Chamstwo. Kacper Pobłocki
go nie powstrzyma. Każdy z nas musi się opamiętać w kontaktach z członkami wspólnoty równych. Opanować się w obliczu ludzi, wobec których mamy zobowiązania. Gdy przed człowiekiem stoi coś, a nie ktoś, puszczają hamulce. Można bić bez opamiętania, bo przecież bije się przedmiot. Jakby się waliło kijem w ziemię, w kamień, w pień drzewa. Rzeczy martwej nie da się zrobić krzywdy.
Pańszczyzna, twierdził Bojko, zabiła w chłopie człowieka. „A gdyby, broń Boże, ten chłop chciał się coś lekutko sprzeciwić, [byłby] sposób, aby to jemu, jego dzieciom i wnukom wybić z głowy”223, pisał. Frederick Douglass, niewolnik z amerykańskiego Południa: „Bij i zakuj swojego niewolnika, trzymaj go głodnego i upodlonego, a będzie podążał za swym panem jak pies na łańcuchu. Bo jeśli nakarmisz go i odziejesz, i będziesz lekko gonił go do roboty, zacznie myśleć o wolności. Daj mu złego pana, to będzie marzył o dobrym. Ale daj mu dobrego pana, to sam sobie panem będzie chciał być”224.
Jeśli rozpoznasz w niewolniku drugiego człowieka, to przestaje on być niewolnikiem. Dlatego trzeba bić go ustawicznie, bez końca.
Odczłowieczenie jest warunkiem koniecznym bicia. Tylko wobec przedmiotu można stosować nieludzką przemoc. Jednocześnie właśnie w biciu odbywa się proces reifikacji. Nie da się zabić w człowieku człowieka raz na zawsze: akt społecznej śmierci należy w kółko powtarzać. Trzeba ciągle wybijać z głowy myśl o człowieczeństwie. Bo każdy niewolnik doskonale wie, że bycie niewolnikiem jest rolą, maską, którą się nakłada. Że kryje się pod nią istota żywa – człowiek wolny i członek wspólnoty równych.
Jakub Bojko uważał, że pańszczyźniacy mieli dwie dusze. Z duszą wolną rodził się każdy, bo pochodziła od Stwórcy. Dusza pańszczyźniana została nabyta, bo to była dusza uniżoności, posłuszeństwa i oddania. Konflikt między tymi dwiema duszami wyznacza podstawowy dylemat życia na pańszczyźnianej wsi i strukturę ludowych uczuć225.
Jak zagrzebać głęboko w sobie przekonanie o własnym niezbywalnym człowieczeństwie? A co jeśli ciało zdradzi się jakimś ruchem? Co jeśli nie zniży odpowiednio szybko karku, jeśli dusza wolna podpowie coś bezmyślnie? Wykona jakiś pochopny gest? Może lepiej samemu wybić to sobie z głowy?
Jan Rak: „Jedyną myślą żar duszę pali, / Złapią. Osądzą. Będą wieszali… / Zmienić już trudno zuchwałej woli – / Pies by nie przyjął tej smutnej doli”226. Człowiek bił się z myślami, gryzły się w nim te dwie dusze. Ale ostatecznie na wierzch wybijał żar wolności. Bojko: „Wolną duszę można barbarzyńskimi środkami gnębić, można prześladować, zabijać ciało i palić na stosach, ale jej zabić nie można”227. Można bić, bić i bić, ale zabić człowieka w niewolniku się nie da. Dusza wolna żyła będzie nawet i w najbardziej umartwionym z ciał.
Doskonale wiedzieli o tym również panowie. Dlatego aby dokonać aktu upodlenia drugiego człowieka, też musieli wyjść z siebie. Zatracić się w biciu. Niewolnik tracił pamięć o własnym człowieczeństwie. Pan tracił nad sobą panowanie, poddawał się instynktowi niepohamowanego okrucieństwa. W akcie przemocy w pana wchodziła bestia: dziedzic przewrócił oczami, które zaiskrzyły mu się jak drapieżnemu zwierzęciu. By za pomocą bicia zrobić z drugiego człowieka bydlę, bijący też musi na chwilę zawiesić swoje człowieczeństwo. Bo człowiek drugiemu człowiekowi nie może czegoś takiego zrobić.
Jak przypomina historyk, w obliczu okrucieństw współczucie dla ofiar jest „normalną reakcją każdego człowieka każdej epoki historycznej”228. Tylko przeistaczając się na chwilę w drapieżną bestię, można było współczucie to odegnać. Gdy panowie wracali do siebie, wracała też i empatia wobec drugiego człowieka. Współczucie jest normalną reakcją, bo nikt nie rodzi się z kamiennym sercem. Nawet najwięksi okrutnicy nie mogli odpędzić świadomości, że koniec końców wszyscy ludzie są sobie równi.
