Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg Larsson
bronić się przed smarkaczem, którego dobre czterdzieści lat temu pilnowała jako opiekunka.
W całym swoim życiu Harriet uprawiała seks z trzema mężczyznami. Najpierw ze swoim ojcem, potem z bratem. Ojca zabiła, a od brata uciekła. W jakiś sposób przetrwała to wszystko, spotkała właściwego mężczyznę i stworzyła sobie nowe życie.
– Był czuły i kochający. Szlachetny, dawał poczucie bezpieczeństwa. Byłam z nim szczęśliwa. Przeżyliśmy razem ponad dwadzieścia lat, zanim zachorował.
– Nie wyszłaś ponownie za mąż? Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
– Miałam dwójkę dzieci, byłam właścicielką dużego przedsiębiorstwa w branży rolniczej w Australii. Nigdy tak naprawdę nie mogłam się wymknąć na jakiś romantyczny weekend. Nie brakowało mi seksu.
Przez chwilę siedzieli cicho.
– Późno już. Powinnam wracać do hotelu.
Mikael kiwnął głową.
– Chcesz mnie uwieść?
– Tak – odpowiedział.
Wstał, wziął ją za rękę, poprowadził na poddasze domku, do sypialni. Nagle Harriet zatrzymała go.
– Nie wiem za bardzo, jak się zachować – powiedziała. – Nie robię takich rzeczy na co dzień.
Spędzili razem weekend, a potem co trzy miesiące spotykali się na jedną noc po zebraniach zarządu „Millennium”. Nie był to jakiś trwały związek. Harriet Vanger pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę i stale podróżowała. Co drugi miesiąc spędzała w Australii. Najwyraźniej jednak doceniała te sporadyczne i krótkie spotkania z Mikaelem.
Dwie godziny później Mimmi robiła kawę, a Lisbeth leżała naga i spocona na pościeli. Przez otwarte drzwi patrzyła na Mimmi, paląc papierosa. Zazdrościła jej ciała. Jej mięśnie wyglądały imponująco. Trzy razy w tygodniu trenowała na siłowni, z czego jeden wieczór poświęcała na tajski boks czy jakieś tam inne gówniane karate i dzięki temu miała bezwstydnie wysportowane ciało.
Po prostu była całkiem apetyczna. Nie piękna jak fotomodelka, ale autentycznie atrakcyjna. Uwielbiała prowokować, zachowywać się wyzywająco. Gdy wystroiła się na imprezę, potrafiła zainteresować sobą każdego. Lisbeth nie pojmowała, dlaczego Mimmi w ogóle zwracała uwagę na taką kozę jak ona.
Ale cieszyło ją to. Seks z Mimmi był tak cudownie wyzwalający, że Lisbeth po prostu odprężała się i rozkoszowała, biorąc i dając jednocześnie.
Mimmi wróciła z dwoma kubkami, które postawiła na taborecie obok. Położyła się na łóżku, pochyliła i ustami chwyciła brodawkę Lisbeth.
– No dobra, mogą być – powiedziała.
Lisbeth milczała. Popatrzyła na piersi Mimmi. Też były dość małe, lecz wyglądały całkiem naturalnie.
– Mówiąc szczerze, Lisbeth, cholernie dobrze wyglądasz.
– To śmieszne. Piersi to ani plus, ani minus, ale w każdym razie teraz je mam.
– Ty i ta twoja obsesja na punkcie wyglądu.
– I kto to mówi, sama trenujesz jak szalona.
– Trenuję jak szalona, bo sprawia mi to przyjemność. Daje prawie takiego kopa jak seks. Powinnaś spróbować.
– Uprawiam boks – powiedziała Lisbeth.
– Gadanie. Boksowałaś najwyżej raz na dwa miesiące i tylko dlatego, żeby sprać zarozumiałych facetów. To dla ciebie niezły haj, a nie trening dla zdrowia.
Lisbeth wzruszyła ramionami. Mimmi usiadła na niej okrakiem.
