Damy Władysława Jagiełły. Kamil Janicki

Damy Władysława Jagiełły - Kamil Janicki


Скачать книгу
władcy Czech, mający na celu zagarnięcie Pilczy i przesunięcie granicy na newralgicznym odcinku. Tyle że atak zorganizowany tak, by polski król nie mógł na niego otwarcie zareagować, bo przecież formalnie nie miał wcale do czynienia z wrogą ofensywą. Po prostu jedna rycerska rodzina wystąpiła przeciw drugiej…[29] Barwna, iście spiskowa teoria tym bardziej nie ma żadnego osadzenia w źródłach. Karkołomne interpretacje można mnożyć. Ale nie jest to uzasadnione. Raz jeszcze warto wrócić do Długosza. Jeśli nie kłamał o porwaniu, to przecież także o jego przyczynach mógł mówić prawdę.

      Na dobrą sprawę tylko jeden szczegół wykluczał możliwość zawarcia ślubu z ofiarą porwania: jej wiek. Dziewczyna musiała być w świetle prawa pełnoletnia, a więc mieć ukończone dwanaście lat. Właśnie dlatego przyjmuje się, że Elżbieta przyszła na świat najpóźniej w roku 1377. Inne reguły – jak niemal wszystko w średniowiecznych kodeksach – stanowiły raczej… wskazówki. Sugestie działania, które można było naginać i zmieniać wedle woli władców lub zaangażowanych rodzin. Co do posagu, ostateczna decyzja należała zawsze do rodziców panny. Jeśli ci uznawali uprowadzenie za niebyłe i godzili się na ślub, nic nie stawało na przeszkodzie, by majątek trafił w ręce porywacza.

      Wiseł niewątpliwie orientował się, że o przyszłości i uposażeniu tej konkretnej córki decyduje tylko jej matka. Właśnie dlatego zrobił rzecz niemal niespotykaną. Poza upatrzoną niewiastą uprowadził też przyszłą (jak liczył) teściową. Był zuchwały, żeby nie powiedzieć bezczelny. Ale okazał się też wyjątkowo bystry.

      Obowiązujące zasady skrojono z myślą o wielodzietnych rodzinach, w których kobiety stanowiły niewiele więcej jak tylko karty przetargowe na matrymonialnej giełdzie. Porwania starano się nie tyle udaremniać, ile raczej czynić bezwartościowymi. Prawo obowiązujące w Polsce zakładało, że uprowadzona córka zostanie na zawsze wykluczona z grona rodziny i odsunięta od udziału w jakiejkolwiek części rodowego majątku. Słowem: ukarana za to, że wyrządzono jej krzywdę. Obyczaj był bezwzględny, wprost sadystyczny, ale z perspektywy ojców – słuszny. Bo jedną utraconą córkę zawsze mogli zastąpić kolejną, a skarbca nie spotykał uszczerbek[30].

      Zasada, która chroniła inne rodziny, dla Jadwigi z Pilczy stanowiła beznadziejną pułapkę. Kobieta mogła odmówić swojego błogosławieństwa dla wymuszonego związku Elżbiety z Wisłem. Taki krok równałby się jednak wydziedziczeniu jedynej córki. A tym samym utracie wszelkich perspektyw na przedłużenie rodu i utrzymanie posiadłości w rękach najbliższych. Protestując, Jadwiga przekreśliłaby wszystko, na co pracowała od chwili śmierci męża.

      Z drugiej strony możnowładczyni mogła zgodzić się na niemiły sobie związek. To jednak oznaczało, że dobra Toporczyków trafią w ręce zbrodniarza. I że to przybłęda, który napadł na nią i na jej córkę, spłodzi kolejne pokolenie rodziny.

      Perspektywy były ponure, a Wiseł nie zamierzał czekać. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa niezwłocznie zaprowadził Elżbietę przed ołtarz i nie zważając na jej protesty, uzyskał sakrament. Potem zaś skonsumował, choćby siłą, związek, by tym samym potwierdzić, że na każdej płaszczyźnie został on dopełniony.

      Na koniec należało tylko czekać, aż Jadwiga się ugnie. Bo że to zrobi – nie miał wątpliwości.

      CZŁOWIEK DO ZADAŃ SPECJALNYCH

      Nie wiadomo, jak długo Wiseł planował swoją napaść. W każdym razie wybrał idealny moment do działania. W kraju wrzało, a świeżo zadzierzgnięta unia polsko-litewska trzeszczała w szwach. Kluczowi prominenci, którzy przed paroma laty uświetnili swą obecnością chrzest Jagiełły, a także ci, których sproszono, ale nie raczyli się stawić, teraz poczęli szarpać granice Korony i podkopywać wciąż niepewną pozycję króla.

