Bastion. Стивен Кинг
14
Była za kwadrans dwunasta. Za niewielkim okienkiem mrok przywierał do szyb. Deitz siedział samotnie w swoim biurze. Miał poluzowany krawat i rozpiętą marynarkę. Stopy opierał o metalowe biurko, a w dłoni trzymał mikrofon. Na biurku stał magnetofon. Szpule obracały się powoli.
– „Mówi pułkownik Deitz – powiedział. – Biuro stacji epidemiologicznej Atlanta, kod PB dwa. Raport numer szesnaście dotyczący akt Projektu Blue, kryptonim Księżniczka/Książę. Ten raport i akta są ściśle tajne, kod dwa-dwa-trzy, tylko dla osób upoważnionych. Jeśli nie jesteś upoważniony, to pierdol się, Jack”.
Przerwał i przymknął oczy.
– „Książę nieźle mnie dzisiaj wystraszył – dodał po chwili. – Nie będę się wdawał w szczegóły, które znajdą się w raporcie Denningera. Na pewno dokładnie wszystko opisze. Zostanie do niego również dołączona płyta z zapisem mojej rozmowy z Księciem oraz niniejsze nagranie, które właśnie sporządzam. Byłem tak wkurzony, że miałem ochotę go uderzyć… muszę przyznać, że śmiertelnie mnie przeraził. Przez chwilę postawiłem się w jego sytuacji i poczułem się dokładnie jak on. Pozuje na Gary Coopera, ale jest bardzo bystry. Potrafi osiągnąć to, czego chce, choćby miał w tym celu wykorzystać wszystkie znane powieściowe chwyty. Nie ma bliskiej rodziny w Arnette ani nigdzie w pobliżu, więc nie możemy przykręcić mu śruby. Denninger ma paru ochotników – w każdym razie twierdzi, że ma – którzy są gotowi wejść do jego pokoju i namówić go do współpracy, używając nieco »mocniejszych« argumentów. Cóż, być może rzeczywiście będziemy musieli to zrobić, ale uważam, że Denninger będzie potrzebował do tego więcej niż paru ochotników. Być może dużo więcej. Osobiście jestem przeciwny takim metodom. Moja matka zawsze mówiła, że więcej much złapie się na miód niż na ocet, i chyba nadal w to wierzę.
I jeszcze jedno: ten facet wciąż jest czysty. Badania nie wykazały obecności wirusa. Chyba wiesz, co to oznacza”.
Ponownie przerwał i ziewnął. W ciągu ostatnich trzech dni spał jedynie cztery godziny.
Wziął plik kartek leżących na stole.
– „O dziesiątej wieczorem, podczas mojej rozmowy z Księciem, zmarł Henry Carmichael. Policjant Joseph Robert Brentwood zmarł przed półgodziną. Nie będzie tego w raporcie doktora D., ale widziałem, że facet sra w gacie ze strachu. Testy Brentwooda wykazały reakcję pozytywną na szczepionkę typu… – Przekartkował plik papierów. – O, jest: sześćdziesiąt trzy-A-trzy. Sprawdź to sobie, jeżeli chcesz. Gorączka osłabła, opuchlizna gruczołów prawie całkowicie zeszła, obiekt stwierdził, że jest głodny, po czym zjadł gotowane jajko i tosta. Mówił sensownie, chciał wiedzieć, gdzie się znajduje i tak dalej. Ale o dwudziestej drugiej gorączka nagle powróciła. Brentwood zaczął majaczyć, porozrywał pasy, którymi był przymocowany do łóżka, i krążył po całym pomieszczeniu, krzycząc, prychając i plując flegmą. A potem nagle przewrócił się i umarł. Bach – i już. Zespół uważa, że zabiła go właśnie szczepionka. Pomogła mu przez jakiś czas, jednak potem nastąpił nawrót choroby i zgon. Tak więc wracamy do punktu wyjścia”.
Westchnął, po czym dodał:
– „Najgorsze zostawiłem na koniec. Możemy już odtajnić Księżniczkę – to Eva Hodges, czteroletnia dziewczynka rasy kaukaskiej. Jej czworonożny przyjaciel zdechł dziś po południu. Gdybyś na nią spojrzał, powiedziałbyś, że nic jej nie jest, nawet ani razu nie kichnęła. Oczywiście jest przygnębiona, brakuje jej matki. Jednak poza tym zachowuje się całkiem normalnie. Ale ona też to ma. Wykazały to badania przeprowadzone po lunchu. Przed kolacją Denninger pokazał nam próbki jej śliny – były pełne długich, przypominających wagoniki kolejowe bakterii, które według doktora D. wcale nie są bakteriami, lecz inkubatorami. Nie mogę zrozumieć, dlaczego – skoro wie, gdzie to jest i jak wygląda – nie potrafi tego powstrzymać. Kiedy go o to zapytałem, wygłosił mi cały wykład, ale wydaje mi się, że sam też tego nie pojmuje”.
