Siostra Słońca. Lucinda Riley
i wzięłam spory łyk, czytając raz jeszcze to, co przyszło.
Hej, kotku, będę w NJ na koncercie. Jesteś jutro wolna? Fajnie byłoby pogadać. Mitch
– Cholera! Cholera! Cholera!
Wypiłam wódkę do dna i wstałam, żeby sobie dolać, bo musiałam się uspokoić; serce waliło mi jak szalone.
Przeczytałam wiadomość kilka razy, a potem zajrzałam do laptopa, żeby sprawdzić, czy naprawdę ma w Nowym Jorku koncert. Nie kłamał. Zamykający trasę koncert miał się odbyć w Madison Square Garden pojutrze. Wstałam, podeszłam do sięgających podłogi okien i przesunęłam jedno, żeby wyjść na taras. Gdzieś niedaleko w tym mieście musiał być Mitch. Tej nocy oddychaliśmy tym samym powietrzem.
Spojrzałam na ekran smartfona i starałam się rozszyfrować, czy oferuje mi gałązkę oliwną, a jeśli tak, to co ona oznacza. Coś w rodzaju: „Hej, tęsknię za tobą, kocham i wiem, że popełniłem błąd”? Czy też: „Trochę czasu minęło, dobrze byłoby zostać przyjaciółmi”?
Nie miałam pojęcia, jak to rozumieć.
Po prostu powiedz nie, Elektro… To zbyt niebezpieczne do tego wracać.
– Cholera, o jasna cholera!
Walnęłam pięścią w szkło chroniące mnie przed upadkiem z setki metrów – dzielące mnie od śmierci. W tamtej chwili zastanawiałam się, czy to nie najlepsze wyjście. Męka była nie do zniesienia, bo naprawdę nie wiedziałam, co robić. Żałowałam, że nie mam przyjaciółki dość bliskiej, by do niej zadzwonić i poprosić o radę. Jakie to smutne. Miałam pięć sióstr, ale żadnej nie nazwałabym przyjaciółką, żadnej nie ufałam bez reszty.
– Zignoruj tego esemesa – powiedziałam na głos i zaczęłam chodzić po tarasie.
Zerwałam uschnięty kwiat z krzaczka, zrzuciłam płatki za szkło w dół i wróciłam do pokoju.
Cisnęłam komórkę ekranem na łóżko. Może tego nie ruszać. W końcu jeśli nie odpowiem, a on nie wyśle kolejnego esemesa, to wiele wyjaśni.
Tak, tak właśnie zrobię. Przygotowałam sobie kolejną wódkę, po czym podeszłam do garderoby, zastanawiając się, co włożę, gdybym jednak miała się z nim zobaczyć. Jedyna broń, jaką dysponowałam, to stroje. Wystarczył telefon do dowolnego projektanta i w kilka godzin dostarczą mi, co tylko sobie wymyślę. Oczywiście, wszystko zależy od tego, gdzie mielibyśmy się spotkać. Gdyby to było u mnie, powinnam być ubrana zwyczajnie, ale seksownie. Zawsze zachwycał się moimi nogami, więc odpowiedź była prosta…
Poszłam do łazienki, rozebrałam się i sięgnęłam po puchaty biały ręcznik. Owinęłam się nim, po czym odkręciłam kran, włożyłam dłoń pod wodę i wyregulowałam temperaturę. Zebrałam włosy w węzeł na czubku głowy i przyjrzałam się sobie w dużym lustrze.
Zachichotałam, bo właśnie to powinnam mieć na sobie, gdyby miał mnie odwiedzić Mitch. Jednak jeśli mieliśmy się zobaczyć… Upuściłam ręcznik na podłogę i wróciłam do szaf. Wyciągałam szmaragdowozieloną sukienkę mini od Versace, gdy piknięcie dało znać o nadejściu kolejnego SMS-a. Rzuciłam się do pokoju po telefon.
Wiadomość od Mitcha. Z zapartym tchem otworzyłam.
Elektro, dostałaś mojego SMS-a? Naprawdę chciałbym się jutro z tobą zobaczyć i pogadać.
– Wiktoria! – wrzasnęłam. – Jest zdesperowany!
Skacząc – dosłownie – po łóżku, wypiłam więcej wódki dla kurażu i próbowałam wymyślić odpowiedź.
Cześć, dopiero zobaczyłam.
