Mity polskiego września. Tymoteusz Pawłowski
to zostawienie 600 samolotów w rezerwie, oddalenie magazynów od granic, odwrót na wschód i wiele innych decyzji nagle zaczynają mieć sens. Być może dowodzenie Wojskiem Polskim nie było nieudolne, tylko przemyślane i perspektywiczne? Wówczas pojawia się też pytanie: czy zaatakowanie Polski przez Rosjan 17 września storpedowało polskie plany wojenne? A jeśli tak – to w jakim stopniu?
Ograniczanie kampanii polskiej do września, czy do „wrześniopaździernika”, wprowadza również zamieszanie w panteonie polskich bohaterów. Skoro kampania była krótka, to chyba trzeba cenić tych dowódców, którzy walczyli krótko, odnosili błyskotliwe zwycięstwa moralne i ograniczali straty wśród swoich żołnierzy. Ci, którzy przeszli pół kraju, ryzykowali życiem swych żołnierzy, a później unikali bitew – nie wydają się godni szacunku. Ale czy na pewno?
Nie można wydarzeń wojennych rozpoczętych 1 września nazywać „kampanią wrześniową”, ani nawet „kampanią wrześniowopaździernikową”, tylko „kampanią polską”. I kampania polska nie skończyła się 6 października. Skończyła się… dużo wcześniej.
Ostatni rozkaz marszałka Polski Edwarda Śmigłego-Rydza jako wodza naczelnego, wydany 20 września 1939 w Craiovej, zaczynał się następująco:
„Żołnierze! Najazd bolszewicki na Polskę nastąpił w czasie wykonywania przez nasze wojska manewru, którego celem było skoncentrowanie się w południowo-wschodniej części Polski tak, by mając do otrzymywania zaopatrzenia i materiału wojennego komunikację i łączność przez Rumunię z Francją i Anglią, móc dalej prowadzić wojnę.
Najazd bolszewicki uniemożliwił wykonanie tego planu”.
Do 17 września Wojsko Polskie działało według planu. Po dołączeniu się Rosjan do Niemców w agresji na Polskę wszelkie plany przestały się liczyć. Wojska straciły możliwość manewrowania, komunikacja z krajem została odcięta przez Armię Czerwoną. Wódz naczelny utracił zdolność dowodzenia i w ciągu kilku godzin mógłby zostać złapany przez NKWD. Kampania – jako zorganizowane działania wojenne – dobiegła końca. Śmigłemu pozostało wydać – i zrobił to 17 września około godz. 22 – rozkaz o kontynuowaniu oporu: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba że w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”.
Do tego rozkazu jeszcze wrócimy, zauważmy jednak, że niektórzy – na przykład major Hubal i major Burski – nie podporządkowali się rozkazowi. Jakie były skutki? Jeśli chodzi o rejon działania Hubala, to cztery polskie wsie zostały doszczętnie spalone, w piątej zniszczono większość zabudowy, a mieszkańców 26 innych dotknęły inne represje: Niemcy zamordowali 712 Polaków, w tym 2 kobiety i 6 dzieci. Represje stosowane przez Rosjan wobec Polaków wspierających majora Burskiego nie były lżejsze, brak jednak dokładnych danych liczbowych. Pod uwagę trzeba wziąć również straty społeczne: naruszono zaufanie społeczeństwa do Wojska Polskiego – wojsko ma przecież bronić cywilów, a nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Hubal został najprawdopodobniej zdradzony Niemcom przez Polaka mającego dość niemieckich represji. Podobnie było w Jedwabnem, a konflikt pomiędzy mieszkańcami miał swój krwawy finał w lipcu 1941 roku…
Kampania polska miała trwać miesiącami, lecz zorganizowany opór skończył się po 17 dniach walk. Walki trwały jednak… miesiącami, aż do czerwca 1940 roku, choć z perspektywy wojny światowej epizody po 17 września nie miały znaczenia. Wojna nie była skończona – Wojsko Polskie nadal walczyło, Rzeczpospolita Polska nadal istniała.
ROZDZIAŁ 5
Czy sanacja była faszystowska?
Sanacyjna II Rzeczpospolita była państwem faszystowskim, a jeśli nawet nie faszystowskim, to na pewno rasistowskim i niedemokratycznym.
