Sobotwór. Tess Gerritsen
oddychając głęboko. Takich relaksujących oddechów uczono ją na zajęciach dla przyszłych rodziców. Dwayne przestał na nie chodzić miesiąc temu, ponieważ uznał to za stratę czasu. To ty rodzisz dziecko, nie ja. Po co mam tam siedzieć?
Uch, za wiele głębokich wydechów. Nagle zakręciło jej się w głowie i opadła na kierownicę, naciskając przypadkiem klakson. Wzdrygnęła się, słysząc głośne trąbienie. Przez szybę zauważyła, że przygląda jej się jeden z mechaników. Głupiej żonie Dwayne’a, która bez powodu włącza klakson. Czerwieniąc się, otworzyła drzwiczki, wysunęła zza kierownicy swój wielki brzuch i weszła do salonu BMW.
Wewnątrz pachniało skórą i woskiem do karoserii. Dwayne nazywał tę gamę zapachów, która teraz przyprawiała ją o mdłości, afrodyzjakiem dla facetów. Przystanęła wśród seksownych, kuszących rusałek. Tegoroczne modele lśniły w świetle reflektorów zmysłowymi liniami i chromem. Mężczyzna mógł w tym salonie stracić duszę. Przesuwając ręką po metalicznej niebieskiej karoserii i przyglądając się zbyt długo swemu odbiciu w szybie, zacząłby widzieć swoje marzenia. Zobaczyłby, kim mógłby być, gdyby miał taki wóz.
– Pani Purvis?
Odwróciwszy się, Mattie spostrzegła, że macha do niej Bart Thayer, jeden ze sprzedawców z salonu jej męża.
– O, witaj – powiedziała.
– Szuka pani Dwayne’a?
– Tak. Gdzie on jest?
– Chyba… – Bart spojrzał w kierunku pomieszczeń biurowych. – Zaraz sprawdzę.
– Nie trzeba. Sama go znajdę.
– Nie! To znaczy… przyprowadzę go, dobrze? Powinna pani usiąść i odpocząć. W pani stanie nie można być zbyt długo na nogach. – W ustach Barta zabrzmiało to zabawnie. Miał większy brzuch niż ona.
Zdobyła się na uśmiech.
– Jestem tylko w ciąży, Bart. To nie kalectwo.
– Kiedy będzie ten wielki dzień?
– Za dwa tygodnie. Taki przynajmniej mam termin. Ale nigdy nie wiadomo.
– Święta prawda. Mój pierwszy syn nie spieszył się na świat. Urodził się z trzytygodniowym opóźnieniem i potem spóźniał się już zawsze. – Mrugnął okiem. – Zaraz znajdę Dwayne’a.
Patrzyła, jak idzie w kierunku pomieszczeń biurowych. Podążyła za nim i zobaczyła, jak puka do drzwi biura Dwayne’a. Nie było odpowiedzi, zapukał więc ponownie. W końcu drzwi sie otworzyły i Dwayne wystawił głowę. Był wyraźnie zaskoczony, zauważywszy Mattie, która machała do niego z salonu.
– Mogę z tobą porozmawiać? – zawołała.
Dwayne wyszedł natychmiast z biura, zamykając za sobą drzwi.
– Co ty tu robisz? – warknął.
Bart przyglądał się im, zmierzając powoli w kierunku wyjścia.
– Wiesz, Dwayne, chyba zrobię sobie małą przerwę na kawę.
– Tak, tak – mruknął Dwayne. – Jak chcesz.
Bart czmychnął z salonu. Mąż i żona zostali sami.
– Czekałam na ciebie – oznajmiła Mattie.
– Co?
– Miałam kontrolne badania, Dwayne. Obiecałeś, że przyjdziesz. Doktor Fishman czekała dwadzieścia minut, ale dłużej już nie mogliśmy. Nie zobaczyłeś sonogramu.
