Pod powierzchnią. Lynn H. Blackburn
– odparł Ryan i skinął głową. Potem zwrócił się do Leigh. – Wystraszyłaś mnie na śmierć – stwierdził.
Wyglądało na to, że mówi poważnie.
– Dostałem dziś rano wiadomość, że miałaś wypadek. Że nie zadziałały ci hamulce. Przyjechałem tak szybko, jak się dało, ale byłaś wtedy operowana. Jak się czujesz?
– W porządku – odparła. – Przykro mi, że musiałeś tu przyjeżdżać. To nie jest wielki problem.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
– Ryan? – Gdzie był jego uśmiech? Jego szalony śmiech? Dlaczego z nią nie żartował? – Dlaczego mi się wydaje, że coś tu nie gra?
– Musimy porozmawiać. – To nie były słowa, jakie chciała usłyszeć od Ryana Parkera. – Zaczekajmy, aż przeniosą cię do zwykłej sali i będziesz się lepiej czuła.
– Lepiej nie.
– Leigh, proszę. – Ryan spojrzał na Wren, a potem na zasłony otaczające ich ze wszystkich stron. – Poźniej.
To było coś złego. Bardzo, bardzo złego.
– Proszę – szepnął.
– Dobrze – odparła. – Wren – zawołała, podnosząc głos do zwykłego poziomu. – Co muszę zrobić, by się stąd wydostać?
Pielęgniarka zaśmiała się, kiedy podawała jej kubek z wygiętą rurką.
– Niewiele więcej niż to, co już masz. Czekam, aż sala dla ciebie będzie gotowa, i wtedy cię tam ulokujemy.
– Dzięki.
Wzięła łyk gazowanego napoju imbirowego. Nie lubiła takich rzeczy do picia. Jednak nie chciała zwymiotować przy Ryanie, a połączenie znieczulenia i strachu sprawiało, że ją mdliło.
– Detektyw Parker?
Jakiś policjant stojący na korytarzu wetknął głowę do sali.
– Przepraszam, że przeszkadzam. Czy mogę prosić na słowo?
Ryan uśmiechnął się do Leigh.
– Zaraz wrócę – powiedział, po czym zniknął za zasłoną.
Czy to miało sprawić, że poczuje się lepiej, czy może gorzej?
– Jest uroczy – stwierdziła Wren konspiracyjnym szeptem. – Spotykacie się?
– Broń Boże – odparła Leigh. – To tylko znajomy.
Wren nie wydawała się przekonana.
– Znam go z czasów dzieciństwa. Jest najlepszym przyjacielem mojego brata.
Pielęgniarka skinęła głową, wpisując coś na komputerze.
– Skoro tak twierdzisz – odpowiedziała. – Jesteś gotowa, żeby przenieść się do sali z prawdziwymi drzwiami?
– Jestem gotowa, żeby wrócić do domu – stwierdziła Leigh.
– Na to przyjdzie czas – odparła Wren.
Uwagę Leigh zwróciły kolejne odgłosy dochodzące z zewnątrz. Za zasłonę zerknęła znajoma twarz.
– Cześć. Jeśli nie chciałaś dziś pracować, wystarczyło powiedzieć.
Kobieta uśmiechnęła się na widok zaczepnego wyrazu twarzy koleżanki. Keri Marshall nauczyła ją wszystkiego na oddziale ratunkowym i była jedną z najlepszych pielęgniarek dyplomowanych, z jakimi Leigh do tej pory miała okazję pracować.
– Co tu robisz? – spytała.
– Zaglądam do ciebie. Dobrze wyglądasz.
– Kłamczucha.
Keri zaśmiała się, podchodząc do łóżka.
– Przyniosłam ci prezent.
Prezent?
Kobieta rzuciła jej na łóżko małą torbę. Szybkie spojrzenie na zawartość wyjaśniło wszystko. Świeża piżama, bielizna i podstawowe kosmetyki.