Zamilkł na chwilę i zapalił papierosa.
– „Mamy więc chorobę, w której można wyodrębnić kilka etapów… ale u niektórych nie występują wszystkie stadia – podjął. – Są też zarażeni, u których jedno stadium trwa bardzo długo, i inni, którzy przechodzą przez wszystkie jak burza. Jeden z naszych dwóch »czystych« obiektów nie jest już czysty. Drugi z nich to trzydziestoletni chłopak, tak samo zdrowy jak ja. Denninger przeprowadził na nim mnóstwo testów i wyodrębnił tylko cztery anomalie. Po pierwsze: Redman ma na całym ciele wyjątkowo dużo pieprzyków. Po drugie: cierpi na niewielkie nadciśnienie. Po trzecie: kiedy jest zdenerwowany, pojawia się u niego lekki tik nerwowy pod lewym okiem. Denninger mówi również, że śni mu się więcej niż innym ludziom. Miewa sny prawie każdej nocy. Wykryli to podczas standardowych testów EEG, zanim pacjent odmówił współpracy. I to wszystko. Nie potrafię z tego nic wywnioskować, podobnie jak Denninger i wszyscy inni…
To mnie przeraża, Starkey, bo nikt nie zdoła wykryć tej choroby. Dla wszystkich będzie to jedynie zwyczajna grypa lub przeziębienie, a nikt już nie chodzi do lekarza z takimi rzeczami. Co innego, jeśli ma zapalenie płuc, jakąś dziwną pokrzywkę lub podejrzewa raka. Ta choroba nie rzuca się w oczy. I dlatego zarażeni będą zostawać w domu, pić dużo płynów i wylegiwać się w łóżku, po czym zaczną umierać jeden po drugim. Ale zanim poumierają, zarażą każdego, z kim się zetkną.
W dalszym ciągu spodziewamy się, że Książę (myślę, że któregoś dnia zdradzę ci jego personalia, ale na razie to nie ma znaczenia) także umrze… dziś, jutro lub pojutrze. Jak dotąd, żaden z zarażonych się z tego nie wykaraskał. Te skurwysyny z Kalifornii odwaliły naprawdę dobrą robotę.
Deitz, stacja epidemiologiczna Atlanta PB dwa. Koniec raportu”.
Wyłączył magnetofon i wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, po czym zapalił kolejnego papierosa.
ROZDZIAŁ 15
Była za dwie minuty północ.
Patty Greer, pielęgniarka, która próbowała zmierzyć Stu ciśnienie, przeglądała w dyżurce egzemplarz „McCallsa”. Niedługo będzie musiała znowu wejść do izolatek, by zbadać Hapscomba i Sullivana. Hap powinien oglądać program Johnny’ego Carsona i raczej nie będzie sprawiał jej kłopotów. Był przerażony, ale chętny do współpracy, nie tak jak ten okropny Redman, który tylko łypał na nią spode łba. Hapscomb był jednym z „dobrych chłopców”. Według Patty wszyscy pacjenci zaliczali się do dwóch kategorii – „dobrych chłopców” i „zrzędzących pierdzieli”. Mając siedem lat, złamała nogę na wrotkach, ale od tamtej pory nie przeleżała ani dnia w łóżku i nie miała cierpliwości do „zrzędzących pierdzieli”. Albo naprawdę byłeś chory i zachowywałeś się jak „dobry chłopiec”, albo, jak wszyscy hipochondryczni „zdrzędzący pierdziele”, wciąż narzekałeś i sprawiałeś kłopoty ciężko pracującej dziewczynie. Pan Sullivan pewnie będzie już spał i obudzi się w kiepskim humorze. Nie jej wina, że musi go obudzić, miała jednak nadzieję, że pan Sullivan to zrozumie. Powinien być wdzięczny, że otrzymał (i to zupełnie za darmo) najlepszą opiekę, jaką mógł mu zapewnić rząd. Tak mu właśnie powie, gdyby dzisiejszej nocy znów zmienił się w „zrzędzącego pierdziela”.
Zbliżała się północ. Czas iść.
Wyszła z dyżurki pielęgniarek i ruszyła korytarzem w stronę białego pomieszczenia, w którym najpierw spryskają ją specjalnym środkiem odkażającym, a potem pomogą założyć kombinezon ochronny.
W pół drogi zatrzymała się, wyjęła z kieszeni chusteczkę i kichnęła kilka razy.
Myśląc o panu Sullivanie, nie zwróciła specjalnej uwagi na swoje kichanie. Prawdopodobnie