Czar miłości. Barbara Cartland
Albert chce wydać dla niej bal.
– Widocznie ta młoda dama ma jednak szczęście! – zauważył książę. – Oczywiście, jeżeli nie brać pod uwagę, że będzie musiała pozostawać w cieniu swojej złej macochy.
– Naprawdę uważasz, że jestem zła? – zapytała hrabina. – Różnie się do mnie zwracałeś i na pewno w żadnym wypadku wielu rzeczy ci nie zapomnę, ale nigdy nie mówiłeś, że jestem zła!
– Zdziwiłoby mnie, gdybyś zawahała się przed czymś, gdy chcesz postawić na swoim! – odparł. – Przypuszczam, że masz już jakiś plan pozbycia się tej okropnej dziewczyny. Wybrałaś grób czy klasztor?
– Uważam, że ta uwaga jest bardzo nie na miejscu! – wyrzuciła z siebie hrabina obrażonym tonem. – Prawdę mówiąc, mam znacznie lepszy pomysł, mój drogi. Crispinie. Chcę, żebyś się z nią ożenił!
Książę wpatrywał się w swego gościa, nie wierząc własnym uszom.
Po dość długiej chwili zapytał:
– Żartujesz?
– Nigdy nie mówiłam poważniej – odparła hrabina.
– A więc odpowiedź brzmi „nie”, i na tym zakończmy całą sprawę – skwitował książę. – Myślę, Isobel, że już czas na ciebie, ponieważ nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.
Sięgnął ręką w kierunku dzwonka. Ale zanim zdążył pociągnąć, hrabina krzyknęła:
– Poczekaj! Nie skończyłam!
– Nie mam już nic więcej do powiedzenia – stwierdził książę. – Nie rozumiem, jak coś równie śmiesznego mogło ci w ogóle przyjść do głowy. Ja – poślubiający twoją pasierbicę! – Odetchnął głęboko, po czym ciągnął dalej: – Jeśli chcesz poznać prawdę, to uważam, że wymyśliłaś całą tę historię, żeby nachodzić mnie tutaj.
– Zachowujesz się dokładnie tak, jak się spodziewałam – powiedziała hrabina rozbrajająco. – Ale powtórzę to, co musiałeś już słyszeć wiele razy – wyglądasz, Crispinie, bardzo pociągająco, kiedy się złościsz!
Zaśmiała się cicho i zmysłowo.
– Pamiętam, jak bardzo byłeś zły, kiedy przyłapałeś mnie na pocałunku z Edwardem. I jakie podniecające były przeprosiny i wybaczenie.
Echo tych słów zdawało się brzmieć jeszcze jakiś czas.
Ponieważ książę milczał, dodała:
– Potrafisz być bardzo brutalny, gdy jesteś zazdrosny! Ale musisz przyznać, że nas to podnieciło!
– Przestań! – Książę prawie wykrzyczał to słowo.
– Co ty knujesz, Isobel? Dlaczego przywołujesz przeszłość? Kiedy się rozstawaliśmy, powiedziałem ci, że cię nienawidzę i pogardzam tobą za sposób, w jaki mnie traktowałaś. Byłem głupcem wierząc, że choć nie dochowujesz wiary swojemu mężowi, będziesz wierna mnie! – Wyrzucił z siebie te słowa, gdyż nie potrafił ich powstrzymać. Potem dodał: – Na litość boską – idź już. Raz mnie omamiłaś i teraz nie mam ochoty nawet myśleć o tobie.
– Ale czasami nie potrafisz się powstrzymać – powiedziała hrabina cicho – i chociaż mi nie chcesz uwierzyć, to samo dzieje się ze mną.
– Ale istnieje przecież mnóstwo mężczyzn, którzy cię mogą w takich chwilach pocieszyć – skwitował książę. – Kiedy rozmawiają o tobie w klubie, mam wrażenie, że nie ma mężczyzny, który nie byłby kiedyś twoim kochankiem.
