Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-Zinn
stan stóp stanowił po prostu mniejszy problem. Po ośmiu tygodniach jego żona potwierdziła, że był szczęśliwszy i bardziej aktywny.
Kolejnym przykładem akceptacji kompletnej katastrofy jest historia pewnej młodej lekarki. Została skierowana na nasz program z powodu nadciśnienia krwi i bardzo silnych stanów lękowych. Przechodziła przez trudny okres w swoim życiu, pełen gniewu, depresji i skłonności autodestrukcyjnych. Przyjechała z innej części kraju, by dokończyć staż. Czuła się odizolowana i wypalona. Jej lekarz nalegał, by spróbowała MBSR, mówiąc, że „przecież nie może zaszkodzić”. Dziewczyna miała jednak sporo wątpliwości i z lekceważeniem odnosiła się do programu, który w gruncie rzeczy nic „nie pomaga”. Co gorsza, okazało się, że program obejmuje ćwiczenia medytacji. Na pierwszych zajęciach się nie pojawiła, ale Kathy Brady z sekretariatu kliniki, która przed laty sama wzięła udział w programie jako pacjentka, zadzwoniła do niej, by dowiedzieć się o powody nieobecności. Była dla niej tak miła, a w jej głosie przez telefon było tyle troski, że zakłopotana pacjentka przyszła na inne zajęcia nazajutrz.
Częścią pracy młodej doktor było latanie helikopterem przychodni do wypadków i przywożenie ciężko rannych pacjentów. Nie cierpiała tego helikoptera. Przerażał ją, a w czasie lotu zawsze miała mdłości. Jednak pod koniec ósmego tygodnia w Klinice Redukcji Stresu była już w stanie latać śmigłowcem bez odczuwania mdłości. Ciągle go nie znosiła, ale go tolerowała i mogła wykonywać swoją pracę. Ciśnienie krwi obniżyło się do tego stopnia, że samodzielnie zrezygnowała z dalszego przyjmowania leków, by zobaczyć, czy poziom się utrzyma (lekarze mogą sobie na to pozwolić) i tak właśnie się stało. Jednocześnie były to ostatnie miesiące jej stażu i przez większość czasu czuła się wyczerpana. Na dodatek była wciąż emocjonalnie nadwrażliwa i pobudliwa. A zarazem znacznie bardziej świadoma swoich zmiennych stanów psychofizycznych. Postanowiła powtórzyć kurs, ponieważ miała poczucie, że dopiero pod koniec naprawdę się wciągnęła. Tak też zrobiła i kontynuowała praktykę medytacyjną przez wiele lat.
Doświadczenia w Klinice Redukcji Stresu sprawiły, że lekarka na nowo odkryła szacunek do pacjentów w ogóle, a do swoich pacjentów w szczególności. W każdym tygodniu trwania programu towarzyszyli jej w zajęciach inni pacjenci, a wśród nich nie występowała w swojej zwykłej roli „pani doktor”, lecz jako kolejna osoba z własnymi problemami. Tydzień po tygodniu robiła te same rzeczy co reszta. Słuchała, jak opowiadają o swoich doświadczeniach z praktyką medytacji, i obserwowała pojawiające przez ten czas zmiany. Stwierdziła, że była zdumiona, jak wiele cierpień pacjenci znosili i jak wiele byli w stanie zrobić dla siebie dzięki odrobinie zachęty i treningowi. Zaczęła także dostrzegać wartość medytacji, bo swoje wyobrażenia skonfrontowała z rzeczywistością. W gruncie rzeczy zaczęła rozumieć, że nie różni się od innych uczestników zajęć.
Przemiany podobne do doświadczeń tych trzech osób zdarzają się w Klinice Redukcji Stresu często. Zwykle stanowią fundamentalny punkt zwrotny w życiu pacjentów, ponieważ znacznie poszerza się zakres tego, co uważają za sferę swoich możliwości.
Zwykle pacjenci opuszczają program, dziękując nam za swoje postępy. W rzeczywistości jednak poprawa ich stanu w całości zależy od ich własnego wysiłku. Tak naprawdę dziękują nam za sposobność nawiązania kontaktu z własną siłą wewnętrzną i możliwościami, a także za wiarę, jaką w nich pokładaliśmy, za to, że w pracy z nimi nie daliśmy za wygraną i pokazaliśmy im narzędzia umożliwiające taką transformację.
Zwracanie pacjentom uwagi na to, że ukończenie programu wymaga wiary w siebie, sprawia nam przyjemność. To oni muszą chcieć stawić czoło kompletnej katastrofie własnego życia, zarówno w okolicznościach przyjemnych, jak i nieprzyjemnych, gdy sprawy idą po ich myśli i gdy jest inaczej, gdy mają poczucie, że kontrolują własne życie i gdy im się ono wymyka; to oni muszą spożytkować te same doświadczenia oraz własne myśli i uczucia jako surowy materiał pomocny w powrocie do zdrowia. Gdy zaczynali, towarzyszyło temu przekonanie, że program być może okaże się pomocny albo że prawdopodobnie zakończy się fiaskiem. Odkryli jednak, że mogą zrobić dla siebie coś bardzo ważnego i nikt inny nie mógłby ich wyręczyć.
