Niewierni. Vincent V. Severski
doświadczył dotąd świat, i sprawił, że Claes von Utrecht stał się Galem – na zawsze, jak uważał.
Za kilka dni do Sztokholmu miał przylecieć Mirmillo, więc Gal chciał się przygotować do jego wizyty. Zresztą wszystkie dni do końca tygodnia miał dokładnie zaplanowane i nie miał czasu na rozmowę z mecenasem Blumem, który przynudzał nieustannie, by uzasadnić sens swojego istnienia.
We wtorek Gal wybierał się na spotkanie organizacyjne Komitetu Poparcia Mudżahedinów, na którym miał przedstawić projekt nowej strony internetowej organizacji. Po południu zamierzał zrealizować zlecenie z firmy konsultingowej w Huddinge w sprawie przygotowania zabezpieczeń w sieci komputerowej. Zadatek wziął już dawno temu, więc musiał w końcu wykonać to zlecenie, bo urywały się telefony z ponagleniami i groźbami. Gal miał jednak ciągle coś ważniejszego do załatwienia.
Zobowiązał się, że w środę pomoże przygotować transparenty i plakaty wzywające do uwolnienia Aziza Hazimiego. Demonstracja miała się odbyć jak zwykle o siedemnastej na Sergels Torg.
Hazimi został aresztowany za próbę podłożenia ładunku wybuchowego pod pomnikiem Gustawa II Adolfa w Sztokholmie, co miało stanowić protest przeciw udziałowi Szwecji w wojnie afgańskiej. Gal uważał zawsze, że pomysł Hazimiego był strzałem w dziesiątkę, bo nie tylko dotykał największego imperialisty spośród szwedzkich królów, ale też sam pomnik miał wprost idealną lokalizację, bo stał przed szwedzkim MSZ, Ministerstwem Obrony, Operą i Parlamentem, a naprzeciwko Pałacu Królewskiego.
Szanse na uwolnienie Aziza były jednak tym razem mniejsze niż poprzednio. Dwa lata wcześniej został on zatrzymany z bronią i pieniędzmi w Jemenie i oskarżony o przynależność do Al-Kaidy, ale zorganizowana akcja powstałego spontanicznie Komitetu Obrony Wolności, do którego przyłączyło się kilka znanych nazwisk i polityków opozycji, nie pozostawiła szwedzkiemu MSZ nawet chwili na wahanie i doprowadziła do szybkiego uwolnienia Hazimiego. W końcu jest on obywatelem Szwecji, chociaż nigdy nie płacił w tym kraju podatków.
Ponownie Aziz został aresztowany w Tunezji w towarzystwie poszukiwanego terrorysty. Tym razem nie poszło już tak łatwo i trzeba było się znacznie więcej napracować, by wrócił do Szwecji, chociaż tamtejsze i tutejsze władze groziły mu poważnymi konsekwencjami. Jego wspaniałe powitanie na lotnisku Arlanda transmitowały wszystkie szwedzkie stacje telewizyjne.
Wiec w sprawie uwolnienia Aziza był ważny dla Gala, ale najważniejszy był czwartkowy wiec poparcia dla Juliana Assange’a. Wszystkie ciemne siły kapitalizmu, wojny i niewolnictwa sprzysięgły się właśnie, by zniszczyć WikiLeaks, pierwszy prawdziwy taran wolności, i aresztować jego twórcę. To była dla Gala prawdziwie osobista sprawa, bo Juliana i Mirmilla uważał za swoich ideowych przewodników, chociaż każdego w inny sposób i w innym wymiarze.
Przywiązanie do nich obu było dla niego problemem, z którym nie mógł sobie poradzić.
Kiedyś zaproponował, by rozszerzyć klan jeźdźców w plemieniu do sześciu i włączyć do niego Juliana. Albo nawet połączyć obie struktury. Mirmillo jednak zaprotestował gwałtownie, bo choć wyrażał się z najwyższym uznaniem o osiągnięciach Juliana i WikiLeaks w kruszeniu murów, to mimo wszystko uznał, że jego wstąpienie do plemienia byłoby dla nich śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Mówił, że WikiLeaks, jak przystało na wielkie medium, działa jawnie, ma swoją twarz i jedno kryterium – prawdy – i na tym polega jego siła. Plemię zaś jest jak jednostka bojowa, tajna, przeznaczona do zadań specjalnych, do działania za linią wroga. Jej zadaniem jest uderzać w najczulsze miejsca, ale cel ma ten sam. Inne jest jednak ryzyko, bo o ile WikiLeaks może się bronić zasadami wolności i prawa, to plemię jest spod prawa wyjęte.
