Listy od astrofizyka. Neil deGrasse Tyson
prezydenta i pierwszej damy; poddających się badaniu tomograficznemu w szpitalu Johna Hopkinsa, byśmy mogli dowiedzieć się więcej o ich fizjologii; przekazujących urządzenia służące im do komunikacji lub inne naszym renomowanym laboratoriom badawczym. W dniu, w którym pojawią się prawdziwe dowody, nie będą potrzebne przesłuchania kolejnych naocznych świadków w kongresie.
Dopóki nic z tego się nie wydarzy, obserwacje UFO kategorii czwartej pozostaną jedynie ciekawymi nagraniami z niezidentyfikowanymi światłami i kształtami na niebie – być może wartymi dalszych badań, podobnie jak każda tajemnica naukowa – ale bez udziału wyznawców teorii spiskowych, którzy przywołując argument o tuszowaniu prawdy, ignorują tym samym wszystkie braki w dostępnych danych i utwierdzają się w przekonaniu o słuszności tego, w co już i tak wierzą.
Czy NASA powinna sfinansować badania nad tymi tajemniczymi lśniącymi obiektami dostrzeżonymi za oknami statków kosmicznych? Miło byłoby mieć kiedyś radar, który nieustannie przeczesywałby otoczenie statku i rejestrował każdy obiekt, który do nas podleci, niezależnie od wielkości. Ale za tymi oknami dzieje się przecież tak wiele – ustawicznie przelatują za nimi zgubione narzędzia, odpryski farby, drobnocząsteczkowe spaliny. Nie wspominając już o nieustannie i gwałtownie zmieniających się warunkach oświetleniowych.
Podsumowując: jeśli chciałby Pan, by z publicznych pieniędzy sfinansowano badanie UFO na wypadek, gdyby były to przesłanki dla odwiedzin obcych, potrzebowałby Pan o wiele, wiele mocniejszych dowodów.
Dziękuję za Pańskie zainteresowanie tematem.
Neil deGrasse Tyson
Lśniący wzór na niebie
W marcu 2005 roku Dave Halliday z New Jersey napisał mi, że w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy był jeszcze nastolatkiem, stanął w nocy zwrócony twarzą na północ i zobaczył coś, co wyglądało jak gwiazda otoczona pomarańczowymi kreskami. Wtedy uznał, że widzi być może deszcz meteorów nad inną planetą. Tamten tajemniczy widok nie dawał mu spokoju przez trzy dekady i Dave był ciekawy, czy mógłbym rzucić nieco światła na to, co wówczas zobaczył.
~
Szanowny Panie Halliday,
zapytał mnie Pan o pomarańczowe kreski na niebie widziane w latach siedemdziesiątych. Nie ma niczego bardziej niepewnego i mniej wiarygodnego niż zeznania naocznego świadka, niezależnie od jego pochodzenia czy wykształcenia. Dlatego właśnie tego rodzaju obserwacje są w nauce najmniej poważanymi dowodami (co ciekawe, zupełnie odwrotnie jest w sądach).
Na przykład otrzymałem niedawno e-mail od emerytowanego inżyniera, który poprzedniego dnia wieczorem, o godzinie 20.15, zobaczył na niebie nad Brooklynem niesamowicie jasny meteor. Był ciekaw, czy doszły mnie inne doniesienia na ten temat. Opis wydaje się bardzo dokładny. Jednakże pięć innych doniesień z miasta umieszczało podobne zjawisko między godziną 19.00 a 19.30. Zatem o ile tamtego wieczoru na niebie nie pojawiły się dwa niezmiernie jasne meteory, ktoś pomylił się co do czasu wydarzenia. W odpowiedzi na moje wątpliwości rzeczony inżynier odpisał, że żona go poprawiła i w istocie jasny ślad na niebie widział o godzinie 19.15, a nie 20.15. Proszę zwrócić uwagę, że zmiana w podawanych informacjach nastąpiła dwadzieścia cztery godziny po wydarzeniu. Nie dziesięć lat. Nie trzydzieści. Nie sto. A można by pomyśleć, że odczytanie godziny powinno być najmniej prawdopodobnym źródłem błędu, skoro robimy to na co dzień.
Zachowując tę opowieść w pamięci, muszę stwierdzić, że nie znam żadnego zjawiska kosmicznego, które mogłoby wyglądać jak to opisywane przez Pana. Moje najbliższe skojarzenie wymaga zadania następującego pytania: czy ma Pan długie rzęsy? Kiedy zbierze się na nich wilgoć, a Pan spojrzy na jasne źródło światła, światło przechodzące przez krople wody na rzęsach przed dotarciem do oka wytworzy wzór przypominający poruszające się szprychy koła. Proszę przekonać się samemu. Najlepszy efekt można uzyskać, wynurzając się z otwartego basenu.
