Przewieszenie. Remigiusz Mróz

Przewieszenie - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
dziewczyna spadła w okolicach Koziej Przełęczy, dzisiaj chłopak niedaleko Zawratu. Jedno i drugie miejsce znajdowało się na zboczach Orlej Perci, ale wypadki zdarzyły się po przeciwnych stronach.

      Rzeczywiście było to niecodzienne, ale nie zaświeciła jej się w umyśle żadna lampka alarmowa. Zamknęła portal „Gazety Krakowskiej”, a potem skupiła na Michale Sznajdermanie. Od niego do zabójcy musiał prowadzić jakiś trop. Trop, którego dotychczas nie dostrzegała.

      Ci ludzie to nie żadna Al-Kaida, której członkowie porozumiewali się ze sobą tylko do pewnego poziomu w hierarchii, a ponad nim wszelkie ślady się urywały. Ta grupa musiała utrzymywać stały kontakt, planując i organizując każdy krok.

      Dominika złożyła okulary i położyła je obok laptopa.

      Telefon Sznajdermana był czysty, w rejestrze odnaleziono jedynie połączenia z matką i bratem. Komputery znalezione przez Ukraińców w chacie tych trojga nie dostarczyły żadnych informacji. Według ustaleń śledczych, nie wysyłano z nich żadnych maili, nie korzystano też z komunikatorów internetowych.

      Wadryś-Hansen zastanawiała się przez moment, po czym podniosła telefon i wybrała numer oficera łącznikowego na Ukrainie. Młodszy inspektor Olearnik odebrał po trzecim sygnale. Prokurator przedstawiła się, choć nie musiała już tego robić – po tym, jak Olearnikowi powierzono reprezentowanie polskich organów ścigania w toczącym się śledztwie, odebrał od niej sporo telefonów. Z pewnością zdążył wpisać sobie numer.

      – Jest coś nowego? – zapytała.

      – Obawiam się, że nie, pani prokurator.

      – Absolutnie nic?

      Przez moment milczał.

      – W tej samej wiosce jest też drugi pusty dom – bąknął w końcu.

      – Słucham?

      – Mieszkańcy zwrócili uwagę śledczych na to, że w jednym z domów od pewnego czasu nikt się nie pojawia.

      – Co to znaczy „od pewnego czasu”?

      – Nie wiedzą – odparł lekko zażenowany. – Właściciel mieszkał na uboczu, z nikim się nie kontaktował. Odnaleźliśmy jego zstępnych, ale twierdzą, że od lat go nie odwiedzali. Mieszkał z kotem.

      Zaginięcie? W tej samej wsi, gdzie przynajmniej przez pewien czas mieszkała trójka zabójców? Jeśli tak, to w istocie coś mogło być na rzeczy, stwierdziła Wadryś-Hansen.

      – Znaleziono to zwierzę?

      – Nie. Nie ma śladu ani po nim, ani po gospodarzu.

      – Ukraińcy mają jakąś teorię?

      – Tak. Sąsiedzi utrzymują, że starzec, rzadko bo rzadko, ale wychodził na spacery. Śledczy uznali, że pewnego dnia po prostu nie wrócił. Takie rzeczy się zdarzają, tym bardziej, że mężczyzna był schorowany.

      – Nie ma żadnych śladów przestępstwa?

      – Nie. Sprawdzili dom.

      Dominika nie miała wielkiego zaufania do ukraińskich organów ścigania. Poza tym na Giewoncie również nie było żadnych śladów… oprócz wołania mordercy.

      – Daj mi znać, jeśli coś znajdą – powiedziała. – Jesteś jeszcze na miejscu?

      – Nie. Z powrotem w ambasadzie.

      – Mógłbyś tam kogoś wysłać?

      – Słucham?

      Wadryś-Hansen doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że mimo przyjacielskich relacji z Ukrainą, ta rozmowa z pewnością jest podsłuchiwana i nagrywana. Pewne rzeczy po prostu były niezmienne – bez względu na to, czy chodziło o oficera łącznikowego amerykańskich, czy polskich służb.

      – Mam na myśli jedynie rozmowę z sąsiadami – sprecyzowała. – Najwięcej dowiemy się właśnie dzięki nim.

