał faryzeuszy Pan Jezus (Mt 23,13–33). To w tej tyradzie Jezusa padają słowa o „grobach pobielanych” i „plemieniu żmijowym”. Mamy więc gwałtowne potępienie hipokryzji przez założyciela Kościoła, który z hipokryzji uczynił swój chleb powszedni.
*
Nieporozumienia bywają twórcze, pozwalają lepiej wyrazić myśl, zmuszają do większej dyscypliny intelektualnej, dają szansę, by to, co nie było dostatecznie jasne, wyklarować i sprecyzować. Taką właśnie szansę dała mi pewna recenzentka Młynów bożych. Zarzuciła mi, że „kpię z wiary”,