Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba. Фэнни Флэгг

Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba - Фэнни Флэгг


Скачать книгу
wiem, czemu nie pozwolili mi z nią jechać, jestem jej najbliższą krewną, powinnam być przy niej, pewnie jest śmiertelnie przerażona. I dlaczego wciąż nosi ten zszargany stary brązowy szlafrok? Ma co najmniej dwadzieścia lat i rozłazi się w szwach. W zeszłym tygodniu dałam jej nowy z Targetu. Kiedy w szpitalu zobaczą ją w tym łachu, pomyślą, że jesteśmy zwyczajną białą hołotą, nie rozumiem, dlaczego ona zawsze zachowuje się tak, jakby nie miała grosza przy duszy, przecież mówiłam: „Ciociu Elner, wujek Will zostawił ci mnóstwo pieniędzy, nie masz najmniejszego powodu, żeby biegać po podwórku w tym starym wyświechtanym szlafroku”, ale czy ona chciała mnie słuchać? Nie… no i proszę.

      Norma westchnęła.

      – Powinnam go zabrać i spalić, dokładnie to powinnam zrobić. Modlę się tylko, żeby nie złamała biodra czy nogi. Mówiłam, że powinna wprowadzić się do nas, ale gdzie tam, musiała zostać w tym starym domu, i na dodatek nigdy nie zamyka drzwi na klucz. Kiedyś wybrałam się wieczorem, żeby zostawić jej czopki na werandzie, a tu frontowe drzwi otwarte na całą szerokość. Powiedziałam: „Ciociu Elner, nie szukaj u mnie ratunku, gdy jakiś seryjny zabójca zamorduje cię w twym własnym łóżku”.

      Macky skręcił w lewo.

      – Normo, ile seryjnych zabójstw mieliśmy w Elmwood Springs?

      Norma popatrzyła na niego i odparła:

      – To wcale nie znaczy, że nie zdarzą się w przyszłości… Mówiłeś, że nic jej się nie stanie, gdy będzie mieszkać sama. Widzisz… nie jesteś wszechwiedzący, Macky.

      – Normo, staraj się nie zamartwiać, bo doprowadzisz się do ataku, a przecież jeszcze niczego nie wiemy, dobrze?

      – Staram się – odparła, ale wbrew sobie wściekała się na niego, a im więcej o tym myślała, tym bardziej robiła się wściekła.

      To jego wina, że ciocia Elner spadła z drabiny. To on ją rozpuścił jak dziadowski bicz, to on uważał za zabawne wszystko, co robiła. Stanął po jej stronie nawet wtedy, gdy pozwoliła swojemu przyjacielowi Lutherowi Griggsowi przez pół roku parkować tę wielką, brzydką osiemnastokołową ciężarówkę na podwórku przy domu. Gdyby tylko zabrał drabinę, o co przecież Norma prosiła, ciocia nie leżałaby teraz w szpitalu.

      Odwróciła się do męża i oświadczyła:

      – Powiem ci jedno, Macky Warrenie, ostatni raz pozwoliłam, żebyś wraz z ciocią Elner cokolwiek wybił mi z głowy. Mówiłam ci, ona jest za stara na to, żeby mogła mieszkać sama!

      Macky milczał. Z tego, co wiedział, w tym punkcie Norma prawdopodobnie miała rację. On też wolałby, żeby ciocia nie wchodziła na drabinę. Był u niej rano, przed pracą, i wypił z nią kawę. Nie wspomniała słowem o figach. Chciała tylko wiedzieć, po co komu pchła i jakie miejsce zajmuje w łańcuchu pokarmowym. Teraz nie dość, że Norma suszyła mu głowę, to jeszcze zamartwiał się o Elner. Miał nadzieję, że nie doznała żadnego poważnego złamania, bo inaczej on nigdy nie zazna spokoju.

      Norma nagle uniosła rękę i dotknęła ciemienia.

      – Mój Boże, mam wrażenie, że kompletnie osiwiałam! Pewnie jesteś zadowolony, Macky. Teraz zamiast retuszowania paru miejsc Tot będzie musiała ufarbować mi całą głowę.

      Jakby już nie mogło być gorzej, Macky postanowił jechać na skróty. Oczywiście, od razu trafili na opuszczony szlaban i musieli czekać, aż przejedzie pociąg towarowy. Norma każdą komórką swej istoty chciała wrzasnąć: „Mówiłam ci, żebyś jechał za karetką! I teraz patrz!”. Ale nie wrzasnęła. To nigdy nic nie dawało. Zawsze słyszała to samo: „Normo, nie zaczynaj gry w zrzucanie winy”, co nieodmiennie doprowadzało ją do szału. Z tego powodu wrzała w milczeniu i wykonywała ćwiczenia oddechowe, gdy stali i patrzyli na dudniące wagony.

