Mój książę. Julia Quinn
no dobrze. – Anthony sięgnął do kieszeni kamizelki, wyjął zwitek papieru i podał go siostrze. – Ciekaw jestem, co o tym sądzisz. Na pewno będziesz miała tysiące złośliwych uwag.
Dziewczyna rozwinęła papier i skupiła wzrok na równym, eleganckim piśmie matki. Wicehrabina Bridgerton wymieniła nazwiska ośmiu kobiet. Ośmiu bardzo atrakcyjnych i bardzo bogatych młodych kobiet.
– Dokładnie tego się spodziewałam – mruknęła Daphne.
– Aż tak straszna, jak przypuszczam?
– Gorsza. Philipa Featherington jest głupia jak but.
– A reszta dziewcząt?
Daphne rzuciła bratu spojrzenie spod uniesionych brwi.
– Wcale nie chciałeś się ożenić w tym roku, prawda?
Anthony skrzywił się ze wstrętem.
– A jak wyglądała twoja lista?
– Na szczęście już nieaktualna. Z wymienionych pięciu kandydatów trzech ożeniło się w zeszłym sezonie. Matka dotąd ma do mnie pretensje, że pozwoliłam im wyślizgnąć mi się z rąk.
Rodzeństwo Bridgertonów westchnęło w identyczny sposób, oparłszy się plecami o ścianę. Violetta Bridgerton była niezmordowana w swojej misji swatania dzieci. Anthony, najstarszy syn, i Daphne, najstarsza córka, stali się pierwszymi ofiarami szturmu. Daphne podejrzewała jednak, że wicehrabina z radością wydałaby za mąż nawet dziesięcioletnią Hiacyntę, gdyby tylko dostała odpowiednią propozycję.
– Mój Boże, wyglądacie jak dwoje ponuraków. Dlaczego zaszyliście się w tym kącie?
Kolejny głos, który natychmiast dawał się rozpoznać.
– Benedict – powiedziała Daphne. Nie poruszając głową, zerknęła kątem oka na brata. – Tylko mi nie wmawiaj, że to matka zdołała cię nakłonić do przyjścia na dzisiejszą fetę.
Pokiwał głową z posępną miną.
– Kompletnie odstąpiła od pochlebstw i odwołała się do poczucia winy. W tym tygodniu już trzy razy mi przypominała, że obowiązek spłodzenia następnego wicehrabiego może spaść na mnie, jeśli obecny tu Anthony nie weźmie się do roboty.
Anthony zajęczał głucho.
– Zakładam, że jest to także powód waszej ucieczki w najciemniejszy zakamarek sali balowej? – ciągnął Benedict. – Chowamy się przed mamusią?
– Po prawdzie – odparł Anthony – zobaczyłem, że Daphne czai się w cieniu, więc…
– Czai się? – powtórzył z udawanym przerażeniem młodszy brat.
Daphne spojrzała groźnie na obu braci.
– Przyszłam tu, żeby się schować przed Nigelem Berbrookiem – wyjaśniła. – Zostawiłam matkę w towarzystwie lady Jersey, więc upłynie trochę czasu, zanim zacznie pastwić się nade mną, natomiast Nigel…
– Przypomina bardziej małpę niż człowieka – zażartował Benedict.
– Cóż, nie ujęłabym tego w taki sposób – odrzekła Daphne, siląc się na uprzejmość – ale faktycznie nie należy do najmądrzejszych i dużo łatwiej zejść mu z drogi, niż ranić jego uczucia. Oczywiście teraz, kiedy mnie znaleźliście, nie uda mi się zbyt długo pozostać niezauważoną.
Z gardła Anthony’ego wydobyło się krótkie:
– O?
Daphne obrzuciła wzrokiem starszych braci. Obaj mieli ponad sześć stóp wzrostu, szerokie ramiona oraz marzycielskie brązowe oczy. Jeden i drugi wyróżniali się kasztanowymi włosami, prawie identycznego koloru z jej własnymi, a poza tym – co ma ściślejszy związek ze sprawą – nie mogli pojawić się w żadnym kulturalnym towarzystwie, żeby zaraz nie otoczyła ich gromadka rozchichotanych młodych dam.
