Sekret wyspy. Dorota Milli
Chorobę matki, codzienne zmagania i walkę, którą przegrała. – Wiki w pełni to rozumiała, zwłaszcza po przeczytaniu swojego listu.
– Wszyscy wówczas mieliśmy trudny moment. – Lili pamiętała ostatnie dni w Dziwnowie. Strach przed wyruszeniem w podróż, w poszukiwaniu nie tylko celu, lecz także siebie.
– Tylko proboszcz tego nie przeżył – zaznaczyła Wiki. – Czyli prokurator odsunął się od rodziny, bo nie radził sobie z chorobą żony. Poświęcił się pracy i odgrodził się murem.
– Natan wyjechał, gdy jego mama odeszła, potem często odwiedzał ojca, próbował do niego dotrzeć. Niestety Kubacki dawno się poddał i po prostu odebrał sobie życie. – Lili ciężko odetchnęła. Popatrzyła w kierunku garażu, ale szybko odwróciła głowę.
– Zrobił to w garażu – odgadła Wiki, idąc za spojrzeniem przyjaciółki.
– Po powrocie od Tabackich, Natan poszedł tam i długo nie wracał… Zabrałam go stamtąd. – Wzruszenie odebrało jej głos. – Chcę wam to powiedzieć, żebyście nie zadawały Natanowi pytań, on potrzebuje czasu.
Wiki wstała i przytuliła Lili. Przez kilka chwil milczały, tylko szum morza huczał w oddali, uspokajał niczym miarowa muzyka.
– Doktor go znalazł?
– Tabacki często odwiedzał prokuratora i sprawdzał, czy u niego wszystko w porządku. Lubił spacerować brzegiem morza, więc każdego wieczora przychodził do Artura z wizytą. Chyba był ostatnim, z którym rozmawiał. Ojciec Edwina, komendant, nie żył, choć podobno już wcześniej z prokuratorem się poróżnili. Nie wypływali razem na ryby, mimo że kiedyś bardzo to lubili. Artur Kubacki zrezygnował z wszystkich dawnych przyjemności. Wyprzedawał nawet meble z domu, zupełnie wyłączył się z życia. Doktor żałował, że nie potrafił go powstrzymać, że nie dotarł na czas.
Alwina zaciskała usta, powstrzymując wzruszenie. Słysząc o takim smutku, nie potrafiła wydusić słowa.
– Trzymasz się, Lili? – Wiki chciała zapytać o coś jeszcze, ale odpuściła. Wolała dowiedzieć się u źródła, choć rozmowa z policjantem wcale jej nie cieszyła.
– Trzymamy się razem – odpowiedziała. – Nasze przeszłości i rodzinne zawiłości nie są wesołe, ale może przyszłość uda się uratować.
– Uda się! Pomogę, będziesz miała moje wsparcie. – Alwina uśmiechnęła się.
– Czy to znaczy, że zostajesz?
– Chyba – odpowiedziała z wahaniem. – Jeszcze posiedzę Mironowi na głowie. Kochany jest, pozwala mi się wygadać i mnie słucha. Iskierka go uwielbia, choć okazuje to w przedziwny sposób. Idealnie się dogadują – podzieliła się z radością. – Mam kilka fajnych zleceń. Sesje letnie zaczynają się sprzedawać, moje fotografie idą w świat.
Wiki też pragnęła pomóc Lili, w końcu były siostrami. Dom dziecka złączył ich losy, a wyspa zbliżyła, ukazując swoje tajemnice. Teraz liczyła na przyszłość. Wiedziała jednak, że wszystko ma swoją cenę. Czy ją będzie stać?
Dotknęła zawieszonej na szyi zawieszki – srebrnej kotwicy. Takie same podarowała siostrom, to był ich symbol rodziny, przyjaźni, siostrzanej miłości.
– Dlaczego doktor skłamał? Dlaczego zataił przyczynę zgonu? Potrafił ukryć to nawet przed Edwinem.
– Dla dobrego imienia prokuratora. Starał się chronić Natana, ograniczyć mu cierpienia. Dobrze znał prokuratora, wiedział, jakim kiedyś był człowiekiem, a jakim się stał.
– Trzej przyjaciele, zawsze razem. Doktor, prokurator i komendant. Prawdziwe braterskie przywiązanie i tak tragicznie się skończyło – podsumowała Wiki.
– Ciekawe dlaczego – zastanawiała się na głos Alwina. – Czemu prokurator pokłócił się z komendantem? Przekreślił swoją wieloletnią przyjaźń.