      Dlaczego ludzie nie chcą mnie słuchać? – zastanawiała się.

      Przecież w przypadku córki, Lindy, miała absolutną rację. Mówiła jej, żeby nie wychodziła za chłopaka, z którym się spotykała. W tych sprawach miała nowoczesne poglądy i radziła, żeby najpierw pomieszkali razem przez jakiś czas, ale nie, Linda chciała mieć huczne wesele i miesiąc miodowy, i co było potem? Równie huczny rozwód. Dlaczego nikt nigdy nie chce mnie słuchać? – pomyślała. Przecież to wcale nie znaczy, że lubię mieć rację, to wcale mnie nie bawi. Fakt, że ją miała, zwłaszcza gdy chodziło o męża, bywał bolesny, i czasami dałaby sobie uciąć lewą rękę, żeby się mylić. Siedząc i czekając, aż przejedzie ostatni wagon, Norma rozmyślała o ostatnich wydarzeniach. Od paru dni nękał ją niepokój nieco większy niż zwykle i teraz się zastanawiała, czy u jego podłoża nie leżało swego rodzaju przeczucie, że zdarzy się coś strasznego.

***

      Przypomniała sobie, że zaczęła odczuwać niepokój w środę przed południem, zaraz po wizycie w salonie piękności. Co mogło być przyczyną? – zapytała się w duchu. Wróciła myślami do tamtego poranka… Siedziała w fotelu fryzjerskim, kiedy podobna do śnieżnej małpy Tot Whooten podniosła z plastikowej tacy średniej wielkości wałek do nawijania włosów i upuściła go na podłogę.

      – Jechał to pies! – mruknęła. – Drugi raz upuściłam coś dziś rano. Mówię ci, Norma, mam nerwy w strzępkach. Wygląda na to, że po jedenastym września wszystko stanęło do góry nogami. Szło mi świetnie, poradziłam sobie z załamaniem, wróciłam do pracy, a tu raptem łup! Budzisz się i stwierdzasz, że Arabowie nienawidzą nas jak zarazy, i dlaczego? Nigdy w życiu nie byłam niedobra dla żadnego Araba, a ty?

      – Nie… szczerze mówiąc, nigdy żadnego nie spotkałam – odparła Norma.

      – A potem się dowiadujesz, że nienawidzą nas ludzie na całym świecie.

      – Wiem – westchnęła Norma, podając jej spinkę do włosów. – Jestem kompletnie zbita z tropu, myślałam, że wszyscy nas lubią.

      – Ja też, po prostu tego nie rozumiem. Dlaczego ktoś miałby nas nienawidzić, skoro jesteśmy tacy mili? Czy nie posyłaliśmy pieniędzy i nie udzielaliśmy pomocy za każdym razem, gdy gdzieś na świecie wynikał jakiś problem?

      – Posyłaliśmy, odkąd tylko sięgam pamięcią.

      – Czy nie jesteśmy najbardziej hojnym narodem świata? – dociekała Tot, wsuwając spinkę w wałek.

      – Zawsze tak się mówiło.

      – A teraz czytam, że nawet Kanada nas nienawidzi… Kanada! A my po prostu ich kochamy, wszyscy zawsze chcą do nich jechać. Nie miałam pojęcia, że Kanadyjczycy nas nienawidzą. A ty?

      – Też nie. Zawsze myślałam, że Kanada jest naszym przyjaznym sąsiadem z północy.

      Tot zaciągnęła się dymem i odłożyła papierosa na czarną plastikową popielniczkę.

      – Jedną rzeczą jest to, że znasz ludzi, którzy cię nienawidzą, ale gdy nienawidzą cię obcy, masz ochotę założyć sznur na szyję albo wyskoczyć z okna, prawda?

      Po namyśle Norma odparła:

      – Nie sądzę, żebym chciała się zabić, ale z pewnością jest to bardzo przykre.

      Tot podniosła siatkę na włosy.

      – Ja mówię, żeby dać sobie spokój z pomaganiem całemu cholernemu światu, skoro nikt tego nie docenia.

      – Na to wygląda.

      – Do diabła… spójrz na Francję, wkroczyliśmy i ocaliliśmy ich przed nazistami, a oni teraz wygadują na nas podłe rzeczy. Do licha, powiem ci, Normo, to wszystko naprawdę rani moje uczucia.

      – Człowiek


Скачать книгу