– To zabawny pomysł, ale niezupełnie zgodny z prawdą. Bądź rozsądny, Crispinie, i postaraj się zrozumieć, że nie mam ochoty przesiadywać pomiędzy wdowami, przynajmniej jeszcze przez parę lat!
– Jeżeli znowu masz zamiar zaproponować mi rękę swojej pasierbicy, to możesz sobie darować. Do widzenia więc, Isobel. Jak powiedziałem ci już wcześniej, mam nadzieję nigdy cię nie oglądać, w każdym razie – samej.
Znowu wyciągnął rękę w kierunku dzwonka, ale hrabina odezwała się szybko:
– Poczekaj! Mam dwa argumenty, które mogą cię przekonać.
Ręka księcia zawisła w powietrzu.
W tej samej chwili jego czoło zmarszczyło się w sposób, który znający go ludzie uznaliby za nie wróżący, nic dobrego.
– Pierwszy powód, dla którego powinieneś poślubić Safinę, jest bardzo prosty – mówiła hrabina. – Po ślubie otrzyma ona pewną kwotę pieniędzy, jakieś trzydzieści tysięcy funtów. Większa część fortuny jej matki należy do mnie, i tylko do mnie, tak długo, jak żyje Albert.
– Nie jestem tym zainteresowany – stwierdził chłodno.
– Ależ powinieneś być – oświadczyła hrabina. – Mając trzydzieści tysięcy, spłaciłbyś większość swoich długów, a perspektywy na przyszłość są po prostu fantastyczne.
– Powiedziałem ci już, że nie jestem zainteresowany – oznajmił książę – a jeśli chodzi o czekanie na śmierć Alberta, to jestem pewien, że użyjesz wszystkich swoich diabelskich sztuczek, żeby żył wiecznie.
Choć w tonie jego głosu wyraźnie brzmiała gorycz, hrabina zaśmiała się wesoło.
– Ach, więc znam się na diabelskich sztuczkach! – powiedziała. – Powtarzałeś zawsze, że cię oczarowałam, ale wtedy wydawałam ci się raczej godną uwielbienia boginką.
– Byłem głupcem!
– Bardzo żarliwym i wymagającym głupcem! – szepnęła hrabina.
– Odpowiedź na twoją propozycję nadal brzmi „nie” – odpowiedział książę.
– Usłyszałeś dopiero pierwszy powód.
– Jaki jest ten drugi? – zapytał książę.
– Jestem w posiadaniu dwóch listów, które wyjęła wczoraj z sekretarzyka w swoim buduarze Yvonne de Mauzon.
Książę zesztywniał.
– Dwa listy? – powtórzył z niedowierzaniem.
– Niezwykle urocze, choć niektóre zdania wydają mi się skądś znajome.
– O czym ty mówisz i skąd wzięłaś te listy? – zapytał książę z gniewem.
– Pomyślałam, drogi Crispinie, że jeśli okażesz się oporny w sprawie ślubu, to listy te mogą niezwykle zainteresować ambasadora.
W gabinecie zapadła tak głęboka cisza, że słychać by było lot motyla.
Książę stał nieruchomo, jak zamieniony w kamień, a hrabina przyglądała mu się, również zastygając w bezruchu.
Książę przerwał milczenie.
– Nie ośmielisz się!
– Nie przesadzę, jeśli powiem, że zrobię raczej to, niż pozwolę pętać się koło siebie temu nieznośnemu bachorowi Alberta.
Książę przeszedł przez pokój i stanął koło okna, patrząc w dal nie widzącymi oczami. Wiedział, że nic nie powstrzyma Isobel, jeśli ta czegoś pragnie.
A ona chciała także ukarać jego, ponieważ ją porzucił.
Odkrył kiedyś, że podczas jego nieobecności zaprosiła do swego łóżka nie jednego, ale dwóch jego przyjaciół.
Wierzył jak głupiec, że jeśli jest zdolna do miłości, to kocha właśnie jego.
Świadomość, że nie dochowała mu wierności w ciągu tych kilku dni, kiedy nie było go w Londynie – wyjechał by odwiedzić chorą