Krew Imperium. Brian McClellan

Krew Imperium - Brian McClellan


Скачать книгу
jej powiedział?

      Michel wyrzucił ręce w górę, Ichtracia wyprzedziła go z odpowiedzią.

      – Nic mi nie powiedział. Dyniz ma szpiegów na całym świecie. Ale ponoć miałeś umrzeć dziesięć lat temu. Kiedy Michel powiedział mi, dla kogo pracuje, za kogo wyszła moja siostra, doszłam do jedynego możliwego wniosku, że udało ci się dokończyć to, co zacząłeś z Kresimirem.

      Taniel prychnął tylko, podszedł do ostatniego rzędu ławek i usiadł ciężko.

      – Same plotki – stwierdził ze zmęczeniem. – Wybacz, że nie powiedzieliśmy ci wszystkiego, Michelu. Razem z Pole uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli sam dojdziesz do tego, kim i czym jest Mar… Ichtracia. My znaliśmy tylko to imię: Mara. I mówisz, że to przezwisko?

      – Tak nazywał nas obie dziadek, gdy byłyśmy dziećmi – powiedziała Ichtracia. – Znaczyło to, że jesteśmy jego małymi ofiarami.

      Taniel nadal uśmiechał się przepraszająco, lecz teraz spoglądał na Ichtracię.

      – Rozumiem. Dziękuję, że dołączyłaś do Michela. Mogę sobie tylko wyobrażać, ile tak naprawdę mamy do nadrobienia. No i że chcesz spotkać się z siostrą.

      – Gdzie ona jest? – W głosie Ichtracii zabrzmiała nuta gotowości.

      Taniel się zawahał.

      – Na zachód stąd. Właśnie zamierzam ją odnaleźć.

      Michel przyglądał się Ichtracii. Chciał jej powiedzieć, że znalazła się w obecności wielkiego człowieka. Że powinna okazać mu nieco szacunku. Jednak czuł jedynie złość na Taniela za te wszystkie przemilczenia. Zresztą Ichtracia też nie była byle kim.

      – A skoro mowa o znajdowaniu – odezwał się. – Jak nas znalazłeś?

      – Najpierw pojechałem do Landfall – wyjaśnił Taniel. – Tam się spotkałem ze Szmaragdem, on mi powiedział, że wykonałeś zadanie, i skierował tutaj. Zajęło mi to parę tygodni.

      Michel zmarszczył brwi.

      – Próbowaliśmy znaleźć sposób na ominięcie dynizyjskich blokad od dnia, w którym opuściliśmy Landfall. Jakim cudem ty tak po prostu tam pojechałeś?

      – Jeden z ludzi Szmaragda czekał na mnie na północ od miasta z fałszywymi dokumentami. – Taniel poklepał kieszeń na piersi. – Nikt nie szuka samotnego kresjańskiego jeźdźca, a wedle dokumentów jestem szpiegiem Dynizyjczyków. Padło kilka niewygodnych pytań, ale sobie poradziłem.

      Michel chrząknął z frustracją. Gdyby dla niego i Ichtracii było to takie łatwe, już znaleźliby się po drugiej stronie kontynentu, a nie tkwili w tej rybackiej osadzie, czekając na okazję.

      – Zatem zjawiłeś się tu, by zabrać Ichtracię do Pole, tak?

      Taniel obrzucił Uprzywilejowaną długim spojrzeniem.

      – Owszem.

      – Czekaj. – Ichtracia patrzyła na Michela zmieszana. – Ty z nami nie jedziesz?

      – Serdecznie cię zapraszam – dodał Taniel.

      Michel uśmiechnął się do nich blado.

      – Powinienem, ale muszę wrócić do miasta.

      – Zwariowałeś! – wykrzyknęła Ichtracia. Wymieniła z Tanielem pospieszne spojrzenia. – Wiesz, że Sedial przewraca miasto do góry nogami, by cię znaleźć, prawda? W chwili, gdy ktoś cię rozpozna, zostaniesz pojmany, a potem torturowany i zabity.

      Michel wpatrywał się w swoje dłonie, rozważając te słowa.

      – Michelu? – ponaglił go Taniel.

      – Mam niedokończone sprawy.

      – Jakie niedokończone sprawy? – chciał wiedzieć Dwa Strzały.