– O Chryste. Zapomniałem. – Dwayne przygładził dłonią ciemne włosy. Zawsze poprawiał fryzurę, koszulę, krawat. Lubił powtarzać, że kiedy sprzedaje się produkty wysokiej klasy, trzeba stosownie wyglądać. – Przepraszam.
Mattie sięgnęła do torebki i wyjęła fotografię z polaroidu.
– Chcesz chociaż zobaczyć zdjęcie?
– Co na nim jest?
– Nasza córeczka. To obraz z sonogramu.
Spojrzał na zdjęcie i wzruszył ramionami.
– Niewiele tu widzę.
– Widać rączkę i nóżkę. Jak dobrze się przyjrzeć, można zobaczyć nawet buzię.
– Jasne. – Oddał jej fotografię. – Dziś wieczorem wrócę do domu trochę później, dobrze? O szóstej przyjeżdża facet na jazdę próbną. Zjem kolację sam.
Włożyła zdjęcie z powrotem do torebki i westchnęła.
– Dwayne…
Cmoknął ją pospiesznie w czoło.
– Odprowadzę cię. Chodź.
– Nie moglibyśmy napić się razem kawy?
– Mam klientów.
– Ale w salonie nikogo teraz nie ma.
– Mattie, proszę. Pozwól mi zająć się pracą, dobrze?
Drzwi biura Dwayne’a nagle się otworzyły. Odwróciwszy głowę, Mattie dostrzegła wychodzącą stamtąd kobietę, chudą blondynkę, która czmychnęła korytarzem do innego pomieszczenia.
– Kto to? – zapytała Mattie.
– Co?
– Ta kobieta, która wyszła właśnie z twojego biura.
– A, ona? – Odchrząknął. – To nasz nowy nabytek. Pomyślałem, że już najwyższy czas zatrudnić sprzedawczynię. No wiesz, odnowić zespół. Okazała się prawdziwym skarbem. W zeszłym miesiącu sprzedała więcej samochodów niż Bart, a to coś znaczy.
Mattie wpatrywała się w zamknięte drzwi biura Dwayne’a, myśląc: To właśnie wtedy się zaczęło. W zeszłym miesiącu. Wtedy wszystko się między nami zmieniło i Dwayne stał się nagle obcym człowiekiem.
– Jak ona ma na imię? – chciała wiedzieć.
– Posłuchaj, naprawdę muszę wracać do pracy.
– Chcę tylko wiedzieć, jak ma na imię. – Dostrzegła w oczach męża poczucie winy, gorejące jak neon.
– Chryste! – Odwrócił się. – Tylko tego mi brakuje.
– Pani Purvis? – Zakrzyknął do niej od drzwi salonu Bart. – Wie pani, że siadła pani opona? Mechanik właśnie mi to powiedział.
Popatrzyła na niego zdumiona.
– Nie… nie wiedziałam.
– Jak można tego nie zauważyć? – spytał Dwayne.
– Być może… no cóż, wóz jakby stracił przyspieszenie, ale…
– To nie do wiary. – Dwayne zmierzał już do drzwi. Ucieka ode mnie, jak zawsze, pomyślała. Teraz w dodatku jest zły. Czemu nagle ja jestem wszystkiemu winna?
Podążyła za nim z Bartem do swojego samochodu. Dwayne przykucnął obok prawego tylnego koła, kręcąc głową.
– Możesz uwierzyć, że tego nie zauważyła? – powiedział do Barta. – Spójrz na tę pieprzoną oponę! Jest w strzępach!
– Hej, to się zdarza – odparł Bart, rzucając Mattie życzliwe spojrzenie. – Powiem Edowi, żeby założył nową. Żaden problem.
– Zobacz felgę, jest cała wykrzywiona. Ile kilometrów przejechała na tym flaku? Jak można być tak tępym?
– Daj spokój, Dwayne – rzekł Bart. – Nic takiego się nie stało.
–