Zamek z piasku. Magdalena Witkiewicz
Dominika, piłując sobie paznokcie u nóg. – Przecież nie wiesz, jak jest z innym.
– No nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Ale mi dobrze.
– Ale jak jest dobrze, to nie kusi cię, by było jeszcze lepiej?
– O co ci chodzi, Domino? – Byłam już lekko poirytowana tą rozmową. – Męża mi zazdrościsz?
– Jak jest taki idealny, że nawet nie chcesz spróbować z innym, to zazdroszczę. – Roześmiała się.
Dominika była kobietą idealną. Piękną, zgrabną, inteligentną. Taką, że człowiek czuł się przy niej gorszy i chciał się schować w czeluściach przydużego swetra. Niezależnie od pory roku prezentowała swoje długie nogi, tylko kolor i grubość rajstop się zmieniały w zależności od pogody. Facetów trzymała krótko. Zarówno jeżeli chodzi o długość związku, jak i jego charakter.
Tym razem też była właśnie w trakcie kończenia kolejnego romansu.
– Nie ma mnie w domu. – Na chwilę oderwała się od robienia sobie pedicure’u, aby odebrać telefon. – Naprawdę nie powinno cię interesować, gdzie jestem. – Zaciągnęła się cienkim papierosem. Jako jedyna z naszego towarzystwa paliła. – To koniec! Przeliterować ci to? Koniec! Nie, nie ma najmniejszych szans.
– Nie żal ci go? – zapytała Ewa, gdy Dominika skończyła rozmowę.
– Kogo? – zapytała Dominika, która zarzuciła już swoje stopy na rzecz nowego katalogu z modą. – Zobacz, ta jest fajna. – Pokazała mi nową, kolejną bardzo krótką sukienkę.
– Roberta.
– Roberta? – zdziwiła się Dominika. – Łatwo przyszło, łatwo poszło.
– Lubisz tylko trudne zdobycze? – zapytałam.
– Coś w tym jest. – Roześmiała się. – Kocham wyzwania.
Czasami się zastanawiałam, czy lubię Dominikę. Zawsze była gdzieś obok nas, choć trzymałyśmy się we trójkę. Dominika, Ewa i ja. Była zupełnie inna niż my. Ewa mawiała, że ona lubi się z nami pokazywać na zasadzie kontrastu. My dwie szare myszki, a ona przy nas błyszczy i pokazuje wszędzie gdzie się da te długie nogi. Myślę, że ona wcale nie potrzebowała kontrastu.
Marek jej nie lubił. Twierdził, że jest wampirem energetycznym i wysysa z niego energię. Może coś w tym było? Podejrzewałam, że ta jej pewność siebie jest udawana. Była jedynaczką, rodzice nie mieli dla niej zbyt wiele czasu, prowadzili dwa sklepy z ciuchami, wiecznie ich nie było. Zatem miała nas. I ciuchy. Swego czasu bardzo jej ich zazdrościłyśmy.
– Jestem w ciąży. – Ewa przerwała naszą nic niewnoszącą rozmowę o kolejnym związku Dominiki, który już stawał się przeszłością.
– Co? – zdziwiła się Dominika. Nie lubiła, gdy ktoś inny był w centrum uwagi. – Jak to się stało?
– Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, jak to się dzieje… – Ewa wzruszyła ramionami. – Po prostu.
– O matko! Cieszymy się? – zapytałam. Usiadłam obok niej i przytuliłam. – A Jacek co na to?
– Nie wiem… Chyba musimy…
– Jak to nie wiesz? Nie powiedziałaś mu?
– Jeszcze nie… Nie chcę, by był ze mną tylko ze względu na dziecko.
– Zwariowałaś. Przecież on cię kocha. Leć do niego i mu powiedz!
Ewa siedziała i wyglądała tak bardzo bezradnie, jakby naprawdę się bała, że Jacek, prawie trzydziestoletni facet, nie stanie na wysokości zadania. Dominika siedziała z naburmuszoną miną, niezbyt zadowolona, że ktoś jej zabrał monopol na bycie gwiazdą. A ja?
