Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści. Joanna Jax
ostro nakazał „Sokół”. – Moim zdaniem, jeśli dziewczyna postanowiła ułożyć sobie życie za pieniądze państwa podziemnego, mogła wysiąść na którejś ze stacji, nie budząc podejrzeń Wiktora. Dajcie mapę, sprawdzimy, gdzie mogła to zrobić. Kiedy zorientowałeś się, że Alicji i walizki nie ma w przedziale?
Wciąż padały te same pytania, bo major próbował ustalić, gdzie zniknęła Alicja. Minęła granicę, więc powinna być na terenie Generalnej Guberni, ale równie dobrze kilka godzin później mogła powrócić do Rzeszy. Miała mocne niemieckie papiery, język opanowała dość dobrze, a swój nieco dziwny akcent maskowała, przeciągając zalotnie sylaby. Resztę nadrabiała bezczelnością, spojrzeniem wielkich zielonych oczu i rzadko kiedy zdradzała oznaki zdenerwowania. Z pewnością poradziłaby sobie, zwłaszcza że miała coś, co niwelowało braki – kupę forsy.
– Majorze – odezwał się Chełmicki – nie wierzę, że Alicja przywłaszczyła sobie te pieniądze. Znam ją. Jeśli zniknęła, to znaczy, że musiało stać się coś złego, i raczej na tym powinniśmy skupić nasze poszukiwania. Rozpuszczę wici, za kilka dni powinniśmy się dowiedzieć, czy została aresztowana. Jeśli zrobili to tajniacy z gestapo, Wiktor mógł stracić czujność. A może zasnął?
– Nie zasnąłem! – zdenerwował się Wiktor, bo w istocie mimo opadających ze zmęczenia powiek nie zmrużył oka.
– To jak jej pilnowałeś? No jak? – Julian doskoczył do Wiktora i chwycił go za poły marynarki.
„Sokół” rozdzielił mężczyzn i każdemu z nich powiedział kilka ostrych słów, po czym nakazał się rozejść. Musiał pomyśleć w spokoju i przesunąć o jakiś czas misję Chełmickiego. Zaginiona Alicja Rosińska komplikowała wiele, a brak pieniędzy jeszcze więcej. Utrata takiej ilości gotówki zapewne skieruje na nich zainteresowanie dowództwa i dopóki pieniądze się nie odnajdą, nie otrzymają innego wsparcia, a dystrybucja kolejnych środków powierzona zostanie bardziej zaufanym i odpowiedzialnym ludziom.
Majorowi nie podobał się także fakt, że Julian Chełmicki w takim zapamiętaniu bronił Alicji, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że ukradła pieniądze. Jakiż on był naiwny. Gdy ma się do czynienia z taką forsą, pokusa wygrywa z patriotyzmem, podłość ze szlachetnością, a wygoda z wyrzutami sumienia. Chełmicki był dobrze wyszkolonym żołnierzem, dlatego dowództwo zdecydowało, że zajmie się sprawą fabryk broni na terenie Polski i jej transportami, ale major zaczynał mieć wątpliwości. Do takich spraw, oprócz inteligencji i sprawności, należało mieć również intuicję. A ta najwyraźniej zawodziła Chełmickiego, bo jego nos podpowiadał mu, że panna Rosińska jest osobą o dość wątpliwej moralności.
Gdy major i Wiktor opuścili ich miejsce spotkań, Julian usiadł na jednej ze skrzynek i zamyślił się. Zaczęło do niego docierać, że tę niezniszczalną, bezczelną Alicję mogło w końcu opuścić szczęście. Nie wierzył ani przez sekundę, że połasiła się na te pieniądze. Musiało wydarzyć się coś innego. Coś złego… Przypominał sobie chwile, gdy, będąc w Anglii, kochali się zapamiętale, spotkania w warszawskich kawiarniach, gdy śmiała się z jego dowcipów. Głośno, szczerze, mało elegancko i… cudownie. I być może już nigdy nie usłyszy tego śmiechu, nie zobaczy oczu ciskających iskierki wściekłości, nie poczuje zaborczej miłości, która kazała jej robić kontrowersyjne rzeczy. Alicja, mała, krnąbrna Alicja, jego Alicja.
Tej nocy nie zmrużył oka, dochodząc do wniosku, że nie jest tak odporny, jak mu się zdawało, ani tak odważny, jak o nim myśleli inni. Bał się. Nagle śmierć była tak blisko, niemal ocierała się o niego, szyderczo patrzyła mu w oczy i jakby szeptała złośliwie, że śmierć jest straszna nie dlatego, że może dopaść ciebie, ale dlatego, że może spotkać kogoś najbliższego.
