Nieśmiertelni. Vincent V. Severski

Nieśmiertelni - Vincent V. Severski


Скачать книгу
– Podszedł bliżej, położył jej ręce na ramionach, zrobił grymas podobny do uśmiechu i niemal oświadczył: – Rustam już wkrótce będzie tu z nami, w górach. Obiecuję.

      Amina przytuliła głowę do jego piersi.

      – Inszallah – wyszeptała. – Inszallah.

      Przeszli na drugą stronę ulicy Drottning Kristinas, przecinającej KTH na dwie równe części, i ruszyli w lewo, wzdłuż małego parkingu, by po pięćdziesięciu metrach skręcić w prawo i zejść z niewysokiej skarpy do piętrowego ceglanego budynku z lat czterdziestych. Posuwali się szeregiem wydeptaną w śniegu ścieżką. Prowadził policjant olbrzym, za nim, lekko utykając, szedł Selander, a pochód zamykał mały Tove w kapturze na głowie.

      Na dole, przy drzwiach, oczekiwał na nich stary Lars Gumme, szef ochrony Securitasu na KTH i były policjant. Znali się z Selanderem od lat, chociaż nigdy razem nie pracowali i poza zwykłą policyjną znajomością, jakich wiele, nic ich nie łączyło. Dzisiaj Selander musiałby się długo zastanawiać, żeby sobie przypomnieć, w jakiej jednostce służył Gumme.

      – Wszystko gotowe, Gunnar – powiedział Lars, ściskając po kolei każdemu rękę. – Na górę proszę i w lewo.

      Centrum monitoringu wyglądało dość typowo i mimo że miało zapewniać nadzór nad bezpieczeństwem jednej z najbardziej nowoczesnych uczelni świata, nie należało do szczególnie zaawansowanych technicznie. Kilkanaście monitorów, konsola z mnóstwem przycisków i światełek, trzech pracowników, atmosfera jak w imitacji promu kosmicznego dla dzieci.

      – Mamy przygotowany obraz z kamer w czasie, który was interesuje. Czyli od dwudziestej trzeciej piętnaście – zaczął Lars. – Wszystko zobaczycie na tym monitorze – wskazał dwudziestopięciocalowy ekran stojący na oddzielnym stole. – Przypominam, że jest piątek i życie studenckie jest w szczycie aktywności. Czasami, niestety, tu i tam widać to na naszych monitorach. Dzieciaki często nie mają wstydu, ale jest zima, więc… – Ciężki dowcip policyjny nie zrobił na nikim wrażenia. – Oprócz hakatonu mamy kilka innych imprez… chociażby koncert rockowy w Kåren, pięćdziesiąt metrów dalej, zawody w tańcu towarzyskim w sali szkoły baletowej tuż obok i coś tam jeszcze… – Pokręcił głową jakby z niedowierzaniem. – Czyli ruch jest jak na Sergels Torg, nie przymierzając… sami widzicie… i mogą być problemy z identyfikacją.

      Stanęli półkolem wokół monitora, na którym po chwili pojawiło się nagranie z kamery ustawionej na wprost wejścia do „reaktora”, obejmującej swoim zasięgiem dom z lewej i przejście przez jezdnię. Na obrazie doskonałej jakości widniał numer kamery, obiektu, data i czas. Była 23.15. Harriet i Tove wysunęli się do przodu, by lepiej widzieć, a Lars pilotem przesuwał nagranie do przodu. Co jakiś czas ktoś wchodził do „reaktora” lub z niego wychodził, więc Lars raz po raz musiał zatrzymywać obraz, by Harriet i Tove mogli się dokładnie każdemu przyjrzeć.

      W prawym górnym rogu ekranu pojawiły się cyfry 23.37.

      – To on! – wykrzyknęli jednocześnie Harriet i Tove na widok wychodzącego Antona.

      Ubrany w kurtkę, bez czapki, przeszedł kilka kroków do przodu i zatrzymał się na skraju chodnika, dobrze widoczny pod latarnią. Rozejrzał się, wyraźnie kogoś wypatrując. Minęło go kilka osób, z kimś zamienił parę słów i wciąż stał w tym samym miejscu. Spojrzał na zegarek. Na monitorze była 23.40.

      – Czeka na Lassego – odezwała się Harriet.

