Mój książę. Julia Quinn
się stało? – zaciekawił się Clyvedon.
Przyjaciel potarł skronie ze znużeniem.
– Ten ostatni był nawet sympatyczny, ale dość tępawy. Można by pomyśleć, zważywszy na naszą hulaszczą przeszłość, że będę człowiekiem wyzutym z wszelkich uczuć…
– Naprawdę? – Simon wyszczerzył zęby w demonicznym uśmiechu. – Można by tak pomyśleć?
Anthony spojrzał na niego groźnie.
– Złamanie serca temu biedakowi nie sprawiło mi żadnej przyjemności.
– Hm, czy to nie zasługa Daphne?
– Tak, ale to ja musiałem przekazać mu wiadomość.
– Mało który brat pozwoliłby siostrze na taką swobodę w wyborze kandydatów – powiedział cicho Simon.
Anthony znowu tylko wzruszył ramionami, jak gdyby nie potrafił wyobrazić sobie innego traktowania Daphne.
– Zawsze była dla mnie dobrą siostrą. Przynajmniej tak mogę się odwdzięczyć.
– Nawet jeśli oznacza to eskortowanie jej do Almacka? – spytał złośliwie Simon.
– Nawet wówczas – jęknął Bridgerton.
– Chciałbym cię pocieszyć, że to nie będzie trwało długo, ale zdaje się, że masz, zaraz, trzy inne siostry, które czekają na swoją kolej.
Anthony wyraźnie oklapł.
– Eloise ma jeszcze dwa lata do debiutu, Francesca debiutuje rok po niej, ale będę miał chwilę wytchnienia, zanim Hiacynta dojdzie do pełnoletności.
– Nie zazdroszczę ci obowiązków w tym zakresie. – Clyvedon zachichotał, lecz kiedy to mówił, ogarnęła go dziwna tęsknota. Zadawał sobie pytanie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie był sam na świecie. Nie miał żadnych planów co do założenia własnej rodziny, ale gdyby w dzieciństwie posiadał normalny dom, jego życie mogłoby potoczyć się zgoła inaczej.
– A zatem przyjdziesz na kolację? – Anthony wstał od stolika. – Nieoficjalnie, rzecz jasna. Nie traktujemy posiłków oficjalnie, jeśli spożywamy je w rodzinnym gronie.
Simon miał mnóstwo rzeczy do załatwienia w ciągu najbliższych dni, jednak zanim przypomniał sobie, że musi uporządkować swoje sprawy, usłyszał własny głos:
– Z przyjemnością.
– Znakomicie. Ale najpierw zobaczymy się na fecie u lady Danbury?
Simon się wzdrygnął.
– Nie, jeśli uda mi się temu zaradzić. Zamierzam wejść i po niecałych trzydziestu minutach wyjść.
– Czy naprawdę sądzisz – spytał Anthony, unosząc z powątpiewaniem brwi – że uda ci się wejść na przyjęcie, złożyć lady Danbury wyrazy uszanowania i natychmiast wyjść?
Skinienie głowy Simona było szczere i pewne.
Natomiast śmiech Anthony’ego nie brzmiał wcale uspokajająco.
2
Nowy książę Hastings to niezwykle interesująca postać. Choć powszechnie wiadomo, że nie był w najlepszych stosunkach ze swoim ojcem, nawet pisząca te słowa nie może dociec przyczyn owej animozji.
„Kronika Towarzyska Lady Whistledown”,
26 kwietnia 1813
Pewnego dnia w tym samym tygodniu Daphne znajdowała się na krańcu sali balowej lady Danbury, z dala od eleganckiego tłumu. Była całkowicie zadowolona ze swego miejsca.
