Książę Cieni. Aleksandra Polak

Książę Cieni - Aleksandra Polak


Скачать книгу
też idę! – oznajmiłam. – No co? Przecież powiedział, że mam wyjść! – Spojrzałam na zdumionego Iwo.

      – Jak ci powie, że masz się rzucić w przepaść, to też tak zrobisz? – syknął.

      – W takim razie ja również idę – postanowił Hadrian, ale Iwo dźgnął go ostrzegawczo swoją laską.

      – Opamiętajcie się! Za Strażnikiem może czekać cały Hades! – Iwo odepchnął Hadriana, wyraźnie poirytowany. Przychodząc tu, mag nie spodziewał się kłopotów. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.

      – W takim razie Alicja też nie pójdzie – powiedział Hadrian.

      – Pójdę, muszę iść! Akurat ja jedna jestem w stanie go powstrzymać przed rozpętaniem piekła!

      Hadrian zaśmiał się gorzko.

      – Na pewno o to ci chodzi?

      – Wiesz co? Powiedziałam ci całą prawdę. Chcesz myśleć inaczej? Proszę bardzo! – zirytowałam się i nie czekając na ich odpowiedź, odważnie wyminęłam obu mężczyzn i podbiegłam do Strażnika.

      – Alicja!

      Nie wiedziałam, kto wykrzyczał moje imię. Nim dobiegłam do posągu, Cmentarz zadrgał niebezpiecznie, a kilka pomników pokryło się cienką pajęczyną pęknięć. Powietrze przeciął huk. Potknęłam się i boleśnie upadłam. Podniosłam się jednak i ścisnęłam dłoń Strażnika Dusz. Po chwili byłam po drugiej stronie. Tristan trzymał w dłoni sztylet o czarnym ostrzu. Po jego lewej ręce spływała krew; krew Tristana znajdowała się też na zbroi Strażnika, który bronił wejścia na Cmentarz.

      – No proszę, proszę. Chyba nawet z Eryn łatwiej się spotkać niż z tobą – wycedził.

      – Co ty wyprawiasz? – W spodniach miałam dwie wielkie dziury, przez które prześwitywała otarta skóra, ubrudzona ziemią i mchem. Zachwiałam się.

      – Skoro tak przede mną uciekasz, to musiałem cię jakoś wywabić z ukrycia – powiedział arogancko. Miał na sobie czarne spodnie wpuszczone w skórzane buty. Jego tors zakrywała luźna koszulka, a biodra opinał pas na broń.

      – Czego chcesz? – zapytałam.

      – Zapytać, co kombinujecie.

      – Mamy pewną misję, ale na razie nie możesz…

      – Misję? Pewnie misję ocalenia własnych tyłków.

      – Nie tylko własnych…

      – A ty?

      – Co ja?

      – Ż y j e s z? – Tristan wypowiedział to słowo w tak sugestywny sposób, że od razu wiedziałam, do czego zmierza. Uniósł porozumiewawczo brwi, a na jego twarzy pojawił się nonszalancki uśmiech.

      – Posłuchaj, ja…

      Nie zdążyłam dokończyć, bo między nas wpadł wściekły Iwo. Skrzyżował sztylet i laskę w wyzywającym geście.

      – Iwo, przestań! – syknęłam, próbując go powstrzymać, ale strącił moją dłoń ze swojego ramienia.

      – Ciebie też już dawno nie widziałem! Ciągle uprzykrzasz ludziom życie? – Twarz Tristana zmieniła się nie do poznania. O ile wcześniej myślałam, że jest wyniosły i poirytowany, to teraz zmieniłam zdanie – przed sobą miałam prawdziwego diabła. Oczy mu pociemniały, mięśnie się napięły.

      – Zostaw nas w spokoju. I nie niszcz Cmentarza – ostrzegł go mag.

      – Zachowaj te prośby dla swojego przedszkola. Ach, przecież ty ich nawet nie lubisz. To kto umrze pierwszy, broniąc wspaniałego Iwo? Może Alicja, skoro już tu jest?

      Zmroziło mnie. Spojrzałam najpierw na niego, a potem na Iwo. Nie chciałam, by wdawał się w tę kłótnię.

      – Odejdź i zostaw Hadriana w spokoju.

      – Nie mogę! – Roześmiał się szyderczo. – Kiedyś i tak muszę go zabić! – Jego słowa ociekały perfidią.

