The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown

The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności - Ryk Brown


Скачать книгу
sygnał nośny z „Yamaro”. – Nie chciałbym utkwić na „Yamaro” na nie wiadomo jak długo.

      – To lepsze niż siedzenie tutaj – zauważył Enrique.

      – Nie bądź tego taki pewien. Byłeś kiedyś na pokładzie takarańskiego okrętu? Są dość przerażające w środku – wyjaśnił Marcus, ustawiając system na przejęcie kontroli przez „Yamaro”. – Z drugiej strony myślę jednak, że może źle było tylko w areszcie. To była jedyna część okrętu, jaką kiedykolwiek odwiedziłem – dodał.

      Prom znów ruszył, a jego kurs zmienił się nieznacznie i prowadził teraz ku lewej burcie „Yamaro”.

      – Mam nadzieję, że przynajmniej będą mieli lepsze jedzenie na pokładzie.

      Marcus odwrócił się i spojrzał na Enrique z uśmiechem.

      – Słuszna uwaga. Nie wiem jak ty, ale ja mam już dość molo.

      ***

      – Jak, do diabła, takiemu trepowi udało się wymyślić, w jaki sposób włączyć takarańskiego autopilota? – zażartował Enrique, gdy schodzili po tylnej rampie promu.

      – To nie ja zrobiłem, sir – przyznał sierżant Weatherly i wskazał podporucznika Willarda po swojej lewej stronie. – To sprawka tego faceta. To podporucznik Michael Willard, syn Roberta z Aitkenny – wyjaśnił, naśladując sposób, w jaki podporucznik przedstawił się wcześniej.

      – Aitkenna – zauważył Marcus. – Jesteś z Corinair?

      – Tak jest. Urodziłem się tam i wychowałem. Historia mojego klanu sięga aż do pierwotnych kolonii ludu Corinair – wyjaśnił z dumą oficer.

      Enrique spojrzał na niego ze zdziwieniem.

      – Czy masz coś przeciwko temu, abym cię zapytał, co, do diabła, robisz na takarańskim okręcie, a zwłaszcza takim, który właśnie próbował stopić twoją planetę?

      – Myślę, że dlatego właśnie wywołał bunt i poddał okręt – wyjaśnił sierżant Weatherly.

      – Ach, więc on to zrobił? – zapytał Marcus, spoglądając z zainteresowaniem na młodego podporucznika. – Nie wygląda na takiego mądralę. Do diabła, przecież to jeszcze dzieciak.

      – Cóż, ten dzieciak najwyraźniej rzucił się na swojego kapitana i wziął go na zakładnika. Wydaje się, że na pokładzie jest więcej ludzi z Corinair. Wygląda na to, że ci żołnierze pochodzą z różnych światów i zostali po prostu zmuszeni do służby.

      – Oczywiście. Przecież tak było od zawsze. Podatki, surowce i młodzi mężczyźni do służby w wojsku. Wszystkie światy podbite przez Ta’Akarów muszą wypełnić swoje limity, aby nadal mogły być niezależne. – Marcus zachichotał ponuro. – Daj nam swoje pieniądze, planetę i świeżutkich młodych chłopaków… To taki mały żart.

      Enrique zbliżył się do podporucznika Willarda.

      – Czy zrobiłeś to dlatego, żeby ocalić swój świat?

      – A ty nie zrobiłbyś tego samego? – odpowiedział pytaniem podporucznik.

      – Cholera, tak. Dziękuję ci. – Enrique chrząknął.

      – Za co? – zapytał podporucznik Willard. – Za poddanie się czy włączenie automatycznego sterowania lotem?

      – Myślę, że za obie te rzeczy. Ale mam jeszcze jedno pytanie. Czy macie coś do żarcia na tym wraku? Od wielu dni jemy tylko suszone świństwa i molo.

      – Chyba mogę wam w tym pomóc.

      – W takim razie prowadź – odparł Enrique, wskazując wyjście.

      – Dlaczego musieliście jeść molo? – zapytał podporucznik. – My nie karmilibyśmy nim nawet naszych psów.

      Enrique rzucił Marcusowi oskarżycielskie spojrzenie.

      – Słuchaj, nie patrz tak na mnie. Przecież to nie ja powiedziałem twojemu kapitanowi, żeby kupił cały transport tego obrzydliwego grzyba.

