Nabór. Vincent V. Severski
nie było żadnych gości, tylko za barem stał zaspany gruby Apostolis w tęczowej galabii. Dima pomachał mu na powitanie i zajął miejsce przy swoim stoliku w rogu sali, pod wielką palmą. Tamara zdjęła puchówkę i okulary i dopiero teraz Dima mógł się jej przyjrzeć. Nie widzieli się pół roku i zdawało mu się, że schudła, zapadły jej się policzki, na czarnych włosach pojawiła się siwizna. Chciał ją nawet zapytać, czy dobrze się czuje, ale kiedy rano stał przed lustrem w łazience i badał swoje odbicie, miał przecież identyczne wrażenie.
Siwiejemy w tym samym czasie – pomyślał i przypomniał sobie, że Rosa też zaczęła siwieć w tym wieku.
Po chwili przytoczył się Apostolis. Przywitał się szerokim uśmiechem białych zębów, wyciągając rękę ozdobioną złotymi pierścieniami. Przyjął zamówienie na kawę, dwa ciastka rabarbaritis i obrócił się zwinnie jak baletnica.
– Więc? – zapytał Dima, gdy zostali sami.
– Iran – odparła Tamara. – Co się dzieje, widzisz w mediach od kilku miesięcy.
– Tylko widzę – wtrącił. – Nie mam już dostępu do depesz.
– Ale ja mam. I nie zajmujemy się niczym innym, tylko tym… no i trochę sytuacją w Szanghaju, ale to teraz nie takie ważne. Cohen prze do wojny z Iranem, tyle że chce w to wpuścić Amerykanów. Izrael miałby siedzieć z boku, bo mamy Hezbollah w Libanie i Syrii, ale to tylko wymówka. No, powiedzmy, bo CIA wie, że to za mało. Dobra! – Położyła dłoń na stoliku. – Nie będę się nad tym rozwodzić, bo układanka jest skomplikowana, a nasza sprawa w sumie dość prosta. Powiem tak… – Rozejrzała się, jakby szukała odpowiedniego słowa. – Wiesz, jaka jest nasza zasada? Wiesz?
– Mamy mnóstwo bezsensownych i bezużytecznych zasad. Moja teraz to… pilnuj swojej dupy – odparł całkiem poważnie Dima.
– Ano właśnie! – ucieszyła się Tamara. – Jeśli wywiad dobrze pracuje, wojny są niepotrzebne. To w sumie mutacja tej twojej obecnej zasady, nie?
Do ich stolika podszedł Apostolis i zaczął rozstawiać kawę i ciastka. Gdy się oddalił, Dima pokręcił głową.
– Wszędzie populiści… – powiedział. – Jesteśmy dla nich tylko listkiem figowym. Oni wiedzą lepiej, bo sami określają wolę ludu.
– Nie poznaję cię, Dima. Skąd w tobie tyle sarkazmu? – Tamara ściszyła głos. – Dlatego chciałam z tobą pilnie rozmawiać. Ta zasada o wojnie właśnie przestała działać. My wiemy, że wojna jest niepotrzebna, ale te dzieciaki kombinują nam wszystkim piękną katastrofę, jak z Greka Zorby… – Spojrzała w stronę Apostolisa. – Gdyby nie ten blond i tęczowa tunika, byłby nawet podobny do Anthony’ego Quinna, nie? – Uśmiechnęła się, bo ich gospodarz był zaprzeczeniem przystojnego Greka.
– Eee… – skomentował Dima.
– Dobra. – Tamara zajrzała do swojej filiżanki z kawą, jakby chciała się przejrzeć w czarnym lustrze. – Jeszcze nie jest za późno i można powstrzymać populistów.
– Ale co ma do tego Polska? Co ja mogę?
– Powiem krótko, Izrael nie jest gotowy na wojnę z szyitami. Jest nam niepotrzebna, a nawet groźna dla naszego bezpieczeństwa. Od lat pracujemy nad powstrzymaniem irańskiego programu jądrowego, wspieramy wewnętrzny opór, ale też po cichu rozmawiamy z ajatollahami. I ten trzeci kierunek jest najbardziej obiecujący. Z Persami można się dogadać nawet szybciej, niż nam się to udało z Egipcjanami i Jordańczykami. Wojna to wszystko zniweczy i jeszcze bardziej zjednoczy szyitów. Od Libanu, przez Syrię i Irak do Iranu. No i teraz mamy też Rosjan, a oni chcą się tu zainstalować na dłużej. No dobrze… co Polska?
– Właśnie, co Polska? – powtórzył Dima.
