Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-Zinn
zapędy i skierujemy uwagę z powrotem na ruch stóp, nóg, a także całego ciała. Dobrym pomysłem na rozpoczęcie praktyki jest skupienie świadomości na stopach oraz nogach i praktykowanie w ten sposób przez pewien czas. Potem, gdy nasza koncentracja nabiera mocy, możemy rozszerzyć pole świadomości na całe ciało w ruchu oraz oddech. Jeśli mamy ochotę, możemy włączyć w medytację również odczucie przepływu powietrza na skórze i twarzy, widok przed sobą i otaczające nas dźwięki. Pamiętajmy, że bez względu na to, na jakich przedmiotach skupiamy uwagę, mamy zawsze do czynienia z tą samą świadomością i ta świadomość może objąć całe doświadczenie chodzenia w każdej chwili.
Możemy praktykować uważne chodzenie w dowolnym tempie. Czasem robimy to tak powoli, że jeden krok zajmuje minutę. Dzięki temu możemy pielęgnować świadomość każdego ruchu w każdej chwili. Praktykujemy jednak medytację w ruchu także w bardziej naturalnym tempie. W czasie całodniowych sesji organizowanych w szóstym tygodniu programu, opisanych w następnym rozdziale, wykonujemy czasem medytację w marszu w podkręconym tempie. W tym wypadku chodzi o praktykowanie świadomości, gdy poruszamy się szybko. Gdy spróbujemy tego ćwiczenia, odkryjemy, że nie tak łatwo uchwycić każdy krok, możemy jednak przenieść świadomość na poczucie ruchu w przestrzeni całego ciała. Zatem nawet w pośpiechu można ćwiczyć uważność, jeśli tylko potrafimy o niej pamiętać.
Gdy chodzenie uznajemy za formalną praktykę medytacji, warto, byśmy wyznaczyli sobie konkretny odcinek czasu, powiedzmy dziesięć minut, i wybrali miejsce, w którym będziemy mogli chodzić powoli tam i z powrotem w linii prostej. Aby utrzymać baczną uwagę, dobrze jest skupić ją na jednym aspekcie praktyki, zamiast przenosić ją wciąż z jednego elementu na inny. Jeśli więc postanowiliśmy skierować uwagę na stopy, warto spróbować utrzymać ją na stopach przez całą medytację, a nie przenosić ją potem na oddech, nogi czy pełny cykl marszu. Ponieważ chodzenie w tę i z powrotem bez wyraźnego celu wygląda dziwnie, zwłaszcza gdy chodzimy powoli, powinniśmy ćwiczyć tam, gdzie nikt nie będzie nas obserwował, na przykład w sypialni czy salonie. Wybierzmy tempo, które ułatwi utrzymanie maksymalnej uwagi. To może się za każdym razem zmieniać, ale ogólnie rzecz biorąc, tempo powinno być wolniejsze niż codzienne chodzenie.
Pewna młoda kobieta była tak niespokojna, gdy zaczynała program redukcji stresu, że nie mogła znieść ani chwili bezruchu. Nie mogła wysiedzieć w miejscu, miała nerwowe tiki, chodziła tam i z powrotem, poklepywała ściany albo w trakcie naszej rozmowy bez chwili przerwy bawiła się sznurem telefonu na biurku. Nawet krótkie skanowanie ciała i medytacja na siedząco były w jej przypadku wykluczone. Nawet joga była zbyt statyczna. Jednak pomimo niepokoju kobieta intuicyjnie wiedziała, że podjęcie praktyki uważności jest dla niej ścieżką prowadzącą do uzdrowienia, należało tylko znaleźć sposób rozpoczęcia praktyki. Kołem ratunkowym stała się właśnie medytacja w chodzeniu. Używała jej do zakotwiczenia umysłu w czasie uważnej pracy ze swoimi demonami w chwilach, gdy wszystko wymykało się spod kontroli. Stopniowo, z biegiem lat jej stan się poprawiał i w końcu mogła wykorzystać także inne formalne ćwiczenia. Ale to właśnie medytacja w ruchu pomogła jej, gdy nic innego się nie sprawdzało. Uważne chodzenie może być równie głęboką praktyką medytacyjną jak siedzenie, skanowanie ciała czy joga.
* * *
Kiedy nasze dzieci były małe, robiłem sporo „przymusowej” medytacji w ruchu, najczęściej w domu, późno w nocy, z jednym z maluchów w ramionach. Chodziłem w tę i we w tę. Dzięki temu połączyłem praktykę z opieką nad dziećmi.
Oczywiście mój umysł często buntował się przeciw wstawaniu w środku nocy. Rozpaczliwie pragnął snu. Każdy rodzic zna to uczucie.
