Naśladowca. Erica Spindler
Przecież ona nic… – głos jej się załamał.
M.C. poczekała, aż kobieta trochę się uspokoi. W końcu uznała, że może powtórzyć pytanie.
– Czy miała pani gościa wczoraj wieczorem?
– Nie rozumiem – powtórzyła kobieta.
– Czy nie można z tym poczekać? – spytał pastor.
– Przykro mi, ale nie – rzekła łagodnie Kitt i przykucnęła obok kobiety. – Pani Vest, wiemy, że jest pani ciężko, ale musi pani nam pomóc. Jeszcze tylko kilka pytań.
Kobieta skinęła głową.
– Obok pani łóżka stały dwa kieliszki – ciągnęła M.C. – Jest pani pewna, że nikt pani wczoraj nie odwiedził?
Kobieta patrzyła na nią niewidzącym wzrokiem, jakby nie rozumiała, o co jej chodzi. W końcu skinęła głową.
– Musiałam wziąć drugi. Cza… czasami mi się to zdarza.
– Słyszała pani w nocy coś, co zwróciło pani uwagę?
Pani Vest potrząsnęła żałośnie głową.
– Proszę się zastanowić. Może jakiś samochód? Albo ujadanie psa?
– Nie, nic.
– Budziła się pani w nocy?
Pokręciła głową.
Następne pytanie pochodziło od Kitt.
– Czy córka nie skarżyła się, że ostatnio ktoś za nią chodził? Albo ją obserwował? A może widziała kogoś obcego w pobliżu domu albo szkoły?
Tak właśnie było w przypadku poprzednich morderstw. Właśnie dlatego postanowiła obserwować jeden z domów.
Kobieta zastanawiała się przez chwilę.
– Nie.
– A może wydarzyło się ostatnio coś dziwnego? – Kitt nieustępliwie drążyła temat. – Może pani widziała w pobliżu jakieś obce samochody? A może dzwonił ktoś nieznajomy? Albo pojawiali się tu jacyś akwizytorzy?
Pani Vest tym razem też zaprzeczyła. Kitt nie chciało się to pomieścić w głowie.
Zostawiły ją i zajrzały jeszcze raz do pokoju dziewczynki. Kiedy już wychodziły z domu, M.C. mruknęła, na poły do siebie, a na poły do koleżanki:
– Kim jest ten facet? Czy to jakiś Houdini?
– Nie, nie sądzę – powiedziała Kitt. – To wszystko nasza wina.
M.C. zatrzymała się i spojrzała jej prosto w oczy.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Żyjemy w ciągłym pośpiechu i na nic nie zwracamy uwagi, dopóki nie wydarzy się jakieś nieszczęście. Za bardzo interesuje nas to, co sami mamy do zrobienia, i ten facet sprytnie to wykorzystuje. Sama słyszałaś, nawet nie położyła jej spać! Nie sprawdziła, czy wszystko u niej w porządku! Gdybym miała małą córkę, kazałabym jej ze mną spać, ale ona zajęła się pracą. Wiem, to nie moja sprawa, ale potwornie mnie to wkurza!
Kitt cała drżała. Do tej pory starała się ukrywać emocje, ale nie mogła już dłużej nad nimi panować. To wszystko za bardzo bolało, niczym jątrząca się rana.
M.C. nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Kitt milczała przez chwilę, potem ruszyła w stronę samochodów. M.C. powoli podążyła za nią.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Piątek, 10. marca 2006
godz. 15.00
Kitt siedziała przy biurku. Bolała ją głowa, burczało jej w brzuchu. Czuła się, jakby ścigała nieuchwytne duchy – nie tylko mordercę, ale też jej prywatne demony, które nieustanie ją prześladowały.
Od swego wybuchu nie rozmawiała z Riggio. Miały różne rzeczy do zrobienia. Kitt zajęła się rozmowami z sąsiadami, a M.C. przesłuchaniem ojca i siostry zamordowanej dziewczynki, musiały także sprawdzić innych krewnych.
Kitt obawiała się spotkania z koleżanką, która zapewne poinformowała o zajściu zarówno sierżanta Haasa, jak i Sala. Co gorsza, Kitt sama sobie była winna, ujawniając żenującą słabość.
Żenującą również dla niej samej.
Uniosła dłonie do skroni i zaczęła je masować. Zachowała się głupio, chociaż zapewniła M.C., że poradzi sobie z tą sprawą. Tymczasem to młodsza koleżanka zdołała zachować spokój i pełny profesjonalizm, ona natomiast potknęła się przy pierwszej okazji.
Powróciła myślami do poprzedniego wieczoru i kartki, którą znalazła na drzwiach. Odkleiła ją, wraz z substancją, za pomocą której ją przyczepiono. Bardzo przy tym uważała, chociaż nie sądziła, by przestępca zostawił na niej odciski palców. Jak okazało się po pierwszych badaniach, jej przypuszczenie było słuszne. Orzeszek nie popełniał głupich błędów!
Napisał, że będzie się z nią kontaktował.
Spojrzała na telefon, ciekawa, kiedy to nastąpi.
Nagle poczuła, jak bardzo drżą jej ręce, i opuściła je na kolana. Kiedyś w takiej sytuacji sięgnęłaby po butelkę. Spokój w płynie. Zawsze trzymała jedną buteleczkę w skrytce samochodu, a drugą w szafce.
Ale to już przeszłość, nie zamierzała do tego wracać.
– Jesteś głodna?
Drgnęła, słysząc głos M.C. Była tak pogrążona w swoich myślach, że nie słyszała jej kroków. M.C. trzymała papierową torbę z tłustymi plamami, zapewne zakupy ze sklepu po drugiej stronie ulicy.
– Bardzo – odparła ostrożnie, spodziewając się, że Riggio powie: „To fajnie”, wyjmie wielką kanapkę i zacznie zajadać na jej oczach.
Koleżanka usiadła jednak przy jej biurku i wyjęła z torby dwie kanapki.
– Domyśliłam się, że nie miałaś czasu, żeby coś zjeść – powiedziała. – Wolisz z szynką czy z pastrami i serem?
Kitt nie była przygotowana na przyjacielskie gesty, nie wiedziała, jak się zachować.
– Wszystko jedno, ty wybierz.
Riggio podała jej kanapkę z pastrami i serem.
– Mam też chipsy. Oczywiście Mrs. Fisher.
Produkowano je w Rockford. Kiedy Kitt była mała, jej mama kupowała chipsy w fabryce w wielkich, metalowych puszkach.
Rozwinęły kanapki i zaczęły jeść.
– Dowiedziałaś się czegoś od sąsiadów? – spytała ją M.C. między kęsami.
Kitt pokręciła głową.
– Wygląda na to, że nawet pies nie zaszczekał. – Wypiła trochę wody mineralnej. – To dziwne, bo przecież to spokojna, cicha dzielnica, a jego wóz musiał tam stać kilka godzin. I nic. Nikt nie wyjrzał z domu. Nikt nie zainteresował się obcym. Co tu się dzieje?
Zaczęła przeglądać notatki, sprawdzając, czy czegoś nie przeoczyła. Po chwili znowu pokręciła głową. Nie, nie znalazła nic interesującego.
M.C. otworzyła butelkę i też napiła się wody.
– Może mieszka w tej okolicy?
– To sensowna hipoteza. – Otworzyła paczkę chipsów. – Dzięki za żarcie. Ile jestem ci winna?
– Nic. Następnym razem ty stawiasz.
Proszę, co za niespodzianka. Więc M.C. dopuszczała możliwość dalszej