Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-Zinn
że teraz nasze ciała są cięższe o tę jedną rodzynkę. Potem powtarzamy całe ćwiczenie z drugą rodzynką bez żadnego komentarza, w milczeniu. A potem jeszcze raz, z trzecią.
Odzew po tym ćwiczeniu jest zawsze pozytywny, nawet ze strony osób, które rodzynek nie lubią. Ludzie mówią nam, że takie podejście do jedzenia jest przyjemne choćby dla samej odmiany, bo odkąd pamiętają, w gruncie rzeczy poczuli po raz pierwszy, jak smakuje rodzynka i nawet zjedzenie jednej rodzynki może być satysfakcjonujące. Często pojawia się wniosek, że gdybyśmy zawsze jedli w ten sposób, jedlibyśmy mniej, a nasze doświadczenia związane z jedzeniem byłyby bardziej przyjemne i satysfakcjonujące. Niektórzy pacjenci stwierdzają, że przyłapali się na automatycznym sięganiu po kolejne rodzynki, zanim zjedli tę, którą mieli w ustach – w tym momencie orientowali się, że w taki sposób zazwyczaj jedzą.
Wielu z nas wykorzystuje jedzenie do osiągnięcia emocjonalnego zaspokojenia, zwłaszcza gdy czujemy niepokój, przygnębienie albo zwyczajną nudę, dlatego to proste ćwiczenie polegające na zwolnieniu tempa i zwracaniu bacznej uwagi na to, co robimy, pokazuje, jak silne, niekontrolowane i szkodliwe bywają nasze odruchy, gdy w grę wchodzi jedzenie. Oraz że proste czynności mogą nam dawać dużo satysfakcji, gdy nasze działanie jest świadome.
Gdy zaczniemy angażować uwagę w ten sposób, nasza relacja z rzeczami się zmieni. Widzimy więcej i jest to widzenie głębsze i klarowniejsze. Możemy zacząć dostrzegać wewnętrzny porządek i sieć powiązań między różnymi rzeczami, co przedtem nie było tak oczywiste. Możesz więc zauważyć związki między odruchami wyłaniającymi się z głębi umysłu oraz zorientować się, że się przejadamy i bagatelizujemy sygnały wysyłane przez ciało. Gdy angażujemy uwagę, stajemy się bardziej przytomni. Uwalniamy się od zwykłego sposobu postrzegania otaczającego nas świata i automatycznego działania, bez pełnej świadomości. Kiedy jemy uważnie, mamy kontakt ze swoim posiłkiem, ponieważ umysł nie jest rozproszony albo przynajmniej jest mniej rozproszony. Dlatego, że nie myślimy wtedy o innych sprawach. Zajmujemy się jedzeniem. Kiedy patrzymy na rodzynkę, rzeczywiście ją widzimy. Kiedy ją przeżuwamy, naprawdę czujemy smak.
Istotą praktyki uważności jest to, że wiemy, co robimy, gdy to robimy. Ta wiedza jest wiedzą niekoncepcyjną albo wiedzą wyrastającą ponad wiedzę koncepcyjną. Jest to świadomość sama w sobie. To zdolność, którą już posiadamy. Z tego powodu ćwiczenie z rodzynkami nazywamy „medytacją jedzenia”. Dlatego pamiętajmy: w medytacji czy uważności nie ma nic szczególnie nadzwyczajnego ani mistycznego. Medytacja wymaga tylko skupienia uwagi na własnych przeżyciach w każdej kolejnej chwili. Prowadzi nas to bezpośrednio do nowego sposobu postrzegania i nowego stylu życia, ponieważ chwila obecna, jeśli tylko jest rozpoznana i doceniona, ujawnia bardzo niezwykłą, magiczną moc: jest to jedyny czas, który każdy z nas ma do dyspozycji. Teraźniejszość to jedyny moment, kiedy możemy coś poznać. To jedyny czas, by coś dostrzec, czegoś się nauczyć, czegoś dokonać, coś zmienić, coś uzdrowić i kogoś kochać. Z tego właśnie powodu tak bardzo cenimy świadomość towarzyszącą każdej kolejnej chwili. Sami musimy się nauczyć, jak ugruntować w sobie tę zdolność umysłu, zarazem podejmowany wysiłek jest celem samym w sobie. To dzięki niemu nasze doświadczenia stają się wyrazistsze, a życie bardziej realne.
* * *
Jak zobaczymy w następnym rozdziale, gdy chcemy wkroczyć na ścieżkę praktykowania medytacji uważności, warto umyślnie włożyć w życie pewną dawkę prostoty. Można to zrobić, przeznaczając jakiś czas w ciągu dnia na chwilę ciszy i spokoju, chwilę, którą możemy wykorzystać na skupienie się na podstawowych doznaniach związanych z byciem żywą istotą, takich jak oddech, na odczuciach wyłaniających się z ciała i strumienia myśli. Wkrótce taka formalna praktyka medytacji „rozlewa się” na całe nasze codzienne życie, przyjmując postać celowego angażowania większej uwagi niezależnie od tego, co akurat robimy. Możemy odkryć, że spontanicznie zwracamy teraz więcej uwagi na różne rzeczy – nie dzieje się tak tylko wtedy, gdy „medytujemy”.