Mirmillo zabronił mu zatem jakichkolwiek kontaktów z Julianem Assange’em i WikiLeaks i Gal mu to przysiągł. Ale tęsknota za wolnością totalną kłóciła się z tym żądaniem i nie był w stanie dotrzymać przysięgi.
Ostatnio coraz częściej się zastanawiał, jak zareagowałby Mirmillo, gdyby wiedział, że jest on zaangażowany w działalność Komitetu Obrony Wolności, Komitetu Poparcia Mudżahedinów i jeszcze kilku podobnych organizacji.
Dlatego na wszelki wypadek zawsze nosił czarną bluzę z kapturem, czarną bejsbolówkę i w chłodniejsze dni kefiję.
Dochodziła dziewiąta. Już dawno wstał ładny, słoneczny dzień i zapowiadało się, że będzie wyjątkowo ciepło. Miał to być najcieplejszy dzień tego roku i według późniejszych badań Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej okazał się najcieplejszym dniem od ponad stu lat.
Konrad złożył dach samochodu i wyjechał z garażu. Na głowie miał czarną bejsbolówkę ze srebrnym napisem Saab, która zawsze pełniła dyżur w samochodzie. Założył też czarne okulary słoneczne typu Ray Ban Clubmaster. Wszystko to razem dawało właściwy efekt i na całej trasie z Kabat do centrum mało było kierowców, którzy nie zwróciliby na niego uwagi. Konrad ze szczególną uwagą rejestrował zainteresowanie pań, ale panowie z lepszych marek też byli mile widziani.
W ostatnim czasie dokonał jednak odkrycia, że panie z pojazdów typu SUV gigant i półciężarówka, przynajmniej te, które mógł dostrzec za kierownicą, nigdy nie zwracały na niego uwagi. Właściwie na nic nie zwracały uwagi, wpatrzone zawsze przed siebie i zajęte z reguły rozmową przez telefon.
Konrad lubił sobie pofantazjować w drodze do pracy, zwłaszcza gdy był w dobrym nastroju. A w szczególnie dobrym nastroju był wtedy, gdy trwał sezon cabrio, czyli właśnie dzisiaj.
Samochodów typu SUV i większych przybywało w Warszawie szczególnie szybko i Konrad uznał, że musi to być związane z problemami osobowościowymi Polaków nowej generacji. Takie pojazdy spisywały się doskonale w kulturze amerykańskiej, szwedzkiej czy rosyjskiej, ale ursynowskiej?! Nigdy nie poznał żadnej właścicielki takiego SUV-a, ale był przekonany, że muszą to być bardzo zajęte bizneswomen, które nawet nie mają czasu na seks i częściej korzystają z wibratorów. No i z pewnością muszą być przeciwniczkami parytetu.
Intrygowało go też, jak miłość do środowiska naturalnego koresponduje z kobiecym seksapilem. Może właśnie poszukiwanie odpowiedzi na to trudne pytanie sprawiało, że jego uwagę podczas jazdy niebezpiecznie przyciągały dziewczyny na rowerach, mknące wzdłuż alei KEN. Od zawsze uważał, że kobieta najpiękniej wygląda na rowerze i w kabriolecie.
Kiedy wszedł do biura, od razu poczuł, że w pomieszczeniach czuć spaloną gumą. Przez moment nie mógł zrozumieć, skąd ten zapach, i dopiero po chwili do niego dotarło, że ktoś musiał zaprószyć ogień albo zapaliła się instalacja elektryczna. Na samą myśl o pożarze przeszedł mu dreszcz po plecach. Już widział oczami wyobraźni, jak płoną akta z napisem „ściśle tajne”, gdy nagle zdał sobie sprawę, że zna ten zapach.
– To spalona guma z opon – usłyszał nagle głos Sary. – Zaciągnęło wczoraj przez wentylację do całego budynku. Na przyszły tydzień Solidarność planuje nowe demonstracje. Może gdzieś wyjedziemy?
– Przecież wybieramy się do Szwecji. Marcin załatwił już wszystko?
– Zaraz sprawdzę – odpowiedziała i ruszyła w kierunku drzwi.
Gdy trzymała już rękę na klamce, dogoniło ją pytanie Konrada:
– Dlaczego nie masz samochodu?
– Bo nie potrzebuję – odparła, nawet się nie odwracając.
– A gdybyś chciała sobie kupić, to jaki?
Cofnęła dłoń i spojrzała na niego.
– A co?
– No… jaki? Mały, duży, srebrny, polo, mercedes, land-rover… albo jak nasz touareg? Jaki?
– Nie