      ***

      Podróż z lewego hangaru trwała krótko, ponieważ kuchnia, która obsługiwała załogę „Yamaro”, znajdowała się pośrodku okrętu. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył Enrique, było to, że sam okręt znacznie się różnił w środku od „Aurory”. Jego jednostka miała wiele rur, przewodów i kanałów biegnących wzdłuż ścian i sufitów, co powodowało, że pozostawało bardzo mało wolnej powierzchni. Ściany i sufity „Yamaro” były stosunkowo puste, a jedyne urozmaicenie stanowiły strategicznie rozmieszczone panele interfejsów lub konsole komunikacyjne, znajdujące się na wysokości ramion.

      Inna różnica polegała na tym, że dolne krawędzie drzwi były zrównane z podłogą. Na „Aurorze”, poza kilkoma wyjątkami, włazy znajdowały się zawsze dwadzieścia centymetrów nad powierzchnią pokładu. Na „Yamaro” zostały zautomatyzowane i po otwarciu znikały w grodziach. Większość drzwi „Aurory” była typu zawiasowego i musiała być obsługiwana ręcznie, z wyłączeniem oczywiście kilku, które odgradzały krytyczne obszary lub przechodziły przez główne grodzie.

      Statki różniły się też estetyką. „Aurora” była prosta i funkcjonalna. W przeciwieństwie do niej „Yamaro” miał dużo więcej ozdób, a herby Caiusa Wielkiego były widoczne prawie wszędzie. Podczas gdy korytarze i sufity ziemskiego okrętu zostały zaplanowane z myślą o wykorzystaniu miejsca, „Yamaro” został zaprojektowany tak, aby zaimponować gościom wspaniałymi pomieszczeniami i nadmiernie wielkimi wymiarami związanymi z każdym aspektem jego struktury. W trakcie drogi do kuchni Enrique wciąż się zastanawiał, ile kosztowało wyprodukowanie takiego okrętu. Mimo że faktycznie robił wrażenie, cała dodatkowa przestrzeń i dekoracje wydawały się zwykłym marnotrawstwem.

      – Chyba już mówiłeś, ile osób jest zakwaterowanych na tym okręcie? – zapytał Enrique.

      – Standardowo załoga liczy dwieście osiemdziesiąt sześć osób – odpowiedział podporucznik Willard.

      – To kilkanaście mniej niż na „Aurorze”. Wydaje mi się, że to za mało na okręt tej wielkości.

      – Jest w większości zautomatyzowany. Do jego obsługi w rzeczywistości potrzeba tylko jednej czwartej tej liczby osób.

      – Więc dlaczego jest tak duży? – spytał Enrique, gdy weszli do mesy, która mogła pomieścić ponad dwukrotnie więcej osób, niż liczyła standardowa załoga.

      Podporucznik uśmiechnął się.

      – Tak, rozumiem, że jest to mylące. Spójrzcie, z tych urządzeń wydaje się jedzenie. – Wskazał zespół maszyn wbudowanych w przeciwległą ścianę wielkiego pomieszczenia.

      Enrique gestem nakazał mu iść dalej, w stronę dystrybutorów żywności. Kiedy szli między rzędami stołów, podporucznik kontynuował wyjaśnienia:

      – Widzicie, nierzadko zdarza się, że oprócz swojej załogi operacyjnej ten okręt przewozi także siły uderzeniowe.

      – Ale teraz niczego nie przewozicie, prawda? – Marcus przerwał mu, rozglądając się, jakby oczekiwał, że z ciemnych zakamarków słabo oświetlonego pomieszczenia wybiegnie szwadron uzbrojonych żołnierzy.

      – Nie, nie na tym patrolu. Byliśmy w drodze, aby odebrać grupę nowych rekrutów i przetransportować ich z powrotem na Takarę.

      – Przecież jesteście jednostką wojenną – powiedział Enrique. – Nie macie innych maszyn do wykonywania tych zadań, takich jak transportowce do przewożenia żołnierzy czy coś takiego?

      – Zwykle tak jest. W ostatnich latach dużo zasobów zostało jednak zużytych z powodu rebelii.

      – Ale to nie jest zwykła kanonierka, ale ciężki


Скачать книгу