      – Bardzo dziwne… – wymamrotał Gunnar. – Gdzie ten Lasse? I kim on w ogóle jest?

      Anton przestępował z nogi na nogę. Pomachał komuś ręką, wciąż się rozglądając. Czekał.

      Była 23.43, kiedy podjechał do niego volkswagen transporter z napisem „Securitas” i zasłonił go tak, że Anton znikł z pola widzenia.

      – To wasz? – zapytał Gunnar.

      – Wygląda… – Lars nie dokończył, bo samochód po kilku sekundach ruszył i okazało się, że Anton znikł. – Co jest grane? Wsiadł?

      Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.

      – Czy to wasz samochód? – ostrym tonem powtórzył Gunnar.

      – Wygląda, że nasz, ale… – Lars cofnął pilotem obraz i zatrzymał kadr. – Numer boczny wozu… – Przyjrzał się uważniej. – Dwanaście? Tak… dwanaście!

      – Co się dzieje? – włączyła się zaniepokojona Linda. – Nic nie rozumiem.

      Lars podszedł do konsoli.

      – Dwunastka… dwunastka!

      – Dwunastka… słucham… – odezwał się głos w radiostacji.

      – O dwudziestej trzeciej czterdzieści trzy zabraliście mężczyznę z Drottning Kristinas…

      – Skąd? – zapytał mężczyzna.

      – KTH…

      – Nikogo nie zabieraliśmy – odparł. – Jesteśmy od dziesiątej na patrolu w Täby, przy spalonym domu.

      – Dwunastka? – Lars podszedł do monitora.

      – Dwunastka – odparł spokojnie głos. – Jakaś pomyłka? O co chodzi?

      – W porządku, dziękuję. Bez odbioru – zakończył Lars i wszyscy przez chwilę wpatrywali się w ekran.

      – Co się dzieje? – pierwsza odezwała się Linda, mocno zaniepokojona i zaskoczona jak wszyscy.

      Selander wyjął z kieszeni telefon komórkowy i odszedł na bok. Linda wyjęła swój i ruszyła w przeciwnym kierunku. Harriet czuła, jak po plecach spływa jej pot, i to nie dlatego, że cały czas miała na sobie zimową kurtkę i czapkę, a w pomieszczeniu było ciepło. Ta kropelka potu była zmaterializowanym przez jej ciało strachem i rozpaczą jednocześnie. Doznanie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, skłębione w jej wnętrzu, próbowało teraz wydostać się na zewnątrz. Cały czas, jak w fotoplastykonie, klatka za klatką, pojawiały się w jej pamięci ostatnie słowa Antona. Harriet już wiedziała, że musi natychmiast poinformować o tym Lindę.

      – Lindo… – zaczęła, ale ta rozmawiała przez telefon i dała znak ręką, żeby zaczekała.

      – Lars – odezwał się za jej plecami Gunnar – połącz się z tą dwunastką i zapytaj, jaki mają samochód. Jaki typ?

      – Dwunastka! Zgłoś się. Dwunastka?

      – Zgłaszam się – odpowiedział ten sam głos co poprzednio.

      – Jaki macie samochód… podaj typ.

      – Volvo 60, a o co chodzi?

      – To wszystko. Dziękuję – zakończył Lars.

      – Wygląda na to, że miała pani rację, Harriet – powiedział do niej Selander. – Coś się stało. Lars! – Odwrócił się do Gummego. – Natychmiast przejrzyjcie dokładnie wszystkie nagrania z waszych kamer, ten samochód musi się gdzieś jeszcze pojawiać. Przecież nie wyskoczył spod ziemi ani się pod nią nie zapadł. Potrzebne nam numery rejestracyjne, choć pewnie tablice i tak są skradzione. Podaj dane na nasz monitoring miejski – polecił umundurowanemu olbrzymowi i znacząco kiwnął głową.

      – Porwanie? – zapytała wyraźnie poruszona Linda.

      – Niewykluczone – odparł. – W domu go nie ma, sprawdziliśmy już. Wygląda to wszystko bardzo podejrzanie. Gdzie jest jego biuro? Tove, wiesz?

      – Biuro? Nooo… w „reaktorze”, przecież dopiero co tam byliśmy… – plątał się zdezorientowany Tove. – Aaaa… chodzi o jego pracownię


Скачать книгу