Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć

Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć


Скачать книгу
do sprzątania, prania, gotowania i podawania przy stole, preferowano kobiety. Gdy służbę zaczęło utrzymywać mieszczaństwo, przekonanie o naturalnych predyspozycjach kobiet do wykonywania zadań domowych zaczęło przeważać nad potrzebą pokazania się. Rodzina inteligencka w domu chciała przede wszystkim czuć się jak w domu, czyli tradycyjnie, spokojnie, ciepło. Domem zarządzała pani domu, która pod sobą miała inne kobiety, stanowiące przedłużenie jej woli. Żaden obcy mężczyzna nie powinien nalewać jej herbaty, czyścić dywanów ani rozpalać ognia w kominku. Praca domowa, tak jak to od wieków powtarzają konserwatyści, miała być wykonywana przez kobiety. Tyle tylko, że nie własnymi rękami[1].

      Poza najwyższymi kręgami arystokracji w domach zatrudniających służbę ciężko było już spotkać młodych, dobrze zapowiadających się chłopców, czekających na zajęcie swojego miejsca w hierarchii. Na ich miejsce przyszły biedne, niewykształcone dziewczęta. Im niższa pozycja społeczna pracodawcy, tym bardziej zahukane, naiwne, często niepiśmienne pokojówki, kucharki i pomywaczki. Dziewczęta te nie zajęły jednak miejsca tuż za siedzeniem pani domu. Służba miała stać się niewidzialna, więc Kasie, Marysie i Józie umieszczono na strychach i pod schodami.

      Pijąc czarną kawę na szumnych five o’clockach, zalani potokiem blasku żyrandoli, czy moglibyśmy przypuścić, że wykwintna pokojówka, krążąca z tacą pełną sewrskich filiżanek, sypia w ciemnej norze, do której dostaje się po karkołomnych schodkach, norze, zwanej pawlaczem, gdzie, chcąc usiąść na łóżku, głową musi bić w pułap – tak niewielka przestrzeń dzieli poziome forsztowanie kuchni od sufitu?[2]

      Tak pytała w 1903 roku Cecylia Walewska.

      Odpowiedź brzmiała – moglibyśmy. Taka była rzeczywistość.

      Wraz z całkowitym niemal sfeminizowaniem służby domowej nadeszło również jej zupełne odczłowieczenie. Służące nie jadły razem z państwem, pojawiały się na salonach jedynie na wyraźne wezwanie (dzwonkiem, by jak najbardziej zdehumanizować kontakt), nie odzywały się wyraźnie nie zapytane, w obecności państwa nie siadały i nie patrzyły pracodawcom w oczy. Jadły wydzielone przez nich jedzenie i ubierały się w określony wyraźnie strój. Ściśle kontrolowano ich zachowanie, moralność, czas wolny, wybory matrymonialne. Często, jak we Francji, zabierano im nawet własne imię, każdą służącą wołając po prostu „Marie”.

      W XIX wieku przetaczały się przez Europę ruchy emancypacyjne. Prawa zyskiwali chłopi, klasa robotnicza, kobiety. Służące natomiast właśnie w tamtym okresie gwałtownie rosły w liczbę i równie gwałtownie traciły podmiotowość.

      Słownik języka polskiego PWN mówi nam, że słowo „służyć” ma różne definicje. Przyglądając się położeniu służby domowej w XIX wieku, widzimy wyraźnie, że służące przeszły od „bycia w czymś użytecznym” do po prostu „bycia używanym”.

      A bardzo często nadużywanym.

      Część I

      Instytucje

      Rozdział 1. W drodze

      Skąd w ciasnych klitkach pod schodami i na dusznych stryszkach tuż obok pawlacza wzięły się służące?

      W XIX wieku służba domowa stanowiła jedną z najliczniejszych grup zawodowych. W drugiej połowie stulecia na ziemiach polskich co ósma mieszkająca w mieście osoba zajmowała się zapewnianiem komfortowego życia swojemu pracodawcy. Według spisów powszechnych w Warszawie w 1882 roku pracowało 38 tysięcy służących. Piętnaście lat później w tym samym mieście już 51 tysięcy pokojówek, kucharek i pomywaczek prało, gotowało, rozpalało co rano ogień w piecu kaflowym, usługiwało przy stole, prasowało bieliznę, czesało, myło i spełniało wszelkie zalecenia pana i pani. Jeśli ktoś szukał pracy w mieście, szanse, że wstąpi na służbę, były ogromne. Służący i służące stanowili niekiedy nawet 30 procent aktywnych zawodowo mieszkańców miast. Oznacza to, że co trzecia osoba zarabiająca pieniądze w końcu XIX wieku robiła to, służąc w zamożniejszym domu. A w tej ogromnej rzeszy ludzi przytłaczającą większość stanowiły kobiety.

