Siostra Słońca. Lucinda Riley
mówili mi, że… tobie to nie przeszkadza.
Teraz to ja się przeraziłam dla odmiany, choć próbowałam nie dać tego po sobie poznać.
– No tak, staram się jednak, żeby nie weszło mi to za bardzo w krew.
– Ale w końcu jesteśmy w Copacabana Palace, pierwszy raz cię widzę. Chcesz się poczęstować?
Czy chciałam?! Próbowałam zachować spokój.
– Czemu nie?
– Masz, weź pierwsza. Bardzo dobry towar. Od mojego kumpla z Rio.
Kiedy upragnione odczucie zaczęło ogarniać moje zmysły, zaśmiałam się głośno.
– Dobre. Może dałbyś mi numer telefonu swojego przyjaciela, na wypadek gdybym potrzebowała tego trochę więcej.
– Nie martw się, Elektro. Mam dość dla nas obojga.
Joaquim znalazł sprzęt stereo i włączył muzykę, a potem wyszliśmy posiedzieć na tarasie z widokiem na plażę. Nagle życie było piękne, a mój nowy przyjaciel z każdą chwilą stawał się bardziej pociągający.
– Idziesz dziś na tę kolację? – zapytał.
– Miałam się wybrać, ale nie za bardzo mi się chce.
– Mnie też nie. Jestem w swoim rodzinnym mieście i wolałbym zabalować. Mogę zabrać cię w kilka miejsc, o których wiedzą tylko tutejsi.
– Z przyjemnością, fajnie. Rzadko mam okazję zobaczyć cokolwiek w miastach, w których jestem.
Wstałam, zamierzając zadzwonić do Mariam, ale on stanął za mną i chwycił mnie w pasie.
– Albo możemy zabalować tutaj, sami.
Jego prężne biodra kołysały się za mną w rytm muzyki. Obrócił mnie twarzą do siebie i nie tracąc czasu, zaczął całować.
Czterdzieści pięć minut później zadźwięczał dzwonek do drzwi. Nie zwracałam na to uwagi, ale odezwała się moja komórka.
– Zaczekaj – powiedziałam, całując Joaquima, nim wyślizgnęłam się z łóżka i poszłam do salonu, żeby odebrać telefon.
– Elektro, tu Mariam. Jestem pod drzwiami.
– O Jezu! – mruknęłam i poszłam otworzyć.
Pod drzwiami na podłodze leżała jakaś wsunięta pod nie koperta. Podniosłam ją.
– Cześć – powitałam Mariam, starając się robić wrażenie zaspanej, choć byłam żwawa jak skowronek.
– Jeszcze się nie ubrałaś, a za piętnaście minut powinnyśmy jechać na kolację.
– Przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Mogłabyś mnie usprawiedliwić? Powiedz, że musiałam się wcześniej położyć spać.
– Dobrze…
Czułam, jak świdruje mnie wzrokiem. Podałam jej kopertę.
– Zajmij się tym, cokolwiek to jest, dobrze? Zobaczymy się jutro. Będę jak nowa.
– W porządku, ale nie zapomnij nastawić budzika na szóstą trzydzieści.
– Nie zapomnę.
– Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej – rzuciła.
– Dzięki. Dobranoc.
Zamknęłam drzwi, a potem założyłam jeszcze łańcuch zabezpieczający. Powędrowałam do stolika, wciągnęłam kolejną kreskę i wróciłam do sypialni w ramiona czekającego na mnie Joaquima.
7
Może dlatego, że tak dobrze poznaliśmy się tej nocy, zdjęcia szły fantastycznie i o czwartej byliśmy już wolni.
– Pamiętasz, mówiłam ci, że ten list wsunięty pod drzwi jest od twojej siostry Mai? – spytała Mariam, kiedy przebierałam się w namiocie.
– Pewnie, jeszcze nie mam w głowie waty zamiast mózgu – odparłam, zapinając szorty.
– Zadzwonisz do niej po powrocie do hotelu? Pisała, że dziś wieczorem ma czas, a my jedziemy na lotnisko dopiero o dziesiątej.
– Jasne, zadzwonię – rzuciłam wkurzona.
Miałam wrażenie, że Mariam zaczyna się zachowywać jak zaborcza, apodyktyczna mamuśka. Mimo wszystko, kiedy tylko znalazłam się w hotelowym apartamencie, wybrałam numer zapisany poprzedniego dnia.
– Oi! – od razu usłyszałam miły głos Mai.
– Hej, to ja, Elektra.
– Elektro! Aż trudno mi uwierzyć, że jesteś w Rio. Jak długo zostaniesz?
– Lecę z powrotem dzisiaj o północy.
– Więc masz czas, żeby wpaść na parę godzin i poznać Floriana i Valentinę?
– Chyba nie – skłamałam, myśląc o tym, że za dwadzieścia minut jestem umówiona z Joaquimem. – Ale mogłabym spotkać się z tobą na szybkiego drinka. W hotelu, koło ósmej, zanim pojadę na lotnisko.
– No dobrze. Przyjdę.
– Powiedz w recepcji, żeby przysłali cię do mnie na górę, uprzedzę, że się pojawisz.
– Dobrze. Już nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć, Elektro.
– To na razie, pa.
Odłożyłam telefon. Zrobiłam kreskę z zapasu, który wczoraj zostawił mi Joaquim, i poszłam wziąć prysznic. Potem zadzwoniłam i zamówiłam do pokoju butelkę wódki i kolejnego szampana w lodzie. Dziesięć minut później Joaquim był już w moim apartamencie i po chwili w łóżku.
– Jesteś cudowna – zamruczał mi do ucha. – Chciałbym się z tobą kochać bez końca.
Zasnęliśmy, a po przebudzeniu znów wzięliśmy po parę kresek i uprawialiśmy seks. Kiedy poskarżyłam się, że stale chce mi się spać, wyjął z portfela parę tabletek.
– Spróbuj tego. Postawi cię na nogi jak nic, co dotąd brałaś.
Połknęłam jedną tabletkę, popijając ją szampanem, a on zrobił to samo. Minęło dziesięć minut i kochaliśmy się raz jeszcze, a potem wzięliśmy prysznic i śmialiśmy się jak szaleni, kiedy próbował nauczyć mnie – nagą, na tarasie – tańczyć sambę.
– Jeszcze ktoś nas zobaczy – szepnęłam, gdy dostrzegłam w dole basen.
– To byłoby piękne zdjęcie. – Uśmiechnął się i pocałował mnie.
– O nie!
Nawet w tym alkoholowo-narkotykowym zamroczeniu wiedziałam, że to, co robimy, jest ryzykowne, więc wciągnęłam go z powrotem do pokoju.
I zastałam tam Mariam stojącą obok mojej siostry Mai.
– Ups! – wybąkałam, starając się zakryć co trzeba dłońmi.
Joaquim złapał poduszkę, by przesłonić nagość. Wybuchnęłam histerycznym śmiechem na widok min mojej asystentki i siostry.
– Przepraszam was, trzeba było pukać.
– Próbowałyśmy. I dzwoniłyśmy. Zaczęłyśmy się martwić, więc kierownik nas wpuścił – powiedziała Mariam, a ja w tym momencie miałam ochotę trzepnąć ją w tę jej niepokalaną, niealkoholową gębę. – Zaraz podam ci szlafrok.
– To ja was lepiej zostawię – wtrącił Joaquim, znikając za Mariam w sypialni.
–