Książę Cieni. Aleksandra Polak
i mocno ścisnęłam jego ramię.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
– T-tak – odparł, odzyskując zmysły. W tym samym czasie oboje spojrzeliśmy na szkatułkę. Na jej dnie leżał zawinięty w rulonik papier. Związany był sznureczkiem.
– Na wszystkie gwiazdy! – Do salonu wpadł Okulus i wyrwał Hadrianowi szkatułkę z dłoni. Mag wyjął zwitek i podał go Hadrianowi, a sam uniósł wysoko szkatułkę, by się jej przyjrzeć. W jego drugiej dłoni pojawiła się kula światła. Okulus przypatrywał się pękniętemu schowkowi, a jego jasne tatuaże świeciły. Zakola iskrzącego tuszu okalały jego usta i oczy, zanikając w krzaczastych brwiach.
– To Szkatułka Umarłych – wyjaśnił. – Bardzo stary i bardzo rzadki przedmiot. Tylko właściciel może zdecydować, kto ją otworzy. A potem ten, kto to uczyni, staje się jej właścicielem. Jeśli w środku umieścisz pamiątkę po zmarłej osobie, na chwilę przywołasz jej wspomnienie do tego świata. Genialne… Hadrianie, co tam jest?
Hadrian rozwinął list i wyjął z niego pukiel brązowych włosów. W jego oczach zaiskrzyły łzy. Podał mi karteczkę i polecił:
– Ty przeczytaj.
Przejęłam papier drżącymi dłońmi. Rozłożyłam go i odczytałam starannie spisane czarnym tuszem słowa.
– Hadrianie, kocham cię. Tristanie, kocham cię. Kocham was obu. Moja miłość jest tutaj, w tym liście. Wystarczą słowa, które mogą zmienić bieg świata. A właśnie te słowa, spisane na papierze z wiecznych drzew, atramentem z nieśmiertelnych kwiatów, to najprostsza, ale najpotężniejsza broń. To jest moja miłość i to jest moja dobroć, a jeśli otworzyliście tę szkatułkę, zapewne jej potrzebujecie. Pamiętajcie, jesteście braćmi. I pamiętajcie, że kochałam was obu równie mocno i o obu walczyłam równie zaciekle.
W salonie zapadła cisza. Podałam Hadrianowi list, a on zamknął go w dłoni, delikatnie, niczym najcenniejszy skarb.
– Och, Hadrianie – westchnęła Aurea i uściskała go. Okulus zmierzwił mu włosy i oddał szkatułkę.
– Czyli mamy drugi składnik – powiedział Iwo i powrócił do zabawy wahadełkiem. – List, którego słowa świadczą o jej dobroci.
– Idziemy jak burza! – ucieszyła się Amelia.
Hadrian utkwił we mnie badawczy wzrok. Gdy emocje opadły, nadszedł ten moment. Moment, w którym zaczyna się zastanawiać, skąd znam słowa kołysanki. Przez chwilę w jego oczach widziałam niepewność, która jednak ustąpiła miejsca zrozumieniu. Doskonale wiedział i nie potrzebował już pytać. Ja również nie chciałam się odzywać, by nie wszczynać kłótni lub niezręcznej wymiany zdań.
– Muszę usiąść – oznajmił Hadrian, opadając na wolny fotel.
– Wciąż ci słabo? – zapytała Ariana, a on pokiwał głową.
– Od kilku dni Hadrian miewa napady zmęczenia i bólu, które trwają przez kilkanaście godzin – szepnęła mi na ucho Stella. Spojrzałam na niego zmartwiona. Czy to możliwe, żeby chłopak, który leczy wszystkich, sam poddał się chorobie?
– Czas przejść do kolejnego składnika – zagrzmiał Okulus, od razu przykuwając naszą uwagę. – I już wiem, do którego. Ze szkatułką upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Odzyskamy Juliana i zdobędziemy łzy gryfa. Wyrwiemy je prosto z Hadesu.
– Jak to? – zdziwiła się Ariana. – Wykradniemy je?
– Lepiej – szepnął Okulus. – Ktoś nam je przyniesie. Hadrianie, podaj szkatułkę.
Hadrian wstał, by wręczyć Okulusowi przedmiot, jednak zatrzymał się w pół kroku. Salon przeciął dźwięk szkatułki uderzającej o podłogę, a zaraz potem głośny huk bezwładnego ciała. Widziałam tę scenę jak w zwolnionym tempie. Nim zdążyłam pomyśleć, moje nogi same ruszyły w kierunku ciała, jednak Iwo mnie uprzedził. Chwycił głowę Hadriana, która trzęsła się w konwulsjach. Chłopak skulił się w okropnym bólu, jego pusty wzrok wpatrywał się gdzieś w przestrzeń poza nami, oczy patrzyły w przestrzeń.
