Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-Zinn
im: „Nie musisz tego lubić, musisz to tylko zrobić. Po ośmiu tygodniach powiesz nam, czy był z tego jakiś pożytek. A teraz po prostu kontynuuj”.
Dla pacjentów zapisujących się na MBSR wystarczającą motywacją okazuje się zazwyczaj własne cierpienie i możliwość działania na rzecz poprawy zdrowia. To właśnie źródło wymaganego osobistego zaangażowania. Dla większości pacjentów intensywny trening ciała i umysłu jest nowym doświadczeniem, nie mówiąc już o systematycznym treningu w obszarze egzystencjalnym. Dyscyplina wymaga, aby uczestnicy kursu do pewnego stopnia przeorganizowali swoje życie. Polega to na wygospodarowaniu czasu na formalne techniki medytacyjne przez czterdzieści pięć minut dziennie, nie mówiąc o stopniowym włączaniu uważności w życie codzienne.
Nie dzieje się to za sprawą magii. Musimy zweryfikować rozkład zajęć i priorytety oraz zaplanować, jak znaleźć odpowiedni czas na praktykę. Oto jedna z sytuacji, gdy zapisanie się na program redukcji stresu może na chwilę pogłębić stres w życiu danej osoby.
Ci z nas, którzy uczą w klinice, uważają praktykę medytacji za integralną część swojego życia i rozwoju jako osoby. Prosimy więc pacjentów o coś, co sami robimy regularnie. Wiemy, ile wysiłku wymaga znalezienie czasu na praktykę i znamy wartość wzbogaconego nią życia. Na miejsce w zespole kliniki mogą liczyć tylko osoby mające za sobą lata treningu medytacyjnego i prowadzące stabilną codzienną praktykę. Ludzie skierowani do kliniki mają poczucie, że to, o co ich prosimy, nie jest „środkiem zaradczym”, lecz raczej „zaawansowanym treningiem” służącym do mobilizowania ich własnych, głęboko ukrytych możliwości radzenia sobie w życiu. Trening ten można uznać za zaawansowaną sztukę życia. Nasze własne zaangażowanie w praktykę jako instruktorów MBSR czynem, a nie słowami potwierdza przekonanie, że wędrówka, do której zapraszamy pacjentów, jest życiową przygodą. Przez osiem tygodni odbywamy tę wędrówkę wspólnie. Poczucie zaangażowania we wspólny cel sprawia, że utrzymanie dyscypliny codziennej praktyki jest dla wszystkich o wiele łatwiejsze. Ostatecznie jednak oczekujemy od naszych pacjentów i siebie samych czegoś więcej niż tylko czasu poświęconego formalnej praktyce medytacji. Otóż tylko czyniąc z praktyki „sposób bycia”, robimy realny użytek z tkwiącej w niej mocy. Prawdziwa praktyka uważności to sposób przeżywania naszego życia w każdej kolejnej chwili, cokolwiek robimy, bez względu na warunki. Ośmiotygodniowy program MBSR to tylko początek. Sam program uważamy za punkt wyjścia, pozwalający później odmienić całe życie. To świadczy o prawdziwej randze nieprzerwanego kultywowania i urzeczywistniania uważności.
Aby wykorzystać ową siłę we własnym życiu, warto przeznaczyć konkretny czas na praktykę w rozkładzie dnia – codziennie albo przynajmniej sześć dni w tygodniu, przez co najmniej osiem kolejnych tygodni. Już samo zarezerwowanie takiej ilości czasu „dla siebie” stanowi głęboką i bardzo pozytywną zmianę stylu życia. Nasze życie jest tak złożone, a umysł zazwyczaj tak rozproszony i pobudzony, że powinniśmy, zwłaszcza na początku, ująć praktykę w pewne ramy czasowe, jeśli to możliwe, przygotowując specjalne miejsce w domu, gdzie będzie nam wygodnie i gdzie poczujemy się naprawdę „u siebie”.
Ten czas powinien być wolny od wszelkich zakłóceń. A także od innych zobowiązań, byśmy po prostu mogli być sobą, bez potrzeby reagowania na zewnętrzne bodźce czy podejmowania jakiegoś działania. Nie zawsze mamy możliwość zaaranżowania takiej sytuacji, ale gdy się to uda, odniesiemy z tego pożytek. Kolejnym wyznacznikiem zaangażowania w praktykę jest to, czy wyłączymy w trakcie jej trwania różne gadżety i urządzenia elektroniczne12. Jeśli potrafimy zadomowić się w czasie przeznaczonym na praktykę, mieć go tylko dla siebie, wejdziemy na wyższy poziom „puszczania”. Już dzięki tym kilku działaniom w naszym życiu może zagościć głęboki spokój.