Każda osoba z powyższych przykładów przyjęła wyzwanie, by traktować życie, jakby każda chwila miała znaczenie, jakby każda chwila się liczyła i dawała okazję do pracy nad sobą, nawet jeśli była to chwila bólu, smutku, rozpaczy albo lęku. Owa „praca” wymaga przede wszystkim regularnej, zdyscyplinowanej pielęgnacji świadomości każdej następnej chwili, jej ważności, więc uważności – całkowitego „wzięcia w posiadanie” i „zamieszkania” w każdym momencie naszego doświadczenia, dobrego, złego czy ohydnego. Na tym polega istota życia w obliczu kompletnej katastrofy.
* * *
Każdy z nas potrafi być uważny. W tym celu nie trzeba robić nic poza zwróceniem uwagi na chwilę obecną i pohamowaniem skłonności do osądzania albo przynajmniej uświadomieniem sobie, jak wiele energii poświęcamy osądzaniu. Pielęgnowanie uważności odgrywa zasadniczą rolę w doprowadzeniu do zmian, jakich doświadczają pacjenci Kliniki Redukcji Stresu. Jednym ze sposobów myślenia o typowym dla uważności procesie przemiany jest wyobrażenie sobie, że uważność to soczewka, która skupia rozproszoną, reaktywną energię umysłu w spójne źródło energii służącej życiu, rozwiązywaniu problemów i odzyskiwaniu zdrowia.
Rutynowo, bezwiednie marnujemy ogromne ilości energii, automatycznie i nieświadomie reagując na świat zewnętrzny i własne wewnętrzne przeżycia. Pielęgnowanie uważności oznacza wykorzystywanie i skupienie naszej własnej marnowanej energii. Czyniąc to, uczymy się osiągać poziom spokoju, który pozwala nam na głęboki wgląd i trwanie w chwili dobrego samopoczucia i rozluźnienia, pozwala odczuć pełnię i doświadczać siebie jako osoby w pełni zintegrowanej. Dostrzeżenie i wzięcie w posiadanie naszej integralności dodaje nam sił, odbudowuje ciało i umysł. Jednocześnie ułatwia nam zrozumienie sposobu, w jaki rzeczywiście podchodzimy do życia, a tym samym zrozumienie, jakich zmian musimy dokonać, by było zdrowsze i lepsze. Na dodatek pomaga nam skuteczniej kierować własną energią w stresujących sytuacjach lub gdy czujemy się zagrożeni czy bezradni. Energia ta pochodzi z naszego wnętrza, jest zatem zawsze dostępna i zawsze możemy ją mądrze wykorzystać, zwłaszcza gdy pielęgnujemy ją poprzez trening i osobistą praktykę.
Pielęgnowanie uważności może nas doprowadzić do odkrycia w sobie głębokich pokładów dobrego samopoczucia, spokoju, klarowności i wglądu. Przypomina to odkrycie nowego terytorium, nieznanego wcześniej albo jedynie mgliście przeczuwanego, terytorium posiadającego prawdziwe źródło pozytywnej energii pomocnej w zrozumieniu i uzdrowieniu siebie. Co więcej, łatwo się z nim oswoić i wyrobić w sobie nawyk częstszych tam wypadów. W każdej chwili może nas tam zaprowadzić ścieżka wiodąca przez własne ciało, umysł i oddech. Ów wymiar czystego istnienia, wymiar przebudzenia, jest zawsze dostępny. Pozostaje na wyciągnięcie ręki niezależnie od naszych problemów. Bez względu na to, czy stajemy w obliczu choroby serca, nowotworu, bólu czy po prostu bardzo stresującego życia, ta energia może przyjść nam z pomocą.
* * *
Systematyczne pielęgnowanie uważności jest uznawane za sedno medytacji buddyjskiej. Rozwijała się ona w ciągu ostatnich dwóch tysięcy sześciuset lat zarówno w klasztorach, jak i w środowiskach świeckich w wielu krajach Azji. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych na całym świecie ten typ medytacji zyskał znaczną popularność. Po części było to spowodowane chińską inwazją na Tybet i dziesięcioleciami wojny w Azji Południowo-Wschodniej, ponieważ wielu buddyjskich mnichów i nauczycieli musiało emigrować. Po części zawdzięczamy to młodym ludziom z Zachodu, którzy jeździli do Azji uczyć się i praktykować medytację, aby po powrocie zostać nauczycielami. Wreszcie mieli na to wpływ mistrzowie zen i inni nauczyciele medytacji, którzy przyjeżdżali na Zachód, by nauczać, przyciągnięci niezwykłym w krajach zachodnich zainteresowaniem praktyką medytacyjną. W ciągu ostatnich trzydziestu lat trend ów tylko się wzmocnił.
Chociaż