Moje palce zatrzymały się nad ekranem. Zastanawiałam się, jaki plan może mieć Mitch na następny dzień. Rano pewnie wywiady dla mediów, a po lunchu próby z zespołem i sprawdzanie nagłośnienia. Wyliczyłam, że koło ósmej powinien być wolny.
Jutro w dzień nie da rady. Mam spotkanie w sprawie kampanii perfum, ale pewnie będę w domu koło ósmej.
Jeszcze raz przeczytałam, co napisałam. W porządku, Wysłałam. Już po paru sekundach odpowiedział.
Mogę być u ciebie o dziewiątej. Pasuje ci?
W tym momencie zadecydowałam, że idę się kąpać. Puściłam muzykę na ful i zanurzyłam się w pachnącej miło wodzie, słuchając ostatniej płyty Mitcha. Potem wstałam i starając się nacieszyć tym, że teraz (dla odmiany) to ja jestem górą, powędrowałam do sypialni i wzięłam komórkę.
Jasne. Do zobaczenia jutro.
Wysłałam SMS-a i pozwoliłam sobie na uśmiech. A najlepsze w tym jest to, że mogę mieć na sobie swój nowy ulubiony strój, pomyślałam, patrząc na siebie w lustrze.
*
W nocy prawie nie zmrużyłam oka. I choć obiecywałam sobie, że tego nie zrobię – bo Mitch potrafił wyczuć kokainistę na kilometr – byłam taka roztrzęsiona, że musiałam wziąć kreskę przed porannym spotkaniem w sprawie kampanii zapachu.
– Dobrze się czujesz? – spytała Mariam, kiedy wyłoniłam się z toalety.
– Jasne. Wychodzimy?
Parę godzin później byłyśmy wolne, a ja cieszyłam się, że mam przy sobie Mariam, która notowała, co uzgadnialiśmy na temat planu kręcenia reklamówki w Brazylii i oficjalnego wprowadzenia zapachu na rynek w październiku. Wiedziałam jedno: że cuchnę jak tania prostytutka. Klient brał udział w spotkaniu i najwyraźniej ktoś przed moim przyjściem spryskał salę tymi reklamowanymi perfumami.
– Ho, ho – powiedziała Mariam, kiedy ruszałyśmy windą w dół. – Nie zamierzają na tym oszczędzać. Nigdy nie byłam w Rio, a ty?
– Wiesz co? Tak od razu trudno mi sobie przypomnieć, ale chyba nie.
– Czy nie mówiłaś mi przypadkiem, że tam mieszka twoja najstarsza siostra?
– Skoro tak ci się zdaje, to pewnie tak – rzuciłam w roztargnieniu, bo zastanawiałam się, czy zdążę zamówić sobie na popołudnie manikiurzystkę.
– Mogłabyś ją przy okazji odwiedzić.
– Pewnie tak – powiedziałam, gdy Mariam wyprowadzała mnie z budynku.
– Zamówić ci coś na lunch? – spytała, gdy wsiadłyśmy do czekającej na nas limuzyny.
– Nie, dziękuję. Na pewno mam jeszcze coś w domu.
– Elektro, twoja lodówka jest pusta, a musisz jeść. O trzeciej masz sesję fotograficzną w ramach kampanii reklamowej Jaeger-LeCoultre.
– Co? – Obejrzałam się na nią przerażona. – Nic mi o tym wczoraj nie mówiłaś.
– Mówiłam – zapewniła spokojnie. – Pamiętasz, w zeszłym tygodniu przysłali nam pod strażą dwóch ochroniarzy ten niesamowity zegarek wysadzany różowymi brylantami, żeby upewnić się, czy na ciebie pasuje?
Niestety, przypomniałam sobie. Miała rację.
– O jasna cholera – mruknęłam pod nosem, bo zauważyłam, że za każdym razem, kiedy klnę, Mariam lekko się krzywi. – Możemy to odwołać? Powiedzieć, że jestem chora czy coś?
– Pewnie tak, ale czemu?
– Bo całkiem wyleciało mi z głowy, że wieczorem mam coś ważnego.
– O której?
– Koło ósmej – powiedziałam, wiedząc, że potrzebuję dobrej godziny, żeby się przyszykować do wizyty Mitcha.
– Oni cyrklują ze zdjęciami na zachód słońca, a do siódmej trzydzieści i tak