      Michel starannie unikał wzroku Ichtracii.

      – W Landfall pomogłem Dynizyjczykom wytropić ostatnie Czarne Kapelusze w mieście – powiedział, uważnie dobierając słowa.

      – Szmaragd mi o tym mówił – odparł Taniel.

      – Znalazłem i zabiłem Vala je Turę.

      – Złotą Różę z pałaszem?

      – Tego samego. Zanim umarł, coś mi wyjawił. – Michel zawahał się ponownie, zerkając na Ichtracię kątem oka. – Wyjawił mi, że Dynizyjczycy gromadzą Palo i wykorzystują ich w krwawym rytuale, który ma aktywować kamień bogów. – Gdy tylko wypowiedział ostatnie słowa, zrozumiał, że mylił się co do Ichtracii, że powinien powiedzieć jej już dawno. Ichtracia otworzyła szeroko oczy, a krew całkiem odpłynęła jej z twarzy. Michel spodziewał się okrzyków zdumienia albo zaprzeczenia, albo… jakichś. Tymczasem Uprzywilejowana zamknęła usta bez słowa.

      – Na otchłań – mruknął Taniel.

      – Muszę wrócić do miasta i dowiedzieć się, czy to prawda, i jeśli tak, coś z tym zrobić.

      – Jeśli to zrobisz, zginiesz – wymamrotała niewyraźnie Ichtracia.

      Michel uśmiechnął się, zaciskając wargi.

      – Tanielu, na co pracowałem przez cały ten czas?

      – Na wolność Palo – odpowiedział Dwa Strzały bez zastanowienia.

      Ichtracia wyglądała na zaskoczoną.

      – Myślałam, że zamierzasz sprzeciwić się mojemu dziadkowi… Zapobiec użyciu kamieni.

      – To… to walka, którą toczą Taniel i Ka-poel – stwierdził Michel. – Ja mam tak naprawdę jeden cel: uwolnić Palo spod jarzma tego, kto ich próbuje podbić, zniewolić, gnębić. Nie ma znaczenia, czy to Kresjanie, Fatrastanie, czy Dynizyjczycy. Muszę zmierzyć się z wrogami mego ludu. Nie będzie ze mnie pożytku, gdy ruszę z tobą i Tanielem. Muszę wrócić do Landfall.

      – Ale mówiłeś, że Palo są lepiej traktowani pod dynizyjskimi rządami. – W głosie Ichtracii pojawiły się nuty, których Michel nie potrafił do końca rozszyfrować, brzmiały jak desperacja.

      – Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Może? A może to tylko propaganda. Tak czy inaczej, muszę wrócić do Landfall i odkryć prawdę.

      Cisza, jaka zapadła, była ogłuszająca. Ichtracia wpatrywała się w ścianę. Taniel wpatrywał się w Michela. A Michel badawczym wzrokiem wodził po twarzach ich obojga, starając się coś z nich wyczytać. Wreszcie Taniel odchrząknął.

      – Ka-poel jest w drodze do Dynizu.

      – Co?! – Słowo wyrwało się z ust Ichtracii, która gwałtownie odwróciła się do szwagra.

      – Zamierza znaleźć trzeci z kamieni, a ja planuję do niej dołączyć.

      – Zginie! Dlaczego wy wszyscy chcecie popełnić samobójstwo? – Coś w minie Taniela musiało ją zastanowić, bo zamilkła i odetchnęła gwałtownie. – Nie wiesz?

      – Czego?

      – My już mamy trzeci kamień. Jest strzeżony na wszelkie sposoby.

      Taniel mruknął coś pod nosem.

      – Dobrze, że jest ktoś, kto ją chroni. Jeśli to prawda, nie mam chwili do stracenia. Muszę przeprawić się na drugą stronę kontynentu, złapać statek i przemknąć się do Dynizu. Miną miesiące, zanim dogonię Ka-poel.

      Michel prychnął. Taniel powiedział to wszystko tak optymistycznym tonem, jakby wybierał się na przyjemną wycieczkę. Tymczasem w ciągu tych miesięcy wszystko mogło się zdarzyć, szczególnie jeśli Ka-poel ruszyła do Dynizu na oślep. Niemal poprosił Taniela, by ten udał się z nim do Landfall, ale wiedział, że nie ma po co. Taniel poszedłby za


Скачать книгу