W normalnych warunkach z wielką przyjemnością bawiłaby się wraz z innymi; jak każda młoda dama lubiła wytworne przyjęcia, ale kilka godzin temu dowiedziała się od Anthony’ego, że dwa dni wcześniej dopadł go Nigel Berbrooke i poprosił o jej rękę. Ponownie. Anthony, co oczywiste, odmówił (ponownie!), ale Daphne dostawała mdłości na myśl, że Nigel może okazać się niepokojąco wytrwały. Dwukrotne oświadczyny w ciągu dwóch tygodni wskazywały, że niestety nie jest to człowiek, który łatwo przyjmuje odmowy.
Kiedy zobaczyła go po drugiej stronie parkietu, rozglądającego się na wszystkie strony, cofnęła się dalej i skryła w cieniu.
Nie wiedziała, jak ma postępować z tym biedakiem. Nigel nie należał do ludzi najbystrzejszych, nie był jednak człowiekiem wstrętnym. Wiedziała, że musi w jakiś sposób położyć kres jego zaślepieniu, i doszła do wniosku, że najłatwiej będzie zachowywać się jak zwykły tchórz i po prostu unikać zalotnika.
Rozważała właśnie, czy nie wymknąć się do damskiej toalety, kiedy jej myśli przerwał znajomy głos.
– Słuchaj no, Daphne, co tu robisz pod ścianą?
Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła swojego najstarszego brata, który zmierzał w jej kierunku.
– Anthony. – Nie wiedziała, czy ma się cieszyć na jego widok, czy denerwować, bo na pewno braciszek zaraz zacznie wtrącać się w nie swoje sprawy. – Nie miałam pojęcia, że wybierasz się na bal.
– Matka – odparł ponuro. Wszelkie inne słowa były zbędne.
– Ach – westchnęła ze współczującym skinieniem głowy. – Nie musisz nic dodawać. Doskonale rozumiem.
– Sporządziła listę kandydatek na panny młode. – Obrzucił siostrę znękanym wzrokiem. – Ale my ją i tak kochamy, prawda?
Daphne stłumiła wybuch śmiechu.
– Tak, Anthony. Kochamy.
– To jakiś chwilowy obłęd – powiedział oskarżycielskim tonem. – Na pewno jej przejdzie. Nie ma innego wytłumaczenia. Była idealną matką, dopóki nie osiągnęłaś wieku odpowiedniego do małżeństwa.
– Ja? – zapiszczała Daphne. – Więc to wszystko moja wina? Jesteś o całe osiem lat starszy ode mnie!
– Zgoda, ale przed twoim debiutem nie odczuwała takiego matrymonialnego zapału.
– Wybacz mi brak współczucia – prychnęła. – Dostałam listę w zeszłym roku.
– Naprawdę?
– Oczywiście. A ostatnio zagroziła, że będzie mi je dostarczać co tydzień. Zadręcza mnie sprawą mojego małżeństwa o wiele bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić. Było nie było, starzy kawalerowie to wyzwanie. Stare panny natomiast budzą jedynie litość. A ja, gdybyś tego nie zauważył, jestem płci żeńskiej.
Anthony pozwolił sobie na stłumiony chichot.
– Jestem twoim bratem. Nie dostrzegam takich rzeczy – stwierdził z przebiegłym uśmieszkiem, spoglądając na siostrę z ukosa. – Przyniosłaś ją?
– Moją listę? O Boże, nie. Co ty sobie myślisz?
Rozchylił usta w jeszcze szerszym uśmiechu.
– Ja swoją przyniosłem.
Daphne odetchnęła głęboko.
– Nie!
– Tak! Tylko po to, by dokuczyć matce. Zamierzam odczytać ją przed jej nosem, wyciągnę monokl…
– Nie masz monokla.
Anthony przywołał na twarz leniwy, okrutnie złośliwy uśmiech, charakterystyczny – jak mówiono – dla wszystkich mężczyzn z rodziny Bridgertonów.
– Kupiłem go specjalnie na tę okazję.
– Nie możesz tego zrobić. Ona cię zabije. A potem znajdzie jakiś sposób, żeby mnie za to obwiniać.
– Liczę na to.
Daphne dała