Odwet Wysokiej Gwiazdy. Erin Hunter
Piaszczysty Kol… – Uderzył pyskiem o twardą glinianą ścianę i kwiknął, na wpół z bólu, na wpół z zaskoczenia.
Ojciec cofnął się do niego.
– Zakręt w prawo! Skup się!
– Przepraszam. – Syn zastrzygł uszami i skupił się mocniej na wyczuwaniu przestrzeni przed sobą.
Powietrze przed nim zdawało się drżeć, a gdy przeszedł jeszcze kilka kroków, poczuł wyraźną wibrację ziemi dookoła.
– Co to?
Zamarł. Czy tunel zaraz się zawali?
– To tylko rzeka! – zawołał Wełniany Ogon. – Jesteśmy na końcu tunelu. Wystarczy kilka razy przebrać łapami i dokopiemy się do rozpadliny.
Do rozpadliny! I do świeżego powietrza! – pomyślał Wysoka Łapa, a nieprzyjemny ucisk w piersi natychmiast zelżał. Byli może o długość ogona od wiatru i słońca.
Piaszczysty Kolec znów przecisnął się obok.
– Zaczekaj tutaj.
Wysoka Łapa usłyszał odgłosy łap szurających o wilgotne podłoże.
– Glina jest tu wilgotniejsza! – wymiauczał Hikorowy Nos triumfująco. – Musimy być już blisko!
Uczeń pozostał z tyłu, nasłuchując i starając się wyłowić coś więcej niż szum rzeki. Futra podkopków ocierały się o siebie; glina pluskała pod ich łapami. Słychać też było przyspieszone oddechy.
– Czy mam się przyłączyć? – spytał. Zrobiłby cokolwiek, by szybciej zetknąć się ponownie ze światłem dnia.
Mlask. Grudka gliny wylądowała tuż przed nim. Błoto obryzgało mu nos.
– Zacznij okładać tunel wydobytą gliną – nakazała Mglista Mysz.
Zmarszczył nos, nabierając całą łapę śliskiej, kleistej masy i wcierając ją w ściany. Czuł, jak ziemia drży pod jego łapami. Rzeka musiała być bardzo blisko.
Mlask. Kolejna grudka trafiła mu pod łapy. Mlask. Mlask.
Drużyna podkopków miotała gliną tak szybko, że musiał uskakiwać, by nie zostać trafionym. Zgarnął jeszcze jedną porcję i docisnął do ściany. Pracując tak szybko, jak tylko potrafił, dodawał kolejne grudy i wciskał je w ściany, aż wkrótce zabrakło miejsca, które nie było już wilgotne i oślizgłe. Przerwał na moment, by złapać oddech; czuł ból w mięśniach. Musiał w tej chwili wyglądać jak szczur utopiony w błocie.
– Wysoka Łapo?
Gdy odwrócił się po więcej mazi, poczuł ciepło oddechu ojca tuż przy swoim pysku.
– Tak?
– Oto moment, o którym zawsze marzyłem – wymiauczał Piaszczysty Kolec łagodnie. – Ty pracujący wraz ze mną. Wspólne kopanie nowego tunelu, i to takiego, który ma szanse odmienić losy Klanu Wiatru już na zawsze.
Młody kot zesztywniał. Czy ojciec naprawdę sądził, że zdołał przekonać syna, by porzucił chęć zostania wrzosowym sprinterem, bo obaj wspólnie zeszli pod ziemię? Kolejna gruda gliny plasnęła w przejściu obok Wysokiej Łapy, więc rudy kocur ruszył pomagać reszcie podkopków.
– Czyli to już?! – zawołał uczeń, starając się przekrzyczeć szum rzeki. Jego ucho zatrzepotało.
Czy naprawdę jest aż tak głośna? – pomyślał.
– Dotrzemy do świeżego powietrza lada moment! – krzyknął Piaszczysty Kolec, a w jego miauknięciu słychać było co najmniej tyle podekscytowania, ile w głosie kociaka podczas ceremonii nadawania imion.
– Chwila, czekajcie! – wrzasnęła Mglista Mysz gdzieś z mroku.
