Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg Larsson
właściwie nigdy nawet go nie wypróbowała. Postanowiła, że to się zmieni, i postawiła go na sztorc na szafce przy łóżku.
Po chwili spoważniała. Mimmi. Poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Spotykała się z Mimmi dość regularnie przez rok, a potem rzuciła ją dla Mikaela Blomkvista bez słowa wyjaśnienia. Nie pożegnała się, nie powiedziała, że zamierza wyjechać ze Szwecji. Tak samo jak nie pożegnała się ani nie odezwała do Dragana Armanskiego czy dziewczyn z Evil Fingers. Muszą myśleć, że nie żyje, albo może o niej zapomniały – nigdy nie była numerem jeden w ich paczce. Dokładnie tak, jakby odwróciła się od wszystkich i wszystkiego. Nagle zdała sobie sprawę, że nie pożegnała się na Grenadzie z George’em Blandem. Zastanawiała się, czy chodzi po plaży i jej wypatruje. Pomyślała o tym, co powiedział jej Mikael, że przyjaźń opiera się na szacunku i zaufaniu. Zaniedbuję przyjaciół. Zastanawiała się, gdzie jest Mimmi i czy powinna się do niej odezwać.
Większą część wieczoru i nocy poświęciła na porządkowanie papierów w gabinecie, instalowanie komputerów i surfowanie w sieci. Prześledziwszy swoje inwestycje, stwierdziła, że jest bogatsza niż rok wcześniej.
Przeprowadziła rutynową kontrolę komputera Nilsa Bjurmana, jednak w jego korespondencji nie znalazła nic interesującego, z czego wywnioskowała, że trzyma się w ryzach.
Nie znalazła nic, co wskazywałoby na jego dalsze kontakty z kliniką w Marsylii. Wydawało się, że na płaszczyźnie zawodowej i osobistej ograniczył się do wegetacji. Rzadko korzystał z poczty elektronicznej, a surfując w internecie, odwiedzał głównie strony z pornografią.
Dopiero około drugiej w nocy wyłączyła komputer. Poszła do sypialni, rozebrała się i rzuciła ubrania na krzesło. Potem poszła do łazienki, żeby się umyć. W kącie obok drzwi przymocowane były ogromne lustra od podłogi do sufitu. Przyglądała się sobie przez dłuższą chwilę. Patrzyła na swoją kanciastą, krzywą twarz, nowe piersi i wielki tatuaż na plecach. Wyglądał pięknie – długi, wijący się smok, czerwono-zielono-czarny, od głowy na barku aż po wąski ogon, biegnący przez prawy pośladek do uda. Przez ostatni rok, kiedy podróżowała, zapuściła włosy do ramion, ale w ostatnim tygodniu pobytu na Grenadzie wzięła pewnego dnia nożyczki i obcięła je na krótko. Nadal sterczały na wszystkie strony.
Poczuła nagle, że w jej życiu dokonywała się właśnie zasadnicza zmiana. Może były to niekorzystne skutki tego, iż miała do dyspozycji miliardy i nie musiała liczyć każdej korony. Może to dorosłe życie, które powoli zaczęło jej doskwierać. A może śmierć matki wyznaczajaca definitywny koniec jej dzieciństwa.
W trakcie zeszłorocznych podróży pozbyła się wielu kolczyków. W genueńskiej klinice z medycznych względów przed operacją musiał zniknąć ten w brodawce. Następnie wyjęła kolczyk z dolnej wargi, a będąc na Grenadzie, usunęła kolejny, z lewej wargi sromowej – uwierał i nie bardzo wiedziała, dlaczego kiedyś chciała mieć kolczyk w tym miejscu.
Otworzyła szeroko usta i wykręciła malutką sztangę, którą nosiła w języku przez siedem lat. Włożyła ją do miseczki na półce przy zlewie. Poczuła, że w ustach zrobiło się nagle pusto. Poza kilkoma kolczykami w płatku ucha pozostały jej jeszcze tylko dwa: kółeczko w lewej brwi i ozdoba w pępku.
W końcu poszła do sypialni i wślizgnęła się pod nową kołdrę. Odkryła, że łóżko jest gigantyczne, a ona zajmuje jedynie niewielką część jego powierzchni. Czuła się tak, jakby leżała na brzegu boiska do piłki nożnej. Opatuliła się kołdrą i rozmyślała jeszcze dłuższą chwilę.
Rozdział 6
Niedziela 23 stycznia – sobota 29 stycznia
Lisbeth Salander wjechała windą z garażu na piąte piętro, najwyższe z trzech kondygnacji biurowca przy Slussen, zajmowanych przez Milton Security. Otworzyła drzwi windy dorobionym kluczem, o który postarała się wiele lat temu. Wchodząc w ciemny korytarz, odruchowo spojrzała na zegarek. Trzecia dziesięć, niedziela nad ranem. Ludzie z nocnej zmiany siedzieli w dyżurce na trzecim piętrze i Lisbeth wiedziała, że najprawdopodobniej będzie całkiem sama na tej kondygnacji.