Zapiekły ją oczy.
– Nie musiałaś tego robić.
– To żaden problem – odparła Keri, wzruszając ramionami. – Gdybym to ja tu leżała i miała wokół koleżanki, chciałabym mieć wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
Myśli Leigh natychmiast pofrunęły w kierunku Ryana. Tak, wiedziała.
– Dziękuję – powiedziała.
Keri poklepała ją po ramieniu.
– Pracuję dziś. Jak będzie trochę mniejszy ruch, to zaglądnę do ciebie. Następnym razem postaraj się bardziej trzymać jezdni. Rozumiesz? – Posłała w jej kierunku buziaka, po czym zniknęła.
– Rozumiem – szepnęła Leigh sama do siebie.
Wren pokręciła się przy jej łóżku, poprawiła kroplówkę i przygotowywała ją do transportu. Leigh nie zwracała na to większej uwagi. Zbyt wiele pytań domagało się odpowiedzi. Jak to możliwe, że jej hamulce zachowały się w ten sposób? Samochód był sprawdzany u mechanika tydzień temu. Czy nie zauważyliby czegoś takiego? O czym Ryan chciał z nią porozmawiać? Dlaczego nie mogli mówić w obecności Wren? Czy policja myślała, że zasnęła za kierownicą? Nie byłby to pierwszy raz, kiedy ktoś, wracając po nocnej zmianie, zasnął w drodze do domu. Widziała więcej niż jedną taką osobę po wypadku. Nikt taki nigdy nie pamiętał, co się stało.
W jej przypadku było inaczej. Nigdy nie zapomni tego kwaśnego smaku, jaki wypełnił jej usta, kiedy wciskała hamulec do samej podłogi. Albo skoku adrenaliny, gdy przejechała w poprzek jezdni, a następnie do rowu.
Pojawienie się osoby, która miała ją przewieźć na oddział, i umundurowanego policjanta przyciągnęło jej myśli do teraźniejszości.
– Gotowa do drogi, Leigh?
Uśmiech asystentki mocno kontrastował z groźnym wyrazem twarzy policjanta. Czy miała jakieś kłopoty? Czy to o tym chciał z nią porozmawiać Ryan? Czy zrobiła coś złego? Zjechała samochodem z drogi, bo próbowała chronić osoby w drugim pojeździe i człowieka na traktorze. Czy zostanie z tego powodu aresztowana?
Policjant nie zwracał na nią zbytniej uwagi, nawet kiedy wjechali do windy, a następnie na trzecie piętro. Gdy dotarli do jej sali, funkcjonariusz wszedł pierwszy i sprawdził pomieszczenie, ale jak tylko łóżko zostało zainstalowane, wyszedł na zewnątrz.
– Jest pani gotowa – stwierdziła asystentka. – Pielęgniarka zaraz przyjdzie.
– Dziękuję.
Przez krótki, cudowny moment Leigh była sama. Nie musiała udawać, że wszystko jest z nią w porządku. Nie musiała zachowywać kamiennej twarzy ani nie dawać nikomu poznać, jak bardzo się boi.
Do sali weszła pielęgniarka.
– Będę się tobą dziś opiekować – oznajmiła. – Mam na imię Megyn. Pisze się: „M-e-g-y-n”, to jedyna prawidłowa pisownia.
Leigh skinęła głową.
– Jasne.
– Wspaniale. Cieszę się, że mamy co do tego zgodność. Myślę, że znajdziemy wspólny język.
Megyn działała sprawnie i poruszała się szybko, kiedy pomagała Leigh urządzić się w sali szpitalnej. Marudziła, gdy kobieta zapragnęła się przebrać w piżamę, którą przyniosła jej Keri, ale ostatecznie ustąpiła z głośnym westchnieniem.
– Nie powinnam pozwolić, wiesz – powiedziała.
– Wiem – odparła Leigh. – Dziękuję.
Przynajmniej