Naśladowca. Erica Spindler
błędy. Działa zbyt szybko i pochopnie.
– O czym mówisz?
– To słowa Mordercy Śpiących Aniołków – wyjaśniła. – Uważa, że jego zbrodnie są doskonałe. To perfekcjonista.
M.C. wytarła usta serwetką.
– Rozumiem. Właśnie dlatego jest taki wkurzony. Bo ktoś go nieudolnie naśladuje.
– Ale co to znaczy „zbrodnia doskonała”?
– To oznacza, że nigdy nie uda się dopaść sprawcy.
– Właśnie! – powiedziała podniecona Kitt. – A kogo nie można złapać?
M.C. popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
– No, kogoś, kto wszystko szczegółowo planuje i umie przewidywać.
– Właśnie! – powtórzyła Kitt. – Rozumiesz, właśnie o to mu chodziło! Że naśladowca działa pospiesznie i popełnia błędy.
Zauważyła, że koleżance udziela się jej podniecenie.
– Jeśli przestępca działa zbyt szybko, popełnia błędy, zostawia jakieś ślady… No i nie jest dostatecznie ostrożny!
– Właśnie to było najgorsze w tych pierwszych morderstwach. Całkowity brak śladów. Nic, na czym dałoby się oprzeć.
Przez chwilę obie milczały. M.C. sięgnęła do torby Kitt i poczęstowała się chipsem. Żuła wolno i z namysłem.
– Z tym jest chyba podobnie – mruknęła.
– Nie, wydaje mi się, że musimy się tylko bardziej postarać… Wiedzieć, gdzie szukać… – powiedziała Kitt. – Poza tym, rzeczywiście jest szybki. Dwie dziewczynki w ciągu trzech dni!
– Co jeszcze charakteryzowało poprzednie morderstwa? – zaciekawiła się M.C.
– Całkowita przypadkowość wyboru ofiar. Nigdy nie udało nam się znaleźć niczego, co mogłoby je łączyć. Oczywiście wszystkie dziewczynki miały mniej więcej dziesięć lat i były blondynkami, ale poza tym nic, na czym można by zbudować jakąś teorię.
Ofiary seryjnych morderców pochodziły zwykle z jakiejś określonej okolicy, którą dobrze znał albo reprezentowały określoną profesję, na przykład mogły to być prostytutki. Tacy mordercy rzadko jednak opuszczali swój teren.
– Zatem jak je wybierał?
– Problem w tym, że nigdy do tego nie doszliśmy. – Pchnęła w stronę M.C. swoją paczkę chipsów. – Poza tym nie zapominaj, że zamordował tylko trzy dziewczynki. Prawdopodobieństwo schwytania seryjnego mordercy wzrasta z każdą ofiarą. Bundy przyznał się do dwudziestu ośmiu morderstw, a mogło być ich więcej.
– Więc dlaczego przestał?
Kitt wzruszyła ramionami.
– Może trafił do więzienia za jakieś drobne przestępstwo? – rzuciła. – Takie rzeczy czasami się zdarzają.
M.C. skinęła głową.
– Racja.
– Jeśli rzeczywiście rozmawiałam z Mordercą Śpiących Aniołków, to możliwe, że poznał swego naśladowcę w więzieniu.
M.C. znowu się z nią zgodziła. Ta wersja brzmiała bardzo prawdopodobnie.
– Pamiętasz, Lawrence Bittaker i Roy Norris poznali się w więzieniu i po wyjściu zamordowali razem pięć nastolatek. Ten facet jest bardzo dumny ze swoich „zbrodni doskonałych”. Mógł się nimi przechwalać w więzieniu.
– Ale jest na tyle sprytny, że zapewne powiedział o tym tylko zaufanej osobie. Mordercy dzieci nie mają lekkiego życia w wiezięniu.
– Jeśli nawet założymy, że nie istnieje żaden naśladowca, to teoria z więzieniem też ma sens. Przecież od poprzednich morderstw minęło pięć lat. Musimy sprawdzić wszystkich mężczyzn wypuszczonych ostatnio z więzień stanowych.
Kitt odchyliła się na oparcie krzesła i zaczęła głośno myśleć:
– Morderca Śpiących Aniołków zabił trzy dziewczynki. Przerwy między kolejnymi zbrodniami wynosiły sześć tygodni, potem nagle przestał działać. – Zamyśliła się na chwilę. – Uważa, że były to zbrodnie doskonałe. Ma na tym punkcie obsesję, dlatego do nas zadzwonił, choć w ten sposób wystawił się na ryzyko. O czym to świadczy?
M.C. zmrużyła oczy.
– Że jest arogancki i pewny siebie. Chce udowodnić, że jest najlepszy.
– Nie, on uważa, że już to udowodnił. I dlatego tak się wkurzył, kiedy pojawił się naśladowca. Boi się, że te zbrodnie będą mniej perfekcyjne… i zepsują mu opinię.
– Dlatego zapomniał o ostrożności – dodała M.C. – Musisz jednak przyznać, że miał sporo racji, a jego obawy się potwierdziły…
Kitt zmarszczyła brwi. Tak, musiał się tego spodziewać.
A więc wie, kim jest naśladowca.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, a potem z trudem przełknęła ślinę, kiedy przyszło jej do głowy coś innego.
Panowanie nad sobą. To, z czym ona wciąż ma problemy.
– O czym myślisz? – spytała M.C.
– Że jeśli Morderca Śpiących Aniołków nie był w więzieniu, a mimo to przestał zabijać, bo bał się, że go złapiemy, to musi fantastycznie nad sobą panować. To nie jest zwykły seryjny zabójca!
– Jest groźny – stwierdziła M.C.
– Może być znacznie groźniejszy, niż nam się wydaje – mruknęła.
Młodsza policjantka wstała.
– Niewiele udało nam się ustalić – stwierdziła.
– Nie wiemy też, czy i kiedy ponownie uderzy – dodała Kitt.
– Wobec tego poszukajmy tego, co łączy dwie ostatnie ofiary.
– Racja. – Kitt wstała i sięgnęła po kurtkę, którą powiesiła na oparciu krzesła. – Musimy się odmeldować sierżantowi Haasowi, a potem pojedziemy do rodziców obu dziewczynek.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Piątek, 10. marca 2006
godz. 16.20
Matka Julie Entzel mimo późnej pory była w szlafroku i kapciach. Gdy zobaczyła policjantki, na jej twarzy pojawił się strach, a potem nadzieja.
– Czy… czy może coś już wiadomo? – spytała niepewnie.
– Przykro mi, ale na razie nie – odparła M.C. – Chciałyśmy zadać pani jeszcze kilka pytań.
Margie Entzel skinęła głową. Wyglądała na przybitą. Zaprosiła je do małego saloniku, gdzie stał telewizor nastawiony na kanał meteo. Ściszyła głos, a potem spojrzała na obie policjantki.
– Lubię to oglądać, bo nie trzeba przy tym myśleć – rzuciła.
Kitt skinęła ze zrozumieniem głową i pochyliła się w stronę kobiety.
– Jestem porucznik Lundgren – wyjaśniła. – Prowadzę tę sprawę.
Kobieta przyjrzała się jej uważniej.
– Widziałam panią wczoraj w telewizji – przypomniała sobie. – I dzisiaj, po tym okropnym morderstwie. Boże…
– Właśnie. – Kitt zerknęła na partnerkę, a następnie przeniosła wzrok na panią Entzel. – Obiecuję,