Tak brzmiała jedna z najpilniej strzeżonych publicznych tajemnic w Polszcze. Bardzo rzadko ktoś wypowiadał ją na głos. Jednym z takich wyjątkowych przypadków były słowa, które w 1447 roku, podczas uroczystości powitalnej na cześć nowego króla na Uniwersytecie Jagiellońskim, padły z ust Jana z Ludziska, profesora chłopskiego pochodzenia. Mówił on wprost: „Rolnicy są tu straszliwie uciskani niewolą, więcej niż kiedyś synowie Izraela w Egipcie przez faraona, więcej niż jeńcy kupowani lub wzięci w bitwie i uprowadzani do niewoli. Dlaczegóż w tym kraju bogatym chłopi żyją w niewoli i cierpią taki ucisk […]; jasną bowiem jest rzeczą, że natura wszystkich ludzi zrodziła równymi”229.
Myśl tak stara, jak stara jest ludzka cywilizacja, i tak stara, jak niewolnictwo. Stanowi ona, paradoksalnie, jego lustrzane odbicie. Wymienialność jednego człowieka na drugiego była największym odkryciem starożytności: to, że ręka ręce równa, że głowa głowie równa, że bogactwo można liczyć na głowy, ręce, dusze. Ludzie są sobie równi – bo są porównywalni. Instytucja niewolnictwa nie tylko ukształtowała nasze myślenie o wolności, ale też o równości.
Uprzedmiotowienie człowieka jest fikcją. Fundamentalną dla każdego społeczeństwa opartego na przymusowej pracy i nieodzowną dla ich gospodarek, ale jednak fikcją. Wszyscy wiedzieli, że bici nie przestają być ludźmi. Tym mocniej trzeba było tej fikcji bronić. Jak pisał anonimowy szlachcic: „Niosący ulgę włościanom ściągali na siebie niechęć sąsiadów i nazwę szaleńców chcących zgubić obywatelstwo (to jest szlachtę)”230.
Ci, którzy nie bili, ocierali się o granice szaleństwa, jakby stracili kontakt z rzeczywistością.
„Włościanie pańszczyznowi – pisał Adam Bućkiewicz – […] żyli jakby w mglistej, zgęszczonej i zgniłej atmosferze”231.
W tej grozie życia codziennego bardzo łatwo było się pogubić. Dlatego należało pielęgnować swoje niezbywalne człowieczeństwo, nawet jeśli zostało głęboko ukryte. Duszę niewolną wystawiano na pokaz i na sprzedaż; gdzieś obok tliła się dusza wolna. By podtrzymać ten żar wolności, konieczny był klarowny podział na dwie persony, dwa oblicza, dwa światy.
Urodzony w 1800 roku Kazimierz Deczyński o pańszczyźniakach pilnujących czasu roboczego: „Nadużyciom i gwałtom opierają się włościanie z największą zaciętością. […] Rozgniewany pan dzierżawca z nieposłuszeństwa bije, tłucze chłopów po gębie, targa za długie włosy, każe pokładać na ziemię i bić czterdzieści lub pięćdziesiąt batów, mówiąc: »Szelmo, chłopie, bat to jest dla ciebie prawo, a twój przywilej i skargę każę ci na twojej dupie przykleić i batem posiekać«. Gdy jednak pan dzierżawca biciem chłopów zmusić nie może, sprowadza żandarmów, którzy razem z ekonomem, karbowym, włodarzem etc. chodzą po wsi od chałupy do chałupy, zabierają włościanom ich odzież, pierzyny z łóżka, zboże i powiadają: »[…] egzekutne za nieposłuszeństwo dotąd opłacać będziesz, dopokąd pan tej egzekucji nie odwoła, i jeżeli zabranych fantów nie wykupisz w trzy dni, to Żydom sprzedane zostaną, a gdyby za te fanty pieniądze jeszcze nie wystarczyły, zabierzemy ci twoje konie lub woły«. Włościanie, nie mogąc się oprzeć przemocy, musieli podlec absolutyzmowi pana dzierżawcy”232.
Trudno powiedzieć, którędy przebiegała granica pomiędzy oporem a współdziałaniem. Decyzja, czy przyzwyczaić się do nieustannego noszenia maski potulnego poddanego, czy też posłuchać
223
J. Bojko,
224
F. Douglass,
225
Pojęcie to ukuł Raymond Williams, zob. tegoż,
226
Cyt. za: T. Seweryn,
227
J. Bojko,
228
D. B. Davis,
229
Jan z Ludziska,
230
231
A. Bućkiewicz,
232
K. Deczyński,