A dokądkolwiek udawała się gromadka rozchichotanych młodych dam, tam niezawodnie pojawiał się Nigel Berbrooke.
Daphne zauważyła, że już kilka głów odwróciło się w ich stronę. Ambitne mamusie trącały łokciami swoje córeczki i pokazywały na dwóch braci Bridgertonów, którzy pozostawali jedynie w towarzystwie siostry.
– Wiedziałam, że trzeba było uciekać do toalety – mruknęła.
– Ejże, co to za świstek papieru trzymasz w ręku, Daff? – zapytał Benedict.
Bez większego namysłu podała mu listę potencjalnych narzeczonych Anthony’ego.
Kiedy Benedict głośno zarechotał, Anthony skrzyżował ręce na piersiach i powiedział:
– Postaraj się nie bawić zbyt dobrze moim kosztem. Wróżę, że w przyszłym tygodniu dostaniesz podobną listę.
– Niewątpliwie – zgodził się Benedict. – To cud, że Colin… – Nagle urwał i wybałuszył oczy. – Colin!
Kolejny młody Bridgerton dołączył do kompanii.
– O, Colin! – zawołała Daphne, zarzucając mu ręce na szyję. – Tak miło cię widzieć.
– Zwróć uwagę, że nas nie spotkało równie serdeczne powitanie – rzucił Anthony do Benedicta.
– Was widzę codziennie – odparła dziewczyna. – A Colin okrągły rok przebywał poza domem. – Uścisnęła go raz jeszcze, cofnęła się o krok i odezwała z pretensją w głosie: – Spodziewaliśmy się ciebie dopiero za tydzień.
Colin wzruszył tylko jednym ramieniem, co idealnie pasowało do krzywego uśmiechu na jego twarzy.
– Paryż zrobił się nudny.
– Ach – rzekła Daphne z przenikliwym błyskiem w oku. – Więc skończyły ci się pieniądze.
Colin roześmiał się i podniósł ręce do góry na znak kapitulacji.
– Przyznaję się do winy.
Anthony wziął brata w ramiona i powiedział burkliwie:
– Cholernie dobrze mieć cię znowu w domu, braciszku. Ale forsa, którą ci wysłałem, powinna była starczyć co najmniej do…
– Daj spokój – odparł Colin, ale w jego głosie wciąż pobrzmiewała wesołość. – Przyrzekam, że jutro będziesz mógł zwymyślać mnie od najgorszych. Dzisiaj pragnę tylko towarzystwa mojej kochanej rodzinki.
Benedict parsknął śmiechem.
– Musisz być kompletnie spłukany, skoro nazywasz nas ukochaną rodzinką – zauważył, ale pochylił się do przodu, by mimo wszystko serdecznie uściskać brata. – Witaj w domu.
Colin, zawsze najbardziej beztroski członek rodziny, wyszczerzył zęby, a w jego zielonych oczach zapaliły się figlarne ogniki.
– Dobrze jest wrócić na stare śmieci. Choć muszę przyznać, że tutejsza pogoda nie jest w połowie tak ładna jak na kontynencie, a co do kobiet, no cóż, Anglii trudno by było konkurować pod tym względem z signoriną Ital…
Daphne dała mu kuksańca w ramię.
– Nie zapominaj łaskawie, że wśród obecnych znajduje się dama, ty gburze – napomniała brata, ale w jej głosie nie było urazy. Z całego rodzeństwa Colin był jej najbliższy wiekiem, urodził się osiemnaście miesięcy wcześniej niż ona. W dzieciństwie stanowili nierozłączną parę i zawsze razem wpadali w tarapaty. Colin był urodzonym psotnikiem, a Daphne wcale nie trzeba było długo namawiać do naśladowania brata. – Czy mama wie, że już wróciłeś? – zapytała.
Colin pokręcił głową.
– Przyjechałem do pustego domu i…
– Tak.