Praktykujemy uważność, starając się pamiętać, by zachować przytomność we wszystkich chwilach poza nocnym odpoczynkiem – staranie oznacza, że robimy to zarówno ze sporą życzliwością wobec siebie, jak i z pewną stanowczością i dyscypliną. Możemy praktykować, uważnie wynosząc śmieci, uważnie jedząc i prowadząc samochód. Możemy praktykować, przeżywając wszystkie wzloty i upadki, możemy praktykować w obliczy zmian w naszym ciele i umyśle, w czasie życiowych burz. Uczymy się świadomości naszych lęków i bólu, a jednocześnie jesteśmy bardziej ustabilizowani i mamy więcej wiary we własne siły dzięki więzi z głębszym wymiarem w swoim wnętrzu, z rozróżniającą mądrością, która pomaga nam przeniknąć i przekroczyć lęk i ból oraz odkryć spokój i nadzieję w naszym położeniu – niezależnie od ewentualnych trudności.
Używamy słowa „praktyka” w pewnym szczególnym sensie. Praktyka nie oznacza dla nas wielkiej próby przed występem ani doskonalenia umiejętności, byśmy mogli posłużyć się nią kiedy indziej. W kontekście medytacji praktyka oznacza „celowe trwanie w teraźniejszości”. Środki, którymi posługujemy się w obrębie medytacji, oraz jej cel są tożsame. Nie próbujemy niczego osiągać. Pracujemy jedynie nad tym, aby być tu, gdzie już jesteśmy, i być w pełni. Nasza praktyka medytacyjna może się pogłębić w ciągu kolejnych lat jej kontynuowania, ale w rzeczywistości nie praktykujemy po to, by do tego doprowadzić. Nasza wędrówka ku lepszemu zdrowiu i samopoczuciu to naturalna ewolucja. Świadomość, wgląd i zdrowie dojrzewają samodzielnie, gdy jesteśmy gotowi do angażowania uwagi w każdą mijającą chwilę i gdy pamiętamy, że w życiu mamy właśnie tylko chwile do dyspozycji.
2
Podstawy praktyki uważności: zasady i zaangażowanie w praktykę
Pielęgnacja uzdrawiającej siły uważności wymaga czegoś więcej niż mechanicznego trzymania się pewnej recepty czy zestawu instrukcji. Prawdziwy proces uczenia się wygląda inaczej. Uczenie się, rozumienie i zmiana są możliwe tylko wtedy, gdy umysł jest otwarty i chłonny. W praktykowanie uważności musimy zaangażować się całym sercem. Nie możemy po prostu przyjąć pozycji medytacyjnej i oczekiwać, że coś w magiczny sposób stanie się samo. Nie możemy włączyć płyty CD z nagraniami instrukcji i oczekiwać, że płyta „coś zrobi”.
Decyduje nasze podejście do praktyki skupiania uwagi i obecności tu i teraz. To gleba, na której będziemy kultywować zdolność uspokojenia umysłu i odprężania ciała, zdolność koncentracji i bardziej klarownego postrzegania. Jeśli gleba jest jałowa, to znaczy, jeśli nasza energia i zaangażowanie w praktykę są niewielkie, trudno będzie rozwijać spokój i rozluźnienie z odpowiednią konsekwencją. Jeśli gleba jest skażona, to znaczy, jeśli próbujemy zmusić się do rozluźnienia, żądamy od siebie, by „coś się stało”, nic w ogóle nie wyrośnie i szybko dojdziemy do wniosku, że „medytacja nie skutkuje”.
Pielęgnowanie świadomości medytacyjnej wymaga zupełnie nowego spojrzenia na proces uczenia się. Przekonanie, że wiemy, czego nam trzeba i gdzie możemy to uzyskać, jest tak mocno zakorzenione w naszych umysłach, że możemy łatwo wpaść w pułapkę obsesyjnego kontrolowania przebiegu zdarzeń, a więc starań, by sprawy potoczyły się „po naszej myśli”, zgodnie z naszym życzeniem. To podejście jest jednak sprzeczne ze sposobem działania świadomości i procesu uzdrawiania. Świadomość wymaga jedynie, byśmy skupiali uwagę i widzieli rzeczy takimi, jakie są naprawdę. Nie wymaga natomiast, byśmy cokolwiek zmieniali na siłę. Uzdrawianie wymaga wrażliwości i akceptacji, dostrojenia się do sieci powiązań i wymiaru holistycznego. Nie da się zrobić tego na siłę, tak samo jak nie da się na siłę zasnąć. Musimy zadbać o odpowiednie warunki sprzyjające zasypianiu, a potem musimy się rozluźnić. Ta prawidłowość odnosi się do rozluźnienia medytacyjnego. Nie można do niego doprowadzić siłą woli. Takie próby wywołają jedynie napięcie i frustrację.
Jeśli