      Siemowit IV przez pierwsze lata nie sprawiał problemów, a nawet służył monarsze radą, pomocą zbrojną oraz słownym wsparciem, gdy wrogowie obmawiali go jako oszusta i kryptopoganina. Życzliwość nie wypływała jednak z dobroci serca. Jagiełło zgodził się za nią sowicie zapłacić. Zaaranżował ślub Siemowita ze swoją siostrą Aleksandrą, a przede wszystkim obiecał księciu Mazowsza, że odda mu władzę nad częścią Rusi. Istotnie próbował wywiązać się z zawartego porozumienia. Kiedy jednak nadał sojusznikowi lenno z ziemi bełskiej, otwarty protest zgłosili dostojnicy dworu. Ci sami ludzie, którzy zaprosili Jagiełłę na tron, teraz próbowali go kontrolować i podcinać mu skrzydła. Kancelaria odmówiła zatwierdzenia stosownych dokumentów. Po długiej zwłoce notariusz królewski posunął się wręcz do zniewagi. Przekazane przez władcę pismo „przeszył nożem” i „poszarpał wbrew Bogu i sprawiedliwości”. Jego opór pewnie dałoby się złamać, ale okoniem stanęła także Jadwiga Andegaweńska. Władczyni – nosząca równorzędny Jagielle tytuł króla i w przeciwieństwie do niego będąca dziedziczką królestwa – najwidoczniej wciąż zbyt dobrze pamiętała, co Siemowit chciał jej zrobić przed laty. I nie dopuszczała myśli, że taki człowiek miałby uszczknąć dla siebie kawałek kraju[31].

      Dokumentów nie wydano, a wzajemne stosunki wyraźnie się ochłodziły. Kryzys był poważny, ale jednak… najmniejszy z trzech, z jakimi jednocześnie zmagał się Jagiełło. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIV wieku załamały się także relacje króla z dawnym namiestnikiem i pretendentem do tronu, Władysławem Opolczykiem. Od początku nie były łatwe, o czym zaświadcza nieobecność księcia na ceremonii chrztu. Potem próbowano je łatać, z większym lub mniejszym sukcesem. Zdarzyło się nawet, że Opolczyk poręczył pożyczkę stu kilogramów złota, którą król zaciągnął u krakowskiego Żyda Lewka. Ale zdarzyło się też – w maju 1389 roku – że księcia aresztowano wraz z grupą uzbrojonych pomocników, gdy rzekomo próbował zająć zamek na Wawelu i przeprowadzić zamach stanu. Ile prawdy było w zarzutach, nie wiadomo, a król nazajutrz zwolnił aresztantów.

      Ten incydent udało się puścić w niepamięć. Katastrofa nadciągnęła jednak z innej strony. Opolczyk żyrował kredyty Jagiełły, ale sam był zadłużony po uszy. Pożyczki na ogromne sumy brał u Krzyżaków. Zastawił im nawet… własną mitrę książęcą! Nie rozumiał chyba, że wybrał najgorszych, najbardziej bezwzględnych lichwiarzy. W 1390 roku Krzyżacy siłą zajęli pograniczne zamki Opolczyka – na Kujawach lub w ziemi dobrzyńskiej. Argumentowali, że to kara za zaległości. I za zbytnie spoufalanie się z Polakami.

      Przyparty do muru Opolczyk ostatecznie stanął po stronie wierzycieli. Zgodził się nawet zastawić im najważniejszą twierdzę na Kujawach, Złotorię. A więc w praktyce: oddać część Polski, którą w opinii dworu krakowskiego mógł zarządzać, ale nie miał prawa przekazywać jej najgorszym wrogom królestwa. Wojna stała się nieunikniona[32]. I nie była jedyna, bo od 1389 roku trwał bunt królewskiego kuzyna, Witolda Kiejstutowicza. Dynasta, który w 1386 roku ochrzcił się wraz z Jagiełłą, teraz wypowiedział mu posłuszeństwo i uciekł do Krzyżaków. Ci zaś z impetem i przy wsparciu ochotników z Francji, Niemiec oraz Anglii uderzyli na Litwę. Dotarli aż pod stołeczne Wilno i zamknęli je w pierścieniu oblężenia[33].

       F 40

      Pieczęć Władysława Opolczyka. Dla Ludwika Węgierskiego śląski Piast był niezastąpionym pomocnikiem. Dla Władysława Jagiełły – wrogiem rozdrapującym granice królestwa.

      Król zmagał się z inwazją na rodzinne ziemie, nieuchronnie zmierzał do konfliktu z Opolczykiem i nie mógł być pewny dalszej lojalności Siemowita. Wtedy właśnie – w samym środku najgorszego huraganu – dotarła do niego wiadomość, że porwano jego matkę chrzestną wraz z córką. W innych okolicznościach zapewne skierowałby poselstwo prosto do suwerena Wisła Czambora, a więc króla Czech. Zażądałby reakcji, rozesłał wici po Europie, by wzmocnić nacisk na sąsiada, może nawet zagroziłby własną interwencją. W 1389 roku, a tym bardziej w 1390, nie mógł jednak zrobić nic takiego. Jakiekolwiek, choćby najdelikatniejsze,


Скачать книгу