Listy od astrofizyka. Neil deGrasse Tyson
ale nie dlatego, że mamy dysfunkcyjnych polityków, lecz z powodu dysfunkcyjnych wyborców. Moim celem zatem, jako naukowca i krzewiciela wiedzy, nie jest prezydentura i przewodzenie dysfunkcyjnemu elektoratowi, lecz oświecenie tegoż elektoratu, by zaczął wybierać właściwych przywódców.
Neil deGrasse Tyson
Nowy Jork
[1] Neil deGrasse Tyson, The Sky Is Not the Limit: Adventures of an Urban Astrophysicist, Prometheus Books, Amherst, NY, 2004.
[2] Chodzi o Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku, gdzie od roku 1996 zajmowałem stanowisko dyrektora Planetarium im. Haydena.
[3] Patrz: lista stu najbardziej wpływowych osób świata według czasopisma „Time” z roku 2007 albo lista dziesięciu najbardziej wpływowych osób w świecie nauki według czasopisma „Discover” z roku 2008.
[4] Skrót nazwiska Tyson (przyp. red.).
[5] System szkolenia młodych zawodników w klubach niższych lig na potrzeby zespołów z Major League. W latach dwudziestych Branch Rickey, menedżer Cardinals uznawany za ojca systemu farm, porównał go do uprawiania roślin na farmie – i takie porównanie się przyjęło (przyp. tłum.).
Rozdział 2
ZDUMIEWAJĄCE STWIERDZENIA
Jeśli kogoś ciekawią UFO, kryptozoologia, astrologia albo postrzeganie pozazmysłowe – znajdzie tu to wszystko. Kiedy przychodzi zbadać świat naturalny w poszukiwaniu stojącego za nim porządku, warto pamiętać maksymę Carla Sagana: „Niezwykłe twierdzenia wymagają niezwykłych dowodów”. Wiąże się z tym nieuchronne ryzyko: czasem na jakiś temat wie się wystarczająco dużo, żeby sądzić, iż ma się rację, ale jednocześnie zbyt mało, żeby zrozumieć, że jednak jest się w błędzie.
Kontakt z istotami pozaziemskimi
sobota, 8 marca 2009 r.
Neilu, jeśli istnieją istoty pozaziemskie, dlaczego nie wyślemy kogoś na Księżyc albo Marsa, żeby zapytać, kim są i dlaczego przylatują na Ziemię?
Mel
~
Droga Mel,
dopóki ktoś nie zawlecze zwłok obcego do państwowego laboratorium albo póki istota pozaziemska nie wyląduje na trawniku przed Białym Domem lub na dachu redakcji „New York Timesa”, wydatek rzędu biliona dolarów na podróż na Marsa, żeby przywitać się z obcymi, będzie nieuzasadniony, ponieważ waga dowodów na ich nieistnienie jest niewspółmierna do doniesień o ich odwiedzinach.
Neil
Obcy obcy
niedziela, 8 listopada 2009 r.
Drogi Neilu,
cały czas cierpliwie czekam, aż moi cudowni naukowcy „udowodnią” istnienie Obcych. Wydaje mi się, że czynią postępy, choć powoli. I może wykraczam teraz myślami poza utarte schematy… ale zamiast ciągle szukać czegoś podobnego do nas, może powinniśmy rozejrzeć się za czymś zupełnie innym?
Melodie Lander
~
Droga Melodie,
liczba sposobów, na jakie mogłoby manifestować się życie, i których nie możemy wykluczać, jest dużo większa niż ten jeden znany nam sposób. Dlatego też podczas projektowania eksperymentu przy ograniczonym budżecie zawsze zaczynamy od tego, co już wiemy.
Wiemy, że życie może istnieć w oparciu o cząsteczki zbudowane z atomów węgla (dowód=my). Wiemy też, że węgiel występuje powszechnie we wszechświecie i że jest najbardziej płodnym chemicznie pierwiastkiem w układzie okresowym. Dlatego też zaczynamy właśnie od tego.
