Siostra Słońca. Lucinda Riley
dostać kawę, jak myślisz? Jestem trochę nieprzytomna.
– Oczywiście. Z kofeiną czy bez?
– Zdecydowanie z kofeiną – odparłam, gdy sięgała po telefon. – Te wszystkie głupoty, że trzeba prowadzić zdrowy tryb życia, o których gadałam, kiedy się ostatnio widziałyśmy, były tylko dla Mitcha. Jego ciało miało być jak świątynia.
– Naprawdę? – zdziwiła się Maja, czekając, aż będzie mogła złożyć zamówienie. – Widziałam ostatnio jego zdjęcie w jakimś magazynie. Wygląda jak wrak człowieka.
Gdy poprosiła, żeby przynieśli kawę, zachichotałam, ale po chwili śmiech przeszedł w jęk, a w końcu w szloch.
– Hej – odezwała się łagodnie. – O co chodzi?
– O, tylko… o wszystko. – Wzruszyłam ramionami, łzy spływały mi po policzkach. – Chyba głównie o Mitcha. To nie najlepszy czas dla mnie.
– Rozumiem, kochanie. I przypuszczam, że nie możesz dać nic po sobie poznać?
– Właśnie. Media miałyby używanie, a ja nie chcę, żeby się nade mną użalano.
– Ale ja nie jestem kimś z prasy, tylko twoją siostrą, która cię kocha. Chodź tutaj.
Przytuliła mnie, a ja wdychałam cudowny naturalny zapach jej ciała.
– Czuję się jak w domu. – Uśmiechnęłam się.
– Miło, że tak mówisz.
– Wiesz, pojechałam kilka tygodni temu do Atlantis i nie czułam się jak w domu. – Gwałtownie pokręciłam głową. – Wcale nie było jak w domu.
– Wiem, Elektro. To dlatego, że odszedł Pa Salt.
– Nie tylko on, wy wszystkie też. Trochę smutno tam tylko z mamą i Claudią.
– Ally mówiła mi, że i z nią się widziałaś i poznałaś Beara.
– Tak, jest uroczy. Ally to szczęściara, ma kogoś, kogo kocha i kto ją kocha. Ja… nie mam. Nie mam nikogo. – Rozpłakałam się na dobre, wylewałam łzy na jej białą bluzkę, która pachniała czystością i spokojem, tak jak ona. – Przepraszam, że tak się rozklejam, to przez to… co wzięłam.
Zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy wypowiedziałam coś takiego na głos przy kimkolwiek.
– Wiem.
– Poza tym – dodałam, wycierając cieknący nos – chcę cię przeprosić za to, że byłam dla ciebie niemiła, kiedy przyjechałyśmy do domu po śmierci Pa Salta.
– Byłaś niemiła? Nie pamiętam.
– Tak. Powiedziałam, że nie ma znaczenia, jak wyglądasz, bo i tak nigdy nie spotykasz się z nikim dłużej jak miesiąc. Nie mówiłam tego poważnie, Maju, naprawdę. Jesteś taka słodka, dobra, idealna. Masz w sobie to wszystko, czego mnie brakuje.
Zadźwięczał dzwonek do drzwi, Maja poszła odebrać kawę od kelnera.
– Proszę – powiedziała, podając mi filiżankę.
Kiedy usiadłam, poczułam, że zaraz pęknie mi głowa; zrobiło mi się niedobrze, więc położyłam się znowu.
– Może za chwilę.
– Dobrze. Elektro… kochanie?
– Tak?
– Nie sądzisz, że dobrze byłoby zrobić sobie małą przerwę, pojechać gdzieś i poszukać pomocy?
– Pomocy to ja mam już dość. – Westchnęłam. – W ostatnich miesiącach rzuciłam pięć terapeutek.
– To marnie, ale ja miałam na myśli… bardziej fachową pomoc.
– Na przykład jaką?