Ja… Poczułam po raz pierwszy w życiu, że nadszedł czas i że chcę mieć dziecko. Że jestem gotowa, by przyjąć na siebie odpowiedzialność za tego małego, drugiego człowieka. Objęłam Ewę i tak siedziałyśmy przytulone. Po chwili dołączyła do nas Dominika, już pogodzona z tym, że czasem trzeba ustąpić miejsca na podium uwagi komuś innemu.
* * *
– Marek, Ewa jest w ciąży! – Zaczęłam przy obiedzie.
– O! A to się Jacek ucieszy. – Roześmiał się. – Nici z całonocnych imprez przy wódeczce… Ale czas się ustatkować. Tak jak my, kochanie. Na każdego przyjdzie pora.
– Może też byśmy się zdecydowali? – zapytałam nieśmiało.
– Kiedyś trzeba, prawda? – Marek się uśmiechnął i mnie przytulił. – A dziecko miałoby towarzystwo…
Myśleliśmy z Markiem dokładnie tak samo i dokładnie to samo. Zawsze. W kwestii dziecka również byliśmy jednomyślni. To nasze życie było tak idealne, że aż doprawdy nudne. Nawet czasami się zastanawiałam, kiedy czar pryśnie…
No i prysnął.
Ale o tym później.
Tamtego dnia podjęliśmy decyzję o odstawieniu tabletek, zdrowym odżywianiu, witaminach i innych rzeczach, z których przyszli, świadomi rodzice zdają sobie sprawę.
Nawet zrobiłam badania. Ich wyniki były zupełnie niezłe. Ewa w tym czasie została narzeczoną i martwiła się, że biała sukienka, w której pójdzie do ślubu, nie zakryje jej coraz to większego brzuszka.
– Przecież i tak wszyscy wiedzą – zdziwiła się Dominika, gdy spotkałyśmy się krótko przed ślubem Ewy. – Po co zakrywać brzuch.
– Cicho, tradycja. – Ewa się uśmiechnęła.
– Tradycja? Tradycją jest biel i welon. Biel i welon symbolizują czystość, niewinność, a ty chcesz iść w welonie do ślubu z wystającym brzuchem? Nie mów mi o tradycji… – prychnęła Dominika.
Ewa przełknęła głośno ślinę i szybko wyszła do łazienki.
– Dlaczego jej to robisz? – zapytałam. – Nie możesz znieść, że ktoś potrafi być szczęśliwy?
Dominika wzruszyła ramionami.
– Ma się o co obrażać. Przecież mi tak naprawdę zwisa, w czym ona pójdzie do tego ślubu. Może nawet goła iść. Wielkie mi co, ślub. Dwoje ludzi podpisuje świstek papieru i już. Nigdy nie miałam sentymentu do świstków. Weronika, naprawdę wierzysz w papierki? Już bardziej wierzę w cyrograf podpisany własną krwią. Każdy wagonik można odczepić. Ot, tak. – Pstryknęła palcami.
– Jesteś rozgoryczona, bo ci nie wychodzi. – Nie wiem, po raz który zastanawiałam się, dlaczego ją lubię. Ale zresztą, czy ja ją lubię?
– Nie wychodzi, nie wychodzi. Jak bym chciała, toby wyszło.
– Nie chcesz? – zapytałam z powątpiewaniem.
– Czy ja wiem… Dzieci nie chcę, to na co mi mąż? Jak będę chciała, w co wątpię, to się zakręcę za jakimś. Odpowiedzialnym i dorosłym facetem.
Nie mogłam jej znieść.
– Tylko czy dorosły, odpowiedzialny facet będzie chciał ciebie.
– Będzie. Każdy mnie chce. Muszę uciekać. Ewka, wychodzisz z tej łazienki? – Stanęła, nasłuchując. – Dobra, Wera, uciekam. Umówiłam się i muszę lecieć.
Po chwili Ewa wyszła z łazienki i pociągając nosem, zapytała:
– Naprawdę myślisz, że biała nie może być? – Pociągała nosem.
– Może. Welon też może – powiedziałam stanowczo. – Koniec tematu. Wybrałaś sobie kieckę taką, jaką chciałaś, prawda?