Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego. Monika Góra
Hermann Schneider wie, że ma dużo punktów zaczepienia jak na pracę w obcym terenie. Reszta zależy od jego umiejętności i talentu.
Już godzinę później okazuje się, że założenia Stasi są bardzo dobre. Ksiądz Jankowski od samego początku chętnie rozmawia z pastorem. Co więcej, ma do niego prośbę, której spełnienie wymaga kolejnych spotkań, a to już pierwszy sukces szpiega.
RYBA POŁKNĘŁA HACZYK
Na kilka dni przed odsłonięciem Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w wielu miejscach trwają nerwowe prace. Członkowie komitetu do końca walczą o niezmienianie ich koncepcji, kierownictwo i sekretariat „Solidarności” układają listy gości z Polski i zagranicy.
Miejska Rada Narodowa, Wojewódzka Rada Narodowa, partia – tam również trwają nieustanne konsultacje i przygotowania do przyjazdu oficjeli. Jednocześnie władza robi wszystko, aby obniżyć rangę uroczystości: nie przyjadą najwyżsi dostojnicy państwowi ani najważniejsi członkowie rządu. Jak najmniej relacji w telewizji.
Dużą, choć nieco zakulisową rolę odgrywa Kościół. Również obniża rangę swej reprezentacji. Nie prymas, ale biskupi odprawią uroczystą mszę świętą.
Chyba jednak najciężej pracuje Służba Bezpieczeństwa, oczy i uszy władzy. Służby muszą być wszędzie, muszą wiedzieć wszystko. Muszą przewidzieć zamiary przeciwnika, zanim zostaną wypowiedziane. Jej funkcjonariusze prowadzą rozmowy z tajnymi współpracownikami i mniej formalnymi źródłami.
W poniedziałek, 15 grudnia 1980 roku, w przeddzień uroczystości odsłonięcia Pomnika Poległych Stoczniowców, współpracownik Stasi przychodzi do kościoła św. Brygidy.
Jest osiemnasta, ciemno. Kościół szybko zapełnia się, za chwilę ma się tu odbyć uroczyste wykonanie Requiem. Stoją już kamery telewizji polskiej oraz redakcji zagranicznych. Ksiądz Jankowski nie przepuszcza okazji, aby przy okazji odsłonięcia pomnika i jego kościół zaistniał w świadomości licznych gości z Polski i zagranicy.
Rozpoczyna się koncert. Pastor Hermann, zasłuchany w pierwsze dźwięki melodii, jednocześnie zawodowo ocenia, ilu może być ludzi w kościele. Wychodzi mu dwa i pół tysiąca. Płyną kolejne frazy Requiem, a on rozgląda się po twarzach, wyławiając te, które zapamiętał ze strajku i z telewizji. Obserwuje też księdza Jankowskiego. Można powiedzieć, że obserwuje go z zawodowego punktu widzenia, jak szpieg – figuranta, osobę wytypowaną do dialogu operacyjnego.
Z raportu, który po tej uroczystości pisze Hermann Schneider, wynika, że musiał się już wcześniej kontaktować z księdzem. Kiedy? Nie wiadomo. Jednak możemy się domyślać, że ksiądz Jankowski zna już Niemca na tyle, żeby wiedzieć, że jest pastorem, nazywa się Hermann Schneider i jest współpracownikiem Akcji Znaku Pokuty.
Zaraz po koncercie wokół Jankowskiego kręcą się działacze związku, dziennikarze zachodnich stacji, zwykli gapie. Ksiądz udziela wywiadów, umawia się na spotkania, ale też szybko dostrzega Schneidera. Od razu go rozpoznaje i jego twarz rozpromienia uśmiech.
Pastor przywiózł mu zaproszenia na coroczne spotkanie Aktion Sühnezeichen. Co prawda takie zaproszenia nie uprawniają jeszcze do wjazdu na teren NRD, ale to już jakiś początek.
Jankowski przerywa więc inne rozmowy, przeprasza, że musi na chwilę spotkać się ze swym gościem z Niemiec. W czasie krótkiej pogawędki wita się, dziękuje za zaproszenie i pyta, czy pastor mógłby załatwić mu wizę do NRD, bez której nie skorzysta z zaproszenia. Na koniec umawiają się na spotkanie w spokojniejszych okolicznościach.
Ryba połknęła haczyk.
Gra operacyjna Stasi rozwija się nadzwyczaj łatwo. Kolejnego dnia przed południem pastor Hermann Schneider idzie na konferencję prasową kierownictwa „Solidarności” dla zagranicznych dziennikarzy.
Zaraz po konferencji wita się z księdzem Jankowskim. Jednak ksiądz znów jest zbyt zajęty, rozmowa jest na tyle krótka, że nie ma sensu przywoływać jej treści w raporcie. Można się domyślać, że Hermann po prostu stara się utrzymywać z księdzem kontakt, choćby wzrokowy. Jest cierpliwy, coraz lepiej poznaje proboszcza i widzi, że ten jest chętny do rozmowy i kolejnych spotkań.