Innym możliwym źródłem takiego zjawiska świetlnego może być brzuch sterowca. W ciemności sam statek powietrzny będzie ledwie widoczny, ale podwieszone pod nim światła, wykorzystywane zwykle do wyświetlania reklam, mogą tworzyć ciekawe wzory, zależnie od tego, jak je zaprogramowano. W tamtych czasach wykorzystywano oświetlenie właśnie bladopomarańczowe.
Poza tymi dwiema sugestiami nie znajduję żadnego innego wyjaśnienia tego, co Pan widział, zważywszy, że dysponuje Pan tylko zeznaniami naocznego świadka.
Dziękuję za podzielenie się ze mną swoją opowieścią.
Z poważaniem
Neil deGrasse Tyson
Koniec świata
W lipcu 2009 roku piętnastoletnia Kale Joyce napisała do mnie zaniepokojona tym, jak wiele osób żywiło przekonanie, że w roku 2012 skończy się świat. Lęki te podsycane były przez popularne media i internet. Chociaż nie wierzyła w ani jeden z tych przekazów, chciała poznać moją opinię na temat przewidywań Nostradamusa[1] oraz tajemnicy związanej z końcem kalendarza Majów.
~
Droga Kale,
cała literatura dotycząca roku 2012 to mistyfikacja spreparowana przez naukowych ignorantów wykorzystujących irracjonalne, pierwotne lęki drzemiące głęboko w każdym z nas.
Świat nie skończy się w roku 2012. Nie dlatego, że jestem autorytetem i tak powiedziałem. Świat się wtedy nie skończy, ponieważ każda rozsądna, obeznana naukowo osoba może ocenić porażający brak dowodów na poparcie tej tezy i wyciągnąć własne wnioski.
Każdego roku w dniu 21 grudnia środek naszej Galaktyki, Słońce i Ziemia ustawiają się w jednej linii. Majowie nie mieli pojęcia o prawach fizyki. Nostradamus wiedział o nich jeszcze mniej. Zresztą on akurat nic nie pisze o roku 2012.
Masz dopiero piętnaście lat, ale w każdym dziesięcioleciu trafiają się jacyś ludzie przepowiadający rychły koniec świata. Tak było w roku 1973 (kometa), 1982 (koniunkcja planet), 1991 (burze słoneczne), 2000 (szaleństwo milenijne), i podobnie jest teraz z rokiem 2012.
Chcesz dożyć sędziwego wieku? Martw się raczej takimi sprawami jak: „Czy dobrze się odżywiam?”, „Czy wystarczająco dużo ćwiczę?”, „Czy na pewno zapięłam pasy?”.
Z pozdrowieniami
Neil deGrasse Tyson
Czas się skończył
niedziela, 6 września 2009 r.
Szanowny Panie Tysonie,
obejrzeliśmy Pańskie nagranie z biblioteki w Los Angeles, w którym mówił Pan, że Ziemia ustawia się w jednej linii ze środkiem naszej Galaktyki (zdarza się to każdego roku, co zdecydowanie dodaje mi otuchy). Ale czy może Pan wyjaśnić, dlaczego kalendarz Majów kończy się właśnie w tym roku… podobnie inne starsze teksty Chińczyków czy Nostradamusa. Czy Pana zdaniem są w jakimkolwiek stopniu wiarygodne? Podobno kalendarz Majów był bardziej precyzyjny od naszego.
Iris Hale z synem Michaelem
~
Drodzy Iris i Michaelu,
chodzi o koniec tego, co uczeni Majów nazywali „długą rachubą”, która rozpoczęła się 11 sierpnia 3113 r. p.n.e., kiedy to według obliczeń Majów powstał wszechświat. Wyobrażali sobie, że w ostatnim dniu długiej rachuby nastąpi jego koniec.
Jeśli chodzi o początek istnienia wszechświata, pomylili się o co najmniej 13 miliardów lat. Zatem nie ma powodów, by zakładać, że prawidłowo wyznaczyli datę jego końca.
W ich obliczeniach nigdzie nie pojawia się rok 2012. A wszystkie proroctwa Nostradamusa dotyczące komety wieszczącej koniec świata dotyczą roku 2000. Oczywiście żadna z tych apokaliptycznych wizji się nie sprawdziła. Ponadto Nostradamus pisał z tak poetyckim brakiem precyzji, że w zasadzie dowolne