      – Niestety nie mają wiele do powiedzenia – zaoponował Olearnik. – To zapadła wioska, a w dodatku dom tego starca stoi na uboczu. Podobnie jak Sznajdermanów.

      – Mieszkali niedaleko siebie?

      – Dość. Chociaż nie na tyle, by mogli zaglądać do siebie przez okno.

      – Jak ten mężczyzna się nazywał? – zapytała Dominika, wyciągając kartkę papieru.

      – Dymitr Leonidow.

      Zapisała imię i nazwisko, a potem podziękowała młodszemu inspektorowi i się rozłączyła. Wprowadziła odpowiednie zapytanie w Google, a potem ze zdziwieniem przekonała się, że mężczyzna o takim samym imieniu i nazwisku figuruje w zdigitalizowanej bazie książek. Włączyła monografię, którą przygotował wraz z kilkoma innymi autorami.

      Początkowo nie zwróciła uwagi na ich nazwiska.

      Potem dostrzegła, że jednym z nich był Marek Chalimoniuk, wykładowca Uniwersytetu Rzeszowskiego. Ofiara z Giewontu.

      Ta informacja trafiła ją jak obuch. Milion myśli przemknęło jej przez głowę, gdy patrzyła na stronę tytułową pracy. Zrozumiała, że Forst nie powiedział jej całej prawdy.

      Być może nawet się do niej nie zbliżył.

      13

      Wiktor obudził się z wyjątkowo wrednym bólem głowy. Otworzył oczy, wciągnął głęboko zatęchły dym papierosowy z nocy, a potem podniósł się z łóżka. Od razu skierował się do szafki w kuchni po tabletki.

      Od kiedy wrócił do palenia, migreny stawały się coraz gorsze. Przemknęło mu przez głowę, że może powinien z powrotem przerzucić się wyłącznie na gumy Big Red. Potarł skronie, a potem sięgnął po paczkę westów. Może od jutra.

      Usiadł przy laptopie i sprawdził skrzynkę na reddicie. Kormak nie znalazł niczego nowego, ale trudno było spodziewać się, że będzie inaczej. Sam przez cały poprzedni dzień przeszperał całe zasoby Internetu i na temat greko-baktryjskiego króla nie znalazł nic, co mogłoby okazać się przydatne.

      Napił się zimnej, wczorajszej kawy, a potem się przeciągnął. Pomyślał, że może śniadanie zmniejszy trochę ból głowy, więc stanął przed lodówką i przez chwilę przeczesywał wzrokiem jej zawartość. Niespecjalnie było od czego zacząć dzień.

      Nastawił wodę w czajniku, a potem wyjął zupkę kuksu. Lepsze to niż nic.

      Z parującym daniem usiadł przy komputerze i wszedł na portal NSI. Powoli zaczynał zrywać ze swoim zwyczajem niesprawdzania wiadomości. Wymusiła to na nim sytuacja – będąc na przymusowym urlopie, miał przed sobą perspektywę spędzenia całego dnia w domu. Musiał jakoś urozmaicić sobie czas.

      A tego dnia urozmaiceń nie brakowało.

      Na głównej stronie Forst zobaczył czerwony nagłówek informujący o kolejnym wypadku w Tatrach. Odłożył miskę na bok i ściągnął brwi. Trzy ofiary śmiertelne w trzy dni to dużo, nawet jak na tak groźnego zabójcę, jakim są góry.

      Tym razem spadła trzydziestopięcioletnia kobieta. Wchodziła sama na Wrota Chałubińskiego, prawdopodobnie poślizgnęła się na zalegającym tam śniegu. O wypadku TOPR poinformowali turyści, którzy widzieli całe zdarzenie z dołu.

      – Teraz się zacznie… – mruknął do siebie Forst.

      „W dwóch poprzednich przypadkach prokuratura wykluczyła udział osób trzecich, w tym jednak nie otrzymaliśmy jeszcze żadnej oficjalnej wiadomości” – pisał redaktor portalu. „Czekamy na konferencję prasową, która ma zostać zwołana w godzinach popołudniowych”.

      Wiktor otworzył szufladę


Скачать книгу