Początek tego mitu bardzo łatwo wyśledzić. Był nim Dekret o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego wydany 22 stycznia 1946 roku przez „prezydenta” Bolesława Bieruta. Według tego dekretu „karze więzienia lub dożywotniego więzienia” podlegali niemal wszyscy sprawujący w Polsce „naczelne funkcje kierownicze” cywilne i wojskowe od 1921 do 1939 roku. Za co? „Za faszyzację życia państwowego” oraz za pomoc w niej, a nawet za… przewożenie ulotek.
Czym była owa faszyzacja? Czy doprowadziła do wzrostu antysemityzmu w Polsce i prześladowania Żydów – czyli tego, co dziś robią neofaszyści? Nie! Chodziło o zupełnie inne kwestie, bo rozumienie słowa „faszyzm” było zupełnie inne.
Faszyzm powstał w latach 20. XX wieku we Włoszech. Jego głównym założeniem był prymat państwa nad innymi formami aktywności społecznej i politycznej. Z naszego punktu widzenia istotne jest, że faszyzm nie interesował się narodowością czy rasą, tylko obywatelstwem. Obywatel Włoch był Włochem, niezależnie od tego, czy był pochodzenia włoskiego, albańskiego, etiopskiego, libijskiego czy żydowskiego. Przede wszystkim jednak faszyzm nie uznawał klas społecznych.
Z punktu widzenia komunistów – jak również wszystkich ruchów lewicowych łącznie z najbardziej umiarkowanymi socjalistami – faszyzm był złem. Negował bowiem fundament, na którym zbudowano politykę lewicową. Skoro nie ma klas społecznych, to niemożliwa jest walka klas, więc istnienie partii socjalistycznej, komunistycznej (czy nawet związków zawodowych) jest pozbawione sensu. Faszyzm podważał sens istnienia Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. Najważniejszym wrogiem Związku Sowieckiego był więc nie kapitalizm, tylko faszyzm. Faszyzm należało zniszczyć jako pierwszy, żeby nikomu nie przyszło do głowy zastanawiać się, czy faktycznie walka klas nie jest bezsensowna… Warto zwrócić uwagę, że zarówno Stany Zjednoczone Ameryki, jak i Unia Europejska to społeczeństwa bezklasowe.
Faszyzm należało zniszczyć, faszyści stali się więc największymi wrogami propagandy moskiewskiej. „Faszysta” to oskarżenie najcięższe z możliwych, ostateczny epitet, którym Sowieci określali wszystkich swoich wrogów. Nawet tych, którzy z faszyzmem mieli niewiele wspólnego. Na przykład „faszystowsko-niemieckich” nazistów.
Nazizm to narodowy socjalizm, ideologia zakładająca – w dużym uproszczeniu – likwidację klas posiadających, obrabowanie ich i podzielenie się łupem. NSDAP była partią bardzo lewicową, przynajmniej do „nocy długich noży” w czerwcu 1934 roku. Wówczas prawicowa frakcja NSDAP zlikwidowała – w rosyjskim rozumieniu tego słowa, a więc fizycznie – przywódców frakcji lewicowej. Otworzyło to drogę do porozumienia Hitlera z klasami posiadającymi Niemiec i wówczas doszedł do głosu nurt „narodowy” nazistów. Rozpoczęto rabunek i likwidację Żydów.
Dzisiaj nie pamięta się o większości tych detali. W zbiorowej pamięci pozostał sowiecki slogan propagandowy o „bestii faszystowsko-niemieckiej”, a sojusz narodowo-socjalistycznych Niemiec z faszystowskimi Włochami sprawia, że slogan ten brzmi całkiem prawdopodobnie. Neonaziści są więc wymiennie nazywani neofaszystami i niemal nikt nie zwraca na to uwagi.
Wróćmy jednak do pytania: czy Polska przed 1939 rokiem – w jakimkolwiek znaczeniu – była państwem faszystowskim?
Nie, nie była.
Rzeczpospolita Polska przed 1939 rokiem była demokratycznym państwem prawa. Od 1926 roku władzę nad krajem sprawowali ludzie nazywani – przez samych siebie – sanacją. Sanacją, czyli „uzdrowieniem”. Propagandowo oznaczało to dokładnie to samo co po roku 2015 oznacza termin „dobra zmiana” – ze wszystkimi, zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi, konotacjami. Sanacja nie stanowiła partii politycznej i nie była jednolita ideologicznie, choć dziś nazywalibyśmy ją – horribile dictu