Ale rzeczywistość była taka, że musiałem wstawać. W takim razie decyzja, by prawdziwie oprzytomnieć, miała sens. Oznaczało to praktykowanie pełnej obecności, gdy trzymam w ramionach dziecko, chodząc powoli tam i z powrotem. Czasem to chodzenie wydawało się nie mieć końca i trwać godzinami. Praktykowanie uważności bardzo mi wtedy ułatwiało to, co i tak musiałem wykonać, pozwalając na bliższy kontakt z moimi dziećmi – włączałem w pole świadomości poczucie malutkiego ciałka wtulonego we mnie albo trzymanego w ramionach i rytm wspólnego oddechu. Kiedy rodzic jest w pełni obecny, dziecku daje to poczucie bezpieczeństwa i otuchy. Czuje ono, jak w jego ciało wlewa się spokój, obecność i miłość.
W naszym życiu prawdopodobnie zdarzają się takie sytuacje, że musimy być na nogach bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie. Możemy je potraktować jako okazje do objęcia chodzenia uważnością i w ten sposób zmienić nudne, najczęściej nieświadomie wykonywane zajęcie w rozwijające działanie pełne treści.
* * *
Kiedy mamy za sobą doświadczenie uważnego chodzenia jako formalnego ćwiczenia, odkryjemy, że łatwiej nam się praktykuje w sposób mniej formalny w wielu różnych okolicznościach. Na przykład gdy parkujemy samochód, idziemy na zakupy albo załatwiamy różne sprawy, możemy postanowić, że dotrzemy pieszo do miejsca przeznaczenia w stanie pełnej, nieprzerwanej świadomości. Jakże często czujemy się zmuszeni gonić od jednej sprawy do drugiej. Odwiedzanie ciągle tych samych, od dawna znanych miejsc może być monotonne, gdyż umysł pragnie jakiejś odmiany. Jeśli jednak do naszych wędrówek związanych z załatwianiem codziennych spraw dołożymy świadomość, w obwodzie automatycznego pilota nastąpi krótkie spięcie, dzięki któremu nasze zwyczajowe zajęcia nabiorą kolorów. Warto zostawić smartfona i starać się być obecnym we wszystkim, co w danej chwili robimy. Jeśli nie jest to możliwe, starajmy się ograniczyć rozmowy telefoniczne do minimum.
W codziennym życiu zwykle praktykuję uważne chodzenie, wczuwając się w oddech i doznania płynące z całego ciała. Ćwicząc podobnie, możemy chodzić w normalnym tempie albo odrobinę wolniej niż zwykle, co pozwoli nam skupić uwagę. Nikt nie zauważy, że robimy coś szczególnego, my sami jednak prawdopodobnie odczujemy wielką różnicę w stanie naszego umysłu.
Wielu naszych pacjentów regularnie spaceruje, by zażyć trochę ruchu. Odkrywają, że sprawia im to większą frajdę, gdy podczas spaceru świadomie praktykują uważne oddychanie i zwracają uwagę na zmianę położenia stóp i nóg. Niektórzy uczynili z tego poranny rytuał. Kiedy John, czterdziestoczteroletni makler giełdowy, ojciec dwójki dzieci, został skierowany do Kliniki Redukcji Stresu z powodu idiopatycznej miopatii serca (niedostatecznie poznanej i bardzo niebezpiecznej choroby, która powiększa i osłabia serce), był – jak to określił – wrakiem. Diagnoza, jaką po licznych problemach z sercem postawiono mu dwa lata wcześniej, wtrąciła go w głęboką depresję. Miewał zachowania autodestrukcyjne. Jego postawę wyrażały słowa: „Skoro i tak mam umrzeć, po co zawracać sobie głowę dbaniem o siebie?”. Uwielbiał wszystko, co mu szkodziło – alkohol i słone, tłuste potrawy. Gwałtowne zmiany nastrojów wpędzały go w błędne koło przypływów niepokoju, po których dostawał duszności. Rzucał się wtedy na jedzenie, od którego powinien trzymać się z daleka. Często wszystko to kończyło się obrzękiem płuc (niebezpieczną dolegliwością; płuca wypełniają się płynem ustrojowym) wymagającym hospitalizacji.
W czasie trzymiesięcznych sesji uzupełniających trening zorganizowanych dla jego grupy opowiedział nam, że gdy zaczynał program, nie był w stanie chodzić dłużej niż pięć minut. Gdy ukończył program, wstawał codziennie o 5.15 rano i ćwiczył przed wyjściem do pracy medytację w ruchu przez czterdzieści pięć minut. Trzy miesiące później nadal praktykował. Jego puls spadł poniżej siedemdziesięciu uderzeń na minutę, a kardiolog powiedział mu, że jego mięsień sercowy się zmniejszył, co było bardzo dobrym znakiem.
Pół roku później John zadzwonił do mnie z wiadomością, że jego praktyka się rozwija i ciągle „mu służy”. Mógł to stwierdzić, ponieważ miał w tym czasie mnóstwo stresujących sytuacji w życiu i, jak sądził, bardzo dobrze sobie z nimi poradził. Kilka tygodni wcześniej zmarła jego matka. John miał poczucie, że potrafi pogodzić się z jej śmiercią, zachować przez ten trudny okres pełną świadomość, i