– Pracowali razem nad większością spraw, zwłaszcza tych z naszego miasta. Może chodziło o sprawę proboszcza? Bo tylko to przychodzi mi do głowy.
– Wiki, nie szukaj na siłę powiązania – ostrzegała Lili, wiedząc, do czego prowadzą te rozważania, bo gdy przyjaciółka wbije sobie coś do głowy, to nie odpuści. – Przestali razem wypływać na ryby dużo później, po śmierci proboszcza.
– Można powiedzieć, że razem rządzili miastem, więc uważam, że coś musieli wiedzieć. To nie byli przyjezdni, oni tu mieszkali wiele lat, znali wszystkich. – Wiki trzymała się tego tropu od początku, z czasem zyskiwała tylko pewność. – Musieli coś zataić, byli w końcu najlepsi. Komendant, który twardą ręką pilnował porządku miasta i, jak plotki niosą, rodziny. Prokurator, człowiek ulepiony z tej samej gliny, tylko łagodniejszy w obyciu. Oboje wymagający i poświęcający się pracy, a nie udało im się odkryć sprawcy? – Ponownie zapaliła się do odkrycia tajemnicy. – I jeszcze doktor, najbardziej empatyczny i troskliwy. Zawsze trzymali się razem. Tylko on został.
– Nie będę ich bronić, ale ty, Wiki, przestań oskarżać, bo nie masz dowodu. Nasze śledztwo opiera się tylko na tym, co inni w tej sprawie powiedzieli – podkreśliła Lili.
– Znalazł się dowód, zakrwawione ubrania proboszcza. Przez dziesięć lat było cicho o sprawie i nagle, gdy zaczęłyśmy pytać, one się znajdują. Może wcale nie przeleżały w tym domku ogrodowym? Może morderca całkiem niedawno je podrzucił? – nie ustępowała Wiki.
– Czyli to musiałby być ktoś, kto jest wśród nas? – zapytała z trwogą Alwina.
– Ojciec Mirona był najmocniejszym podejrzanym, teraz już nie może się obronić. – Lili wstała z nadmiaru emocji.
– Mama Mirona to cudowna osoba, ona wierzyła swojemu mężowi, a ja wierzę jej. – Alwina przez minione dni ze szczegółami i entuzjazmem opowiadała o siostrach i braciach swojego chłopaka. Na kilku rodzinnych spotkaniach poznała jego piątkę rodzeństwa. Najmłodszemu zapewniła nawet nowy start. Zyga miał świetne warunki do pracy jako model i chciał to robić już po wakacjach. Za bardzo kochał zabawę i nie potrafił z niej zrezygnować. – Domek ogrodowy to stara szopa, z każdym rokiem popadał w większą ruinę. Pani Zofia bała się, że któryś z wnuków zrobi sobie krzywdę, bo dzieciaki lubiły się w nim bawić. Po zimowych wiatrach ledwo stał, w końcu postanowili go posprzątać i rozebrać. Alibi jej męża zostało podważone, ale wierzę, że Nawrocki był dobrym człowiekiem i nikogo nie zabił. Mam nadzieję, że dochodzenie Edwina raz na zawsze to wyjaśni.
– Czyli obstawiasz, że ktoś podrzucił ubrania. Jest nas dwie. À propos, rozmawiałam z Filipiakową, która cały czas chce, żebyśmy to zostawiły.
– Nie rób tego, Wiki, daj spokój tym teoriom. – Lili wiedziała, że tak to się skończy.
– Ale czy to nie przypadek, że wikary w noc zabójstwa zatrzymał się u Filipiakowej, która niby schroniła go przed gniewem proboszcza? A tym samym on zapewnił Filipiakowej alibi.
– Sugerujesz, że to ona?
– Nie, to nie była ona – powiedziała, mając co do tego pewność. Migawki wspomnień z wyspy coś innego podpowiadały. – To był mężczyzna – odrzekła ze spokojem i powagą. – Na przykład wikary, który po śmieci proboszcza zajął jego stanowisko.
– Ksiądz Bacek tego nie zrobił. – Alwina stanęła w jego obronie. Wierzyła w jego niewinność. – Wspierał proboszcza, mówiłam wam o tym. Według lekarza proboszcz był bardzo wymagający dla siebie i innych, słowa przykazań i nauk kościelnych uważał za ważniejsze od prawa i zasad świeckich. Ksiądz starał się mu pomóc, ale nie potrafił. To przypadek, że w jego ostatnią noc pobytu w Dziwnowie proboszcza zamordowano.
– Mówią, że nie ma przypadków. – Wiki nie wiedziała, co myśleć.