– Waszyngton i Jerozolima chcą zorganizować antyirańską koalicję i wciągnąć do niej Polskę, bo w Europie nie ma innych chętnych. Nooo… jeszcze nie wiadomo, co zrobi Londyn, ale Anglicy raczej w to nie wejdą, bo mają problemy wewnętrzne po Brexicie. Oczywiście dołączą też szejkowie z Zatoki, ale nie będą się wychylać… Za to wasz premier Bolecki jest bardzo zainteresowany, bo Amerykanie obiecują mu złote góry, a poza tym jego populistyczny elektorat podobno popiera ten pomysł. Robili badania. Polacy mają dostać jakiś symboliczny, ale widoczny udział i zadośćuczynienie za Irak. Rosjanie przyglądają się temu życzliwie, bo wszystko, co robią Polacy, żeby siać podziały w Unii, bardzo im służy, Waszyngtonowi zresztą też. Na razie to jest ściśle tajne, ale mamy dobre info od naszej agentury na Wschodzie i Zachodzie. I teraz słuchaj uważnie. – Tamara wyglądała na przejętą i Dima zrozumiał, że sprawa jest znacznie poważniejsza, niż z początku przypuszczał. – Niektórzy ludzie od nas, koledzy i koleżanki z CIA, MI6, Francuzi, Niemcy… Słowem, porozumieliśmy się, by wygasić ten konflikt, zlikwidować zagrożenie. Rozumiesz? To taka nieduża grupka przyjaciół, którzy mają do siebie zaufanie. Są tam też byli szefowie firm.
– Jasne! Rozumiem, że to spisek? – Uśmiechnął się ironicznie. – Chociaż nic nie mogę, chętnie się przyłączę.
– Nie chcemy powtórki z Iraku i kolejnej hecy jak ta z Powellem w ONZ czy z operacją „Mass Appeal”. Teraz z Iranem to nie przejdzie. Nie możemy dać się wydymać politykom jak wtedy, ale możemy spróbować ich powstrzymać. Jak sam dobrze wiesz, we wszystkich służbach zdarzają się na szczytach różne sprzedajne dziwki, z przyjemnością wchodzące w dupę wszystkim, którzy mają władzę…
– No, kurwa… – Dima zmrużył oczy. – Siostrzyczko! Jestem tego żywym, świeżo wydymanym przykładem, a raczej ofiarą.
– I tu zaczyna się problem – ciągnęła Tamara, pijąc kawę małymi łykami i skubiąc palcami ciastko. – Niestety, nie mamy żadnych kontaktów w Agencji Wywiadu, a raczej nie ma tam nikogo, do kogo moglibyśmy mieć zaufanie. Nikt nie zna tego Wesołowskiego, ale według amerykańskich kolegów to marionetka Boleckiego i kompletny dyletant.
– Coś o tym wiem. – Dima z dezaprobatą pokręcił głową. – Postawiłbym akcent na dyletant, co w wywiadzie znaczy tyle, co człowiek niebezpieczny.
– Zrozum mnie dobrze, chcemy doprowadzić do wyjścia Polski z tego układu z Waszyngtonem i złamania tej pierdolonej koalicji niepoczytalnych prawicowych populistów. Ale nie ma u was z kim rozmawiać. Koledzy z CIA próbują coś tam zdziałać, ale słabo to wygląda. Dlatego pomyślałam, żeby pogadać z tobą. Robię to z własnej inicjatywy, ale w porozumieniu z naszą grupą. Zależy mi, żebyś się zastanowił, przedyskutował z Romanem Leskim, swoimi zaufanymi, co można wskórać w Polsce, żeby wysadzić tę koalicję w pizdu. Sorry za ostry język, ale jestem już u kresu wytrzymałości.
– Oh fuck! – Dima, poruszony słowami Tamary, westchnął i spojrzał na Apostolisa, który już trzeci raz puścił do niego oko. Tymczasem do lokalu weszła hałaśliwa grupka młodzieży. – Nie wiem, co ci odpowiedzieć… teraz…
– Jasne, że nie wiesz – wcięła się Tamara. – Chodzi o to, żebyście poważnie o tym pomyśleli… i szybko. Wiem, że ty sam nic nie możesz, ale jeżeli zbierzecie siły… Pamiętaj, wyłuskanie Polski z tego układu ucieszy Berlin i Paryż, a zmartwi Moskwę.
– Muszę porozmawiać z Romanem.
– Powiem szczerze, że na to właśnie liczymy.
– Zdajesz sobie sprawę, że będę musiał powiedzieć mu prawdę…
– O mnie?
– Tak.
– To oczywiste. I tak jesteś