– Hadrian! – wrzasnął Iwo.
Ten nie reagował. Teraz krzyczeli już wszyscy, łącznie ze mną.
Jeszcze nigdy tak bardzo się nie bałam. Myśl, że nie mogę pomóc Hadrianowi, obezwładniała mnie rozpaczą. Trzymałam jego dłoń i krzyczałam jego imię, próbując wyrwać jego umysł z otchłani. A potem stało się coś jeszcze gorszego. Na kilka sekund jego ciało zastygło w bezruchu. Amelia i Ariana potrząsały nim, lecz zupełnie nie reagował na bodźce. Pociemniało mi przed oczami, jednak adrenalina przywróciła ostrość widzenia. Dotknęłam jego zimnego policzka. To nie może się tak skończyć. Śmierć, która niespodziewanie upomina się o swoje ofiary… Nie oddychał. Nie mrugał, nie poruszał oczami. Jego płuca zastygły w bezdechu.
– Z drogi! – Okulus padł na kolana, podniósł Hadriana do pozycji siedzącej i mocno uderzył go w plecy. Wtedy Hadrian krzyknął, łapczywie zaczerpnął powietrza i powrócił do nas, krztusząc się. Cały czas mocno trzymałam jego dłoń, a strach przytłumił i mój oddech.
– Co się stało? – zapytała Stella trzęsącym się głosem.
Okulus utkwił wzrok w Hadrianie, a na jego twarzy mieszały się obawa i przerażenie. Pierwszy raz widziałam leciwego maga w strachu.
– Klątwa panoszy się w twoim ciele, zabiera ci życie. Upomina się o swoje. Twój organizm na chwilę przestał działać. Twoje serce się zatrzymało. Nie umarłeś, ale nie byłeś też żywy. To ostrzeżenie.
6
– Trzy lata temu byliśmy w Indiach. Bombaj. Tłok, ciężkie powietrze. Chaos. Wachlarz smaków. Intensywność. Kadzidła, przyprawy, demony, gwiazdy. Powietrze mieniło się neonami różu, żółci i czerwieni, kolory opadały na przechodniów jak tęczowy deszcz. Na domach osiadła mgła gęstego pyłu, promienie słońca z trudem się przez nią przebijały. Miasto pulsowało okrzykami beztroski. – Hadrian odchylił się na swoim łóżku i głęboko zaczerpnął powietrza. Splótł dłonie na klatce piersiowej i na chwilę zamknął oczy. Jego twarz odzyskała delikatny rumieniec. Mówił dalej: – Nasz spektakl wypadł w dzień święta Holi. Specjalnie wybraliśmy taką datę, ponieważ wtedy całe miasto opanowuje wyjątkowa radość. Ludzie obrzucają się kolorowym proszkiem, tańczą w barwnym pyle, życie naprawdę staje się kolorowe, a demony odchodzą głodne. Gdy zaszło słońce, niebo rozjaśniły smugi światła z cyrkowego namiotu. Nikt nie przejmował się swoim wyglądem. Ludzie wchodzili do namiotu w koszulkach pokrytych plamami kolorów; farby pokrywały także ich ciała. Cały Bombaj pulsował w ekscytacji. Turyści i miejscowi, wszyscy chcieli zobaczyć spektakl.
Igor najlepiej bawił się w tornadzie kolorowego pyłu. Jego numer rozpoczął przedstawienie. Na akordeonie przygrywał miejscowy mag. Gdy tylko zagrał, na trybunach zaległa cisza. Ja też uległem melodii i przez chwilę nie potrafiłem się skupić na niczym innym. Kilka sekund później Igor wyszedł na arenę, a właściwie wjechał – na wielkim kole przystrojonym wstążkami, które powiewały za nim jak welon. Obracał się, mierząc publikę wzrokiem. Pozwalał obręczy opadać, żeby potem zręcznie ustawić ją w pozycji pionowej. Mieliśmy piękne stroje. Do dziś pamiętam, jak kamizelka Igora iskrzyła cekinami. Jego obfite szarawary plątały się ze wstążkami. Obracał się tak szybko, że widzieliśmy tylko smugę światła. Wtedy na scenę wskoczyła Stella w złotym sari. Ramiona okryła wyszywanym szalem, ale szybko go zdjęła i rzuciła w kierunku Igora. Zatrzymał koło i Stella chwyciła obręcz, by zatańczyć. Za każdym razem, gdy mocniej wypchnęła biodro w tańcu brzucha,