Jak zwykle dziwiła się, że profesjonalne przedsiębiorstwo ochrony ma tak oczywiste braki we własnym systemie bezpieczeństwa.
Korytarz na piątym piętrze niewiele się zmienił w ciągu minionego roku. Lisbeth najpierw odwiedziła swój gabinet, mały sześcian za szklaną ścianą, przydzielony jej przez Armanskiego. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Kilka sekund wystarczyło, by stwierdziła, że absolutnie nic nie uległo zmianie w jej pokoju, poza tym, że ktoś ustawił przy drzwiach karton ze starymi papierami. W pokoju znajdowały się stół, krzesło biurowe, kosz na śmieci i pusty regał na książki. Wyposażenie komputerowe stanowił prosty pecet Toshiba z 1997 roku z żenująco mało pojemnym twardym dyskiem.
Lisbeth nie znalazła niczego, co wskazywałoby, że Dragan przekazał pokój komuś innemu. Wzięła to za dobry znak, choć jednocześnie miała świadomość, iż nic to nie znaczy. Pokój nie miał nawet czterech metrów kwadratowych i nie można go było przeznaczyć na nic sensownego.
Lisbeth zamknęła drzwi, przeszła bezszelestnie cały korytarz, sprawdzając, czy gdzieś nie pracuje jakiś nocny marek. Była sama. Stanęła przy automacie do kawy, wzięła cappuccino, po czym udała się do pokoju Armanskiego i otworzyła drzwi dorobionym kluczem.
W jego biurze jak zawsze panował irytujący porządek. Obeszła pokój dookoła, spojrzała na regał, następnie usiadła przy biurku i włączyła komputer.
Z wewnętrznej kieszeni swojej nowej zamszowej kurtki wyciągnęła płytę CD i włożyła ją do napędu. Uruchomiła program o nazwie Asphyxia 1.3. Napisała go tylko po to, aby na twardym dysku Armanskiego zainstalować nowszą wersję programu Internet Explorer. Cała procedura zajęła około pięciu minut.
Gdy skończyła, wyjęła płytę z komputera, włączyła go ponownie i uruchomiła zainstalowaną wersję Explorera. Program wyglądał i działał tak samo jak poprzednia wersja, ale był nieco cięższy i o ułamek sekundy wolniejszy. Wszystkie ustawienia pokrywały się z oryginałem, łącznie z datą instalacji. Po dodanym przez nią pliku nie pozostał żaden ślad.
Po wpisaniu adresu serwera FTP w Holandii wyskoczyło okienko. Kliknęła polecenie „kopiuj”, wpisała nazwę „Armanski/MiltSec” i nacisnęła enter. Komputer natychmiast rozpoczął kopiowanie zawartości twardego dysku Armanskiego na holenderski serwer. Pasek postępu wskazywał, że proces zakończy się za trzydzieści cztery minuty.
W trakcie transferu z ozdobnej wazy na regale wyciągnęła zapasowy klucz do biurka. Następne poświęciła pół godziny na zapoznanie się z zawartością papierów z prawej górnej szuflady, w której Armanski zawsze przechowywał dokumenty bieżących i pilnych spraw. Gdy usłyszała dźwięk oznaczający zakończenie transferu, odłożyła teczki w odpowiedniej kolejności.
Potem wyłączyła komputer, zgasiła lampę na biurku i zabrała pusty kubek po cappuccino. Wyszła tą samą drogą, którą weszła. Gdy wsiadała do windy, była czwarta dwanaście nad ranem.
Do domu na Mosebacke wróciła spacerem, usiadła przed swoim PowerBookiem i połączyła się z serwerem w Holandii, na którym uruchomiła kopię Asphyxii 1.3. Po włączeniu programu pojawiło się okienko, gdzie należało wybrać nazwę dysku. Lisbeth mogła wybierać spośród czterdziestu kilku możliwości i zaczęła przewijać w dół ekranu. Pominęła dysk NilsEBjurman, który przeglądała zazwyczaj raz na dwa miesiące. Na sekundę zatrzymała się przy Blom/laptop i MikBlom/office. Nie klikała na te ikonki od ponad roku i zawahała się, czy ich nie wyrzucić. Dla zasady postanowiła jednak je zachować – ponieważ już raz włamała się do tych komputerów, głupotą byłoby kasować informacje, bo może pewnego dnia będzie zmuszona powtarzać całą procedurę. To samo dotyczyło ikonki z nazwą Wennerström, której od dawna nie otwierała. Właściciel tego dysku już