Jeśli zobowiążesz się wobec siebie do podjęcia takiej praktyki, to jest to kwestia samodyscypliny, będącej sposobem wprowadzenia tego zobowiązania w życie. Podejmowanie zobowiązań we własnym interesie jest łatwe. Ale prawdziwym miernikiem dyscypliny jest pozostanie na obranej ścieżce mimo przeszkód i braku natychmiastowych „efektów”. Tu pojawia się rola świadomości celu, a więc intencji kontynuowania praktyki z determinacją sportowca bez względu na nastroje czy dyskomfort.
Gdy podejmiemy już decyzję i wyznaczymy sobie czas, okazuje się, że regularna praktyka medytacyjna nie jest aż tak trudna, jak mogłoby nam się wydawać. Większość ludzi i tak ma pewną dozę dyscypliny wewnętrznej. Zerwanie się rano z łóżka i pójście do pracy też wymaga zdyscyplinowania. Tak samo planowanie czasu. Nikt nigdy ci za to nie zapłaci. Może się zdarzyć, że nie zostaniemy przyjęci na program MBSR, na którym wszyscy praktykują to samo, więc czujemy pewną presję grupową, by nie odstawać od reszty. Wtedy musimy kontynuować praktykę z innych powodów. Być może wystarczy umiejętność lepszego funkcjonowania w warunkach presji, lepsze zdrowie i samopoczucie albo osiągnięcie głębszego rozluźnienia, wiara we własne siły i szczęście. Ostatecznie sami musimy zdecydować, dlaczego podejmujemy takie zobowiązanie.
Niektórzy czują opór w reakcji na postulat wygospodarowania czasu dla siebie. Przynajmniej w Stanach Zjednoczonych dziedzictwem purytańskej etyki jest poczucie winy, gdy robimy coś dla siebie. Niektórzy słyszą głos podpowiadający im, że są samolubni albo nie zasługują na troskę ze swojej strony. Zwykle to przekaz, który słyszeli na wczesnym etapie swojego życia: „Żyj dla innych, nie dla siebie”. „Pomagaj innym, nie myśl o sobie”.
Jeśli masz poczucie, że nie zasługujesz na własny czas, może warto spojrzeć na to jak na część praktyki uważności? Skąd biorą się takie odczucia? Jakie myśli się za nimi kryją? Czy potrafisz przyglądać się im z akceptacją? Czy są trafne?
Nie ulega kwestii, że nasza przydatność dla świata zależy od naszej równowagi wewnętrznej. Czy czas przeznaczony na „nastrojenie” własnych narzędzi i odbudowanie zapasów energii to naprawdę samolubstwo? To raczej przejaw inteligencji.
Na szczęście po rozpoczęciu praktyki uważności uczestnicy naszych zajęć dość szybko radzą sobie z koncepcją takiego „samolubstwa”. Zaczynają widzieć, jak – dzięki poświęceniu odrobiny czasu na czyste bycie – polepsza się ich życie, zwiększa poczucie własnej wartości i poprawiają relacje w związkach.
Zachęcamy do znalezienia optymalnego czasu na praktykę. Dla mnie najlepsza pora to wczesny ranek. Lubię wstać godzinę wcześniej, niż wstałbym w innym przypadku, usiąść do medytacji i poćwiczyć jogę. Lubię spokój, który panuje o tej porze. To bardzo przyjemne uczucie, obudzić się i nie mieć nic do roboty oprócz trwania w teraźniejszości, czystego bycia w kontakcie z rzeczami w ich prawdziwej postaci, doświadczania otwartego i świadomego umysłu z daleka od internetu i wszystkich urządzeń elektronicznych. Wiem, że telefon o tej porze nie zadzwoni. Wiem, że moi bliscy śpią, więc praktykując medytację, nie pozbawimy ich czasu, który moglibyśmy spędzić razem. Kiedy nasze dzieci były małe, najmłodsze z nich jakby wyczuwało, gdy w domu pojawiała się energia przytomności, były więc okresy, gdy musiałem przesuwać rozpoczęcie medytacji aż na czwartą rano, by mieć spokój. Gdy dzieci podrosły, medytowały i ćwiczyły jogę razem ze mną. Nigdy ich do tego nie zmuszałem. Było to po prostu coś, co robił tata, więc naturalnie się przyłączały.
Praktykowanie medytacji i jogi wcześnie ma pozytywny wpływ na resztę mojego dnia. Myślę, że kiedy rozpoczynam dzień, trwając w ciszy, spoczywaniu w świadomości, zadomawiając się w obszarze czystego bycia i tym samym ugruntowując je, a także rozwijając spokój i koncentrację, jestem bardziej uważny i odprężony przez resztę dnia, lepiej radzę sobie ze stresem. Kiedy zestrajam się z własnym ciałem, delikatnie rozciągam mięśnie i staram się je poczuć, moje ciało wydaje się bardziej wypełnione życiem i energią niż w dni, gdy tego nie robię. Mam wtedy również znacznie precyzyjniejsze odczucie, w jakiej formie moje ciało jest tego dnia oraz na co powinienem uważać, na przykład wtedy, gdy dolna część pleców albo kark po wstaniu z łóżka są usztywnione albo bolesne.
Niektórzy nasi pacjenci