      – Powiedziałem, odejdź. Chyba nie chcesz, żeby Alicja zobaczyła, jak zmywam ci z twarzy ten bezczelny uśmiech?

      Głośny chichot Tristana rozszedł się po lesie.

      – Alicjo, chyba w końcu zobaczysz, jak się naprawdę walczy. Opowiedz wszystko Hadrianowi, żeby dobrze wiedział, czego ma się spodziewać.

      Tristan wyskoczył i uderzył maga dłonią w tors. Iwo odleciał do tyłu jak wystrzelony z katapulty. Krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę.

      – Iwo! Nic ci nie jest?

      Mag przez chwilę leżał nieruchomo, a potem się ocknął i zaczerpnął powietrza. W jego oczach malowała się wściekłość.

      – Czuję się doskonale! – prychnął. – Ale ty… – skierował wściekłe słowa do Tristana. Ogarnęła go furia.

      Wyminął mnie i wyskoczył wysoko, niemal dotykając najwyższych gałęzi choin. Spadając, chwycił sztylet i wycelował nim w Tristana, jednak ten zdążył uskoczyć. Iwo wylądował i od razu cisnął sztyletem w chłopaka. Gdy zrobił unik, w dłoni maga znalazł się kolejny sztylet. Iwo pofrunął w kierunku Tristana; nie poruszał nawet stopami, jakby sunął po lodzie. Tristan chwycił jego nadgarstek, blokując cios. Wówczas mag uderzył swoją laską o wnętrze dłoni, a za Tristanem pojawił się kolejny Iwo, również ze sztyletem, celując w jego plecy. Chłopak z trudem się odwrócił i zablokował kolejny cios. Gdy trzeci Iwo zjawił się w lesie, Tristan odepchnął go z całej siły i wycofał się o kilka kroków, wpadając na kolejnego sobowtóra Iwo. Uderzył go z taką siłą, że figura najpierw się rozpołowiła, a potem zniknęła w iskrzącym dymie. Na twarzy Tristana pojawił się triumfalny uśmiech. Prawdziwy Iwo wyciągnął z rękawa długą pelerynę i owinąwszy się nią, jeszcze raz uderzył laską o dłoń. W powietrzu rozległo się złowieszcze tykanie zegara. Rozejrzałam się, szukając źródła tego dźwięku. Chwilę później mag zniknął z syknięciem podobnym do gaszonego ognia, a zamiast niego pojawiły się setki jego sobowtórów. Wszystkie ruszyły na Tristana. Ich oczy były puste, głowy poruszały się to w prawo, to w lewo, w rytm niewidzialnego zegara. Dotknęłam jednego z nich. Do złudzenia przypominał prawdziwego Iwo, jednak jakiś nieuchwytny element zdradzał, że była to tylko wypełniona tykaniem magii kukła.

      – Wyborny trik, nie ma co – zaśmiał się Tristan i uderzeniem pięści powalił jednego z magów. W odpowiedzi pięć sobowtórów rzuciło się na niego w furii, pokrywając go niczym lawina. Tristan jednak poderwał się z wściekłym wrzaskiem, waląc na oślep. Jedną z podobizn maga chwycił za szyję i cisnął nią o drzewo. Nie był to jednak prawdziwy Iwo.

      – Gdzie się ukrywasz? – krzyczał, niszcząc kukły niczym bańki mydlane. Jeden z sobowtórów trzymał długi cienki sztylet, którego blask poraził Tristana. Chłopak padł na kolana, a sztylet niebezpiecznie zbliżył się do jego szyi. Uskoczył w ostatniej chwili, ciągnąc na ziemię także maga. Wytrącił mu sztylet z dłoni, cisnął nim w pień drzewa i zamachnął się na oprawcę. Uderzone ciało się rozpadło. Znowu pudło.

      Tristan zaśmiał się gorzko. Jego skóra zrobiła się szara. Z czubków palców promieniowała mroczna poświata. Zaczerpnął powietrza, a potem wrzasnął. Przeszedł mnie dreszcz. Ten krzyk powalił połowę armii sobowtórów Iwo, jednak w miejsce każdego z nich pojawiły się dwa kolejne i ruszyły na Tristana. Uderzały go pięściami, kopały i próbowały przewrócić, jednak chłopak zręcznie się bronił. Nagle zamarł. Spojrzał na mnie badawczo i przestał odpierać atak. Pozwolił się otoczyć, zamknąć w uścisku. Niby bezwładnie się im poddawał, lecz w jego


Скачать книгу