– Jest takie dobre miejsce w Arizonie. Był tam przyjaciel Floriana. Wrócił jak nowy człowiek. Ja…
Pomimo bólu głowy usiadłam i spiorunowałam ją wzrokiem.
– Sugerujesz, że powinnam iść na odwyk?
– No, tak. Mariam mówiła, że ostatnio… – Maja westchnęła, starając się dobrać odpowiednie słowa – nie czułaś się najlepiej.
– No jasne, że nie! Facet, który był miłością mojego życia, oznajmił, że żeni się z kimś innym, i trąbiły o tym wszystkie media! Więc co? Miałam skakać z radości?
– Bardzo go kochałaś?
– Tak, kochałam, ale jakoś to przeboleję. Po prostu mam za sobą kilka ciężkich tygodni. I czemu Mariam opowiada o mnie jakieś bzdury?
– Nic takiego, Elektro, ona po prostu martwi się o ciebie…
– Martwi się o swoją pieprzoną robotę! To na niej jej zależy!
– Kochanie, proszę, uspokój się…
– Też coś! – wybuchłam. – O rany, jak ja nienawidzę tego „proszę, uspokój się”! Przypomina mi się, ile razy to mi mówiliście, wy i Pa Salt, i mama!
– Przepraszam, staram się tylko pomóc…
– O, nie musisz. Dam sobie świetnie radę. – Kiwnęłam zdecydowanie głową. – Doskonale. A teraz mogłybyśmy już pomówić o czymś innym, proszę?
– Możemy, ale…
– Nie! Chcę, żebyś opowiedziała mi jakąś historię, jak dawniej.
– No dobrze… – Maja spojrzała na mnie. – Którą?
– Twoją. Opowiedz, jak poznałaś swojego faceta w Rio i się zakochałaś.
– Dobrze… Chcesz się napić trochę kawy, zanim zacznę?
– Teraz to już naprawdę jest mi niedobrze. Opowiedz mi o sobie i Florianie. A przy okazji, to fajne imię. Opowiadaj i pomóż mi oderwać myśli od tego całego gówna.
Poklepałam łóżko obok siebie i Maja położyła się znowu. Oparłam głowę na jej ramieniu. Nie mogłam zamknąć oczu, bo jak to tylko robiłam, kręciło mi się potwornie w głowie. Ale kiedy zaczęła gładzić mnie po włosach, poczułam się trochę lepiej.
– W gruncie rzeczy poznałam go na wycieczce. Pierwszy raz miałam zobaczyć statuę Chrystusa Zbawiciela. Zresztą ty też powinnaś, nim wyjedziesz, koniecznie. Jest niesamowita. Floriano był przewodnikiem, wiesz, i…
Słuchałam tej historii i była tak romantyczna, jak to się zdarza tylko w bajkach.
– I odtąd żyliście długo i szczęśliwie.
– Tak, a przynajmniej mam taką nadzieję. Wiesz, to żaden książę. Mamy bardzo mało pieniędzy, ale jesteśmy szczęśliwi.
– A co z tą krewną, którą pomagał ci odszukać? Poznałaś ją?
– Tak. Niestety, była ciężko chora i niedługo potem zmarła. Cieszę się jednak, że udało mi się spędzić z nią choć trochę czasu.
– Opowiedz mi o tym coś więcej – poprosiłam, rozpaczliwie starając się zagłuszyć myśli o koce, którą miałam tak blisko, w zasięgu ręki, w szafce nocnej. Jeśli wzięłabym choć odrobinę więcej, już bym nie zasnęła, a sen był mi bardzo potrzebny. Z Mitchem spałam jak dziecko.
Maja opowiedziała mi o człowieku, który zaprojektował statuę Chrystusa Zbawiciela, i o młodym rzeźbiarzu, w którym zakochała się jej prababka, i…
Następne, czego byłam świadoma, to tego, że Maja całuje mnie w czoło i gasi światło.
–