– Co się dzieje? – zaniepokoił się Wełniany Ogon.
Podkopki zamarły. Korytarz przeszył długi, żałosny jęk. Brzmiał, jakby skała chciała się wygiąć. Towarzyszył temu głęboki syk wilgotnego błota, które stopniowo puszczało po wielu księżycach tworzenia zbocza.
– Klanie Gwiazdy, miej nas w opiece… – wymiauczał Hikorowy Nos niewiele głośniej niż szeptem.
– Co się dzieje? – spytał nerwowo Wysoka Łapa.
– Biegiem!
W ciemności rozległy się odgłosy pędzących łap. Młody kot poczuł, jak napierają na niego kolejne futra.
– Wysoka Łapo! – Skowyt Piaszczystego Kolca przeszył jego ucho. – Biegnij!
Zaskoczenie niemal go sparaliżowało. Zdołał się odwrócić i popędził w górę tunelu.
– Piaszczysty Kolcu! – Spojrzał w tył, w ciemność.
– Jestem za tobą! – odkrzyknął ojciec. – Hikorowy Nos? Wełniany Ogon? Mglista Mysz?
– Jestem!
– Jestem!
– Jestem!
– Szybciej, Wysoka Łapo! – ponaglił zamykający ucieczkę kocur miauknięciem pełnym paniki.
Za nimi przeszywający huk i ryk zatrzęsły ziemią, gdy woda wpadła do tunelu. Poduszki łap młodego kota ślizgały się na błocie. Położył uszy i młócił nogami w ciemności, tracąc co rusz grunt pod nogami i odbijając się od meandrujących ścian.
– Puść mnie przodem! – nakazał ojciec i go minął. – Nos przy moim ogonie i biegnij!
Syn usłuchał, zbyt przerażony, by cokolwiek powiedzieć. Nie mógł tutaj biec jak należy. Nie miał gdzie wygiąć grzbietu ani rozprostować łap. Czuł, że z przerażenia drży każdy włos jego sierści. Skupił się na dotyku czubka ogona Piaszczystego Kolca. Woda ryczała za nimi niczym wicher, który utknął w dolinie. Pędziła za nimi, wstrząsając ziemią.
Po prostu nie przestawaj biec! – myślał.
Pierś Wysokiej Łapy się zapadała. Tu nie było powietrza! Jak miał oddychać? Ogarniała go panika, ale nadal biegł, aż ujrzał przed sobą blask światła. Coraz jaśniejsze i jaśniejsze, oślepiające… I już byli na zewnątrz, wypadając z tunelu niczym króliki gonione przez lisa.
Wysoka Łapa zwalił się na trawę. Przez zamglone oczy widział Hikorowego Nosa przebiegającego mu przed oczami, za nim wypadli Wełniany Ogon i Mglista Mysz. Wszystkim się udało. Z głębokim westchnieniem Wysoka Łapa zamknął oczy i spróbował uspokoić oddech.
Usłyszał kroki łap na trawie obok.
– Nie mogę uwierzyć, że źle to obliczyliśmy.
Młody kot zastrzygł uszami. Ojciec wyglądał na rozdrażnionego. A więc nie był przerażony?
Hikorowy Nos warknął:
– Liczyłem wszystkie długości ogona i byłem pewien, że zostały nam jeszcze dwie, nim dotrzemy do poziomu rzeki.
– Nie wzięliśmy pod uwagę tego, jak łatwo kopie się w porze nagich drzew. – Zdenerwowany Wełniany Ogon prychnął. – Dotarliśmy do wody szybciej, niż się spodziewaliśmy.
Wysoka Łapa otworzył wreszcie oczy.
Mglista Mysz zaglądała w głąb króliczej dziury.
– Przynajmniej dzięki temu zalaniu wiemy, gdzie jest rzeka.
Wysoka Łapa stanął na równe nogi.
– Prawie utonęliśmy! Nie możecie tam wracać!
– Prawie. Ale jednak nikt nie utonął – zauważył Piaszczysty Kolec. – I pobraliśmy cenną naukę na następny raz.
– Następny raz?! – Wysoka Łapa zastrzygł uszami w niedowierzaniu.