– Lisbeth, naprawdę jesteś nieskończenie egocentryczna i masz obsesję na punkcie własnego ciała. Zrozum, lubiłam być z tobą w łóżku nie z powodu twojego wyglądu, ale tego, jak się zachowujesz. W moich oczach jesteś cholernie sexy.
– Ty dla mnie też. Dlatego do ciebie wróciłam.
– Nie z miłości? – zapytała Mimmi, udając zraniony ton.
Lisbeth potrząsnęła głową.
– Masz teraz kogoś?
Mimmi zawahała się chwilę, po czym skinęła.
– Może. Tak jakby. Chyba. To trochę skomplikowane.
– Nie chcę być wścibska.
– Wiem. Nie mam nic przeciwko, mogę ci powiedzieć. To pewna kobieta z uniwerku, trochę starsza ode mnie. Mężatka od dwudziestu lat, spotykamy się za plecami jej męża. Przedmieście, willa, takie tam. Kryptolesbijka.
Lisbeth kiwnęła głową.
– Jej mąż sporo podróżuje, więc spotykamy się od czasu do czasu. Trwa to od jesieni i zaczyna się robić trochę nudne. Ale niezła z niej laska. No i oczywiście spotykam się też z tymi co zawsze.
– Właściwie chodziło mi o to, czy mogę cię jeszcze odwiedzić.
Mimmi kiwnęła głową.
– Bardzo chcę, żebyś się odezwała.
– Nawet jeśli znów zniknę na pół roku?
– No to nie zrywaj kontaktu. Przecież chciałabym wiedzieć, czy żyjesz. W każdym razie pamiętam, kiedy masz urodziny.
– Żadnych zobowiązań?
Mimmi westchnęła z uśmiechem.
– Wiesz, z taką lesbijką jak ty faktycznie mogłabym zamieszkać. Dałabyś mi spokój, kiedy bym chciała.
Lisbeth nie odzywała się.
– Abstrahując od faktu, że właściwie nie jesteś lesbijką. Nawet nie „właściwie”. Może jesteś biseksualna. A tak naprawdę to chyba po prostu lubisz seks, a płeć gówno cię obchodzi. Jesteś czynnikiem chaosu w entropii.
– Nie wiem, czym jestem – powiedziała Lisbeth. – W każdym razie jestem z powrotem w Sztokholmie, w dodatku kiepsko daję sobie radę w kontaktach z ludźmi. Prawdę mówiąc, nie znam tu nikogo. Jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam, odkąd wróciłam do domu.
Mimmi przyjrzała się jej poważnym wzrokiem.
– Naprawdę chcesz się spotykać z ludźmi? Jesteś najbardziej zagadkowym i niedostępnym człowiekiem, jakiego znam.
Przez chwilę siedziały cicho.
– Ale te twoje nowe cycki są naprawdę niezłe.
Przyłożyła palce pod brodawką Lisbeth i naciągnęła skórę.
– Pasują ci. Nie za duże, nie za małe.
Lisbeth odetchnęła z ulgą, że recenzja jest pozytywna.
– I w dotyku są naturalne.
Ścisnęła pierś tak mocno, że Lisbeth wstrzymała oddech i rozchyliła usta. Spojrzały na siebie. Potem Mimmi pochyliła się i pocałowała ją namiętnie. Libeth odwzajemniła pocałunek i objęła Mimmi. Niewypita kawa stygła.
Rozdział 7
Sobota 29 stycznia – niedziela 13 lutego
W sobotnie przedpołudnie, około jedenastej, blond olbrzym wjechał do wsi Svavelsjö, położonej między Järna i Vagnhärad. Zabudowę stanowiło jakieś piętnaście domów. Zatrzymał się przy ostatnim domu, około stu pięćdziesięciu metrów od centrum wioski. W zniszczonym budynku dawniej była drukarnia, a obecnie wisiał na nim szyld z dumą obwieszczający, iż mieści się tu siedziba klubu motocyklowego Svavelsjö MC. Mimo nikłego ruchu w okolicy olbrzym rozejrzał się uważnie, zanim otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. W powietrzu czuć było chłód.