Gubernator Fischer wiązał ogromne nadzieje z nowym szefem gestapo w Warszawie, Standartenführerem Gerhardem Kenigiem. Jego poprzednik stosował represje, brutalne przesłuchania, a jednak włodarzowi Mazowsza zdawało się, że polscy bandyci panoszą się coraz bardziej i śmieją się im w twarz. Kenig miał w Berlinie opinię przebiegłego i inteligentnego oficera, który zasłynął ze swoich nietuzinkowych pomysłów jeszcze przed wojną, gdy wewnątrz Rzeszy tropił przeciwników i gangsterów politycznych. I zanim na dobre zadomowił się w Warszawie, już zdążył wybrnąć z niezręcznej sytuacji o zasięgu międzynarodowym. Kiedy została zastrzelona niejaka Holly Evans, Amerykanka i przedstawicielka Międzynarodowego Czerwonego Krzyża – zawrzało. Na biurko Fischera trafiały noty dyplomatyczne pełne oburzenia i żądania jak najszybszego wyjaśnienia okoliczności jej śmierci. Nie mogli tego zignorować. Kenig wówczas wpadł na pomysł, aby winą obarczyć polskich bandytów i zasypać drugą stronę spreparowanymi dowodami świadczącymi o tym, że jest to sprawka polskiego podziemia, a winny „tej straszliwej zbrodni” zostanie należycie osądzony i ukarany. Przejrzał dokumenty wszystkich młodych mężczyzn osadzonych w stołecznych aresztach i wybrał takiego, który wydawał się najlepiej pasować na zabójcę Holly Evans. Następnie wyznaczył świadków, zarówno Polaków, jak i Niemców, aby potwierdzili tę wersję. A było ich wielu, wszak owa bandycka napaść miała miejsce w bardzo ruchliwym miejscu, nieopodal Dworca Głównego. Aby jeszcze bardziej wybielić się w oczach dyplomatów, ofiarą „tego barbarzyńskiego zamachu” miał być oficer SS, Obersturmführer Walter von Lossow, który towarzyszył pannie Holly Evans podczas wizyty w Warszawie. Zaś panna Evans została przypadkową ofiarą „tego godnego pożałowania incydentu”.
– Obersturmführer Walter von Lossow. – Walter zasalutował, stając w drzwiach gabinetu Keniga.
– Proszę usiąść, Obersturmführer Lossow. Napije się pan czegoś, poruczniku? Może lampka koniaku? – uprzejmie zapytał Kenig.
– Nie, dziękuję, Standartenführer – równie uprzejmie odpowiedział Lossow i usiadł po przeciwnej stronie biurka szefa gestapo.
Miał świadomość, że śmierć Holly Evans odbije się szerokim echem w międzynarodowej społeczności. Rzesza bardzo dbała o dobre stosunki ze Szwajcarią i z jedną z najbardziej wpływowych organizacji, jaką bez wątpienia był Czerwony Krzyż. Waltera jednak kompletnie to nie obchodziło. Dla niego Holly była po prostu cudowną, mądrą kobietą, która straciła życie przez jakiegoś bydlaka, który tylko w jeden sposób potrafił udowodnić swoją siłę i pokazać władzę. Minęło kilka tygodni od tej zbrodni, a Lossow wciąż nie mógł o tym zapomnieć. Chodził milczący, przygnębiony i nawet los Adrianny stał mu się obojętny. Jeśli postanowiła nie czekać na Juliana w jego bezpiecznym i przytulnym gniazdku, jeśli podjęła decyzję, że zatrzyma po urodzeniu dziecko gwałcicieli, i w końcu, gdy stwierdziła, iż przeniesie się do przyklasztornego domu pomocy Sióstr Służebniczek, nie oponował.
Adrianna była nieco zdziwiona, że Walter nie zadaje zbędnych pytań, nie indaguje i pomyślała sobie, że niepotrzebnie tak się martwiła uwiarygodnianiem swojej historii. W istocie przez jakiś czas planowała skorzystać z dobrodziejstwa sióstr, ale potem zamierzała wcielić w życie swój plan powrotu z dzieckiem do Emila. Była przekonana, że gdy ostrzeże go o planach starego Chełmickiego, aby Walter pod byle pretekstem wydał Lewina w ręce gestapo, przyjmie ją z otwartymi ramionami. Poza tym dowiedziała się, skąd niechęć Lewina do Juliana. Przez nią. Jak bardzo Emil musiał być w niej zakochany, skoro do tej pory żywił do Chełmickiego urazę, chociaż ona od dawna nawet nie myślała o Julianie jako o swojej wielkiej młodzieńczej miłości. A czyż w ogóle nią była? Dopiero pojawienie się w jej życiu Emila uświadomiło jej, czym jest uczucie i pożądanie. Zatem nie wszystko było stracone. Nie chciała jednak stanąć w progach Lewina z ogromnym brzuchem, opuchnięta i mało atrakcyjna. Pragnęła po tych kilku miesiącach rozłąki olśnić