Neil
Doniesienia o UFO
Po skomplementowaniu mojej kariery Trenton Jordan zauważył, że jest coraz mniejszym sceptykiem w kwestii istnienia UFO. Powód? Niedawno ujawnione nagrania z misji promów kosmicznych, na których widać niezidentyfikowane obiekty latające za oknami wahadłowców. Wie o kosmicznych śmieciach i innych możliwych wyjaśnieniach, ale jest coraz bardziej przekonany, że NASA zataja informacje o obcych istotach, o których opinia publiczna ma prawo wiedzieć. Napisał do mnie w lipcu 2008 roku, by z moją pomocą znaleźć argumenty, które mogłyby ukoić jego sceptycyzm.
~
Szanowny Panie,
dziękuję za życzliwe słowa o mojej pracy. Jestem za nie wdzięczny.
Jeśli chodzi o Pański słabnący sceptycyzm co do odwiedzania Ziemi przez obcych: kiedy widzimy latające w powietrzu lub przestrzeni kosmicznej kształty lub światła i nie wiemy, czym są, stają się UFO – niezidentyfikowanymi obiektami latającymi – z naciskiem na „niezidentyfikowane”. Takie doniesienia można przyporządkować do czterech obszernych kategorii:
1. Obserwator jest szalony lub ma przywidzenia.
2. Obserwator niedokładnie widzi lub opisuje to, co widzi, a to prowadzi do pogmatwanego doniesienia, które w normalnych warunkach byłoby zwykłym opisem jakiegoś naturalnego zjawiska.
3. Obserwator widzi dobrze i dokładnie opisuje to, co widzi, ale jest niewystarczająco zaznajomiony ze zjawiskami naturalnymi, w związku z czym to, co obserwuje, wydaje mu się zdumiewające.
4. Obserwator widzi dobrze i dokładnie opisuje coś, co wymyka się wszelkim normalnym lub konwencjonalnym wyjaśnieniom, a zatem stanowi prawdziwą tajemnicę.
Należy zauważyć, że zeznania naocznych świadków są zdecydowanie najsłabszymi dowodami, jakie można przedstawić na poparcie jakiegokolwiek twierdzenia. Choć wysoko cenione w postępowaniu sądowym, w postępowaniu naukowym są zwyczajnie bezużyteczne. Psychologowie już od dłuższego czasu wiedzą, jak zawodne są ludzkie zmysły, jeśli chodzi o gromadzenie danych. Należy tu podkreślić, że pochodzenie obserwatora jest tu nieistotne – dopóki jest człowiekiem, niedoskonałość obserwacji będzie nieodłączna.
Trzeba też zauważyć, że argumenty o „tuszowaniu” czy „spisku” to zawołanie bojowe tych, którzy chcą wierzyć we własne twierdzenia przy braku dostatecznych danych na ich poparcie.
Kolejnym dobrze znanym mankamentem ludzkiego umysłu jest coś, co psychologowie i filozofowie nazywają argumentum ad ignorantiam. Opisywane przez Pana sprawy udokumentowane przez NASA są najbliższe kategorii czwartej, ponieważ mamy nagranie dziwnego zjawiska – nagranie, które zasadniczo uważamy za wiarygodne – co nam ponownie przypomina znaczenie litery U w skrótowcu UFO. Kiedy już przyznamy, że nie wiemy, co widzimy, nie istnieje żadna logiczna linia rozumowania upoważniająca nas do stwierdzenia, że wiemy, co widzimy. Obejmuje to tezy, jakoby latające kształty „musiały być” tworami inteligentnych, zaawansowanych technicznie obcych, którzy przybyli z odległych planet, by potajemnie obserwować poczynania mieszkańców Ziemi. Najzwyczajniej w świecie nie dysponujemy wystarczającymi dowodami, by dojść do takich wniosków, jakkolwiek kuszące mogłyby się wydawać.
Z podobnego typu argumentacją spotykamy się w przypadku Wielkiego Wybuchu. Kiedy ktoś mnie pyta, co było przed nim, odpowiadam: „Jeszcze tego nie wiemy”. Częstą reakcją na to jest stwierdzenie: „Musiało coś być – to na pewno był Bóg”. Przejście od „nie wiemy” do „to musiał być Bóg” to kolejny przykład argumentum ad ignorantiam. Tego rodzaju przeskok jest niedopuszczalny w racjonalnym dochodzeniu prawdy, a mimo to zawsze wypełnia myśli i słowa osób, które z góry wiedzą, w co chcą wierzyć.
Zatem jeśli tajemnicze latające obiekty istotnie okażą