Po południu idzie więc, niby spacerując po Gdańsku, na plebanię. Tam obserwuje i odnotowuje w raporcie kolejne zagraniczne ekipy. Kręci się między ludźmi. W końcu ksiądz i dla niego znajduje czas. Schneider kieruje rozmowę tak, aby w krótkim czasie uzyskać jak najwięcej wiadomości.
Ksiądz powtarza swą prośbę o formalne zaproszenie. Schneider jest w tym okresie jedyną znaną mu osobą, która może to załatwić. Jankowski tłumaczy, że przy okazji spotkania w Akcji chciałby zobaczyć się z biskupem Magdeburga, u którego bywał w latach siedemdziesiątych.
Schneider wie, że to dobry moment, kiedy i on może mieć swoją prośbę. Bardzo chciałby być na uroczystości odsłonięcia pomnika na placu przed stocznią. Kapelan „Solidarności” jest najlepszym adresatem takiej prośby. Jak napisze pastor, ksiądz Jankowski „powiedział mi, że mam się do niego we wtorek zwrócić, to weźmie mnie ze sobą na przód”59.
Agent dopytuje się też naiwnie, dlaczego na uroczystość odsłonięcia pomnika nie przyjedzie rząd. To pytanie pozwala ks. Jankowskiemu pokazać się przed gościem jako znawca meandrów polityki wewnętrznej Polski. Tłumaczy cierpliwie, że najważniejsze jest odsłonięcie pomnika, a „drugi garnitur” ministrów i biskupów mniej kole w oczy „przyjaciół” z Układu Warszawskiego. Mówi też niemieckiemu gościowi, że najważniejszą rzeczą na tej uroczystości będzie „jedność między Kościołem, państwem i związkami zawodowymi”.
Według raportu ks. Jankowski dosłownie powiedział: „Te trzy siły są teraz nowymi filarami Polski”.
Schneider kiwa głową, dziękuje za wyjaśnienia, które pomagają mu zrozumieć, co się w Polsce dzieje. Żałuje tylko, że nie poznał jeszcze nikogo ze znanych osób „Solidarności”. Ksiądz mówi mu, że „chętnie gotów jest (…) umożliwić tego rodzaju rozmowę”. Obiecuje nawet zebrać dla niego materiały niezależnego obiegu, aby dowiedział się więcej o polskiej rewolucji. Niedługo przyniesie mu związkowe broszury i ulotki.
Analitycy Stasi będą mieli pracę na najbliższe dni.
Hermann Schneider wychodzi ze spotkania z księdzem Jankowskim bardzo zadowolony.
Dziś uzyskał nawet więcej, niż mógł się spodziewać. Jutro będzie siedział w pierwszych rzędach na uroczystości odsłonięcia pomnika. A w przyszłości ma otwarte drzwi do kapelana „Solidarności”. Zapewne zostanie to docenione w centrali.
Nie myli się.
Dwudziestego trzeciego grudnia 1980 roku major Werner z II Wydziału Głównego Stasi napisze, że „(…) ks. Jankowski zajmuje w Gdańsku kluczową pozycję w antysocjalistycznych kołach kościelnych i jest pośrednikiem w kontaktach z centralą związków zawodowych »Solidarność«. J. utrzymuje także intensywne kontakty z zagranicznymi korespondentami”60.
Dane uzyskane od księdza Jankowskiego idą do II Wydziału Głównego w Berlinie, odpowiedzialnego za ochronę przed działaniami szpiegowskimi wymierzonymi w NRD.
Niestety, gadatliwość księdza jest odnotowana nie tylko w berlińskiej centrali. Z dokumentacji Stasi wynika, że 2 stycznia 1981 roku niemieckie służby poprzez swoją grupę operacyjną w Warszawie (Operative Gruppe Warschau) przekazują informacje uzyskane od księdza polskiej Służbie Bezpieczeństwa.
Ponieważ jednak to tajna komórka, nie może przekazywać żadnych dokumentów bezpośrednio. Musi wykorzystać do tego na przykład ambasadę lub jakiś inny, dobrze „zalegendowany” kontakt.
Z Warszawy
59
Wszystkie dokumenty dotyczące kontaktów ks. Jankowskiego z agentami STASI opublikowane w oryginale w: „Dokumente zum IMB »Hermann Schneider«” [w:] Seid untertan der Obrigkeit. Originaldokumente der Stasi-Kirchenabteilung XX/4, red. T. Krone, R. Schult, Berlin 1992, s. 92–113 oraz w tłumaczeniu P. Rainy [w:] P. Raina, Teczka Stasi księdza prałata Henryka Jankowskiego, Pelplin 2020.
60
Tamże.