      W Krakowie w 1882 roku na 100 służących przypadały 72 kobiety, w Warszawie – 76. W tym ostatnim mieście 15 lat później liczba kobiet wzrosła już do 78 na 100 służących. A w 1921 roku spotkanie służącego mężczyzny było już niemal niemożliwe – we wszystkich tych miastach liczba kobiet w tym zawodzie przekroczyła 98 procent[3]. Podobnie było w całej Europie. W Berlinie, Londynie i Moskwie prały, polerowały srebra i nalewały herbatę również niemal wyłącznie kobiety[4].

      Leniwa Marysia ukrywa w kuchni strażaka

      1. Służąca warszawska, 1901 rok.

      Jakie były te służące?

      Prasa warszawska w odpowiedzi na to pytanie publikowała dosadne karykatury. Na przykład „Biesiada Literacka” z 1901 roku drukowała na ostatniej stronie, w dziale Humor i satyra, rysunek młodej panny opartej o murek. Dziewczyna jest naburmuszona, podparta pod boki, z zamyśloną miną żuje róg fartucha. Na drugim planie rozmawiają dwie strapione kumoszki warszawskie. O czym? Podpis głosił:

      – Ja bym taką córkę oddała do służby.

      – Kiedy dziewczyna próżniak, nic robić nie chce.

      – Właśnie jak ulał na służącą warszawską. Nie będzie gorszą od innych[5].

      Z kolei „Tygodnik Ilustrowany” zabawiał czytelników obrazkiem Franciszka Kostrzewskiego. Oto młoda dziewczyna w fartuchu, z miotłą w dłoni, rozmawia z elegancką panią siedzącą przy stole:

      – Cóż Marysiu, byłaś wczoraj na maskaradzie?

      – A jakże, proszę pani.

      – I cóż, dobrze się bawiłaś?

      – O, cudnie! Aż do piątej. I nikt mnie nie poznał!

      – Musiałaś być doskonale przebraną?

      – Gdzie tam! Byłam przez maszki… tak jak zawdy w niedzielę[6]{2}.

      2. Pani i służąca, rys. Franciszek Kostrzewski, 1867 rok.

      Kostrzewski nie poprzestał na tej jednej grafice. W „Tygodniku Ilustrowanym” pojawiały się kolejne. Rozmowa z kucharką z 1866 roku, w której pani chce, by kucharka rozliczyła się z otrzymanych na zakupy pieniędzy, a kucharce ze skomplikowanych rozliczeń wychodzi, że nie tylko nie przyniosła do domu żadnej reszty, ale pani musi jej jeszcze oddać rubla. W kuchni z 1871 roku dialog pomywaczki Marysi z panią, w którym dziewczyna tłumaczy się z obecności w kuchni strażaka:

      – Marysiu! Znowu ten strażak!

      – Albo co? Proszę pani.

      – Mówiłam ci przecież, że nie pozwalam na to.

      – Ale to dla bezpieczeństwa. Na ten przykład, na przypadek ognia, to błogo by było mieć strażaka pod ręką[7].

      3. Rachunek z kucharką, rys. Franciszek Kostrzewski, 1866 rok.

      I wreszcie Przy myciu


Скачать книгу

<p>1</p>

O przemianach stosunków pomiędzy służbą a państwem od XV do XX wieku [więcej w: ] M. Kopczyński, Służba domowa jako grupa zawodowa w Europie XV–XX w. [w: ] Kobieta i praca. Wiek XIX i XX, red. A. Żarnowska, Warszawa 2000, s. 53–75.

<p>2</p>

C. Walewska, Sługi i panie, „Tygodnik Ilustrowany” 1903, nr 7, s. 132.

<p>3</p>

Dane statystyczne za: R. Poniat, Służba domowa w miastach na ziemiach polskich od połowy XVIII do końca XIX wieku, Warszawa 2013, tabela 18, s. 140.

<p>4</p>

Te i inne informacje o demografii służby domowej na ziemiach polskich znajdują się w książce R. Poniata Służba domowa w miastach…, dz. cyt.

<p>5</p>

„Biesiada Literacka” 1901, nr 34, s. 160.

<p>6</p>

„Tygodnik Ilustrowany” 1867, nr 388, s. 104.

<p>2</p>

Marysia mówi, że była na balu bez maski, jak w każdą niedzielę. Albo więc sugerowała, że w niedzielę zrzuca maskę, którą nosi przy państwu jako służąca, więc wreszcie może być sobą, albo też po prostu była za głupiutka, by zrozumieć, na czym polega bal maskowy.

<p>7</p>

„Tygodnik Ilustrowany” 1871, nr 180, s. 280.