Damy Władysława Jagiełły. Kamil Janicki
znalazł odpowiedniego człowieka. Wielmożę gotowego wziąć na siebie ryzyko, będącego czeskim poddanym (by nie padł zarzut, że Polacy wtargnęli na ziemie Wacława), potrafiącego zachować tajemnicę, a przede wszystkim zdolnego przeprowadzić operację specjalną, do której się przymierzano. Wybór padł na Jana z Jičina.
Był to pan Kravař, położonych między Opawą a Ostrawą na pograniczu Śląska i Moraw. Wywodził się z rodu czeskich Odrowążów, z gałęzi od dawna utrzymującej bliskie kontakty z polskim tronem. Wiadomo, że król Kazimierz Wielki wstawiał się za ojcem Jana z Jičina u samego papieża. Relacje utrzymywały się pomimo wygaśnięcia dawnej linii monarszej. Jagiełło poprosił o pomoc człowieka „lojalnego oraz walecznego”. I się nie zawiódł[34].
Było oczywiste, po której stronie w narastającym konflikcie stanie Wiseł Czambor. Zapewne jeszcze przed porwaniem zbliżył się do Krzyżaków. Nie można nawet wykluczyć, że to rycerze zakonni zachęcali go do brawurowej eskapady. Czyn Wisła Czambora nadszarpywał prestiż króla, zaogniał relacje w regionie i pogłębiał chaos. A więc rodził te wszystkie skutki, na których zależało podstępnym zakonnikom.
W listopadzie 1390 roku Wiseł przebywał w samej stolicy państwa krzyżackiego, Malborku. Zawarł wówczas pakt z zakonem, gwarantując, że będzie mu służyć zbrojnie przez siedem lat, wraz z setką kopijników i drugą setką strzelców. Jakby tego było mało, układał się też z Siemowitem IV. Jakiś czas wcześniej – może za własne pieniądze, a może za srebro Krzyżaków – Ślązak wziął od mazowieckiego księcia w zastaw Kruszwicę. Teraz negocjował jej zwrot. Rzecz mieli finansować oczywiście zakonnicy z czarnymi krzyżami na płaszczach, dążący do tego, by uzależnić od siebie każdego władcę związanego z Jagiełłą.
Wiseł Czambor, do niedawna będący nikim, nagle wszedł do politycznej pierwszej ligi. Wielki mistrz i książę Mazowsza rozmawiali z nim jak z partnerem, bo już przeliczali w myślach skarby, jakie rycerz zagarnie porwanej żonie i teściowej. Wszyscy trzej pospieszyli się jednak w swoich rachubach. Wiseł robił interesy na Kujawach i w Prusach, a tymczasem jego więźniarki tkwiły w bliżej nieokreślonej twierdzy na Śląsku. Na pewno znajdowały się pod strażą, a porywacz zadbał, by nikogo do nich nie dopuszczano. Najwidoczniej jednak nie wziął pod uwagę, jak bardzo nastąpił na odcisk Władysławowi Jagielle.
Może siłą, a może podstępem Jan z Jičina dostał się na zamek, obezwładnił wartowników i odbił panią Pilczy oraz jej córkę. Stało się to najpóźniej w listopadzie 1390 roku, bo już 14 grudnia Jadwiga wystawiła dokument dla klasztoru Dominikanów w Łańcucie. Wdzięczna za uwolnienie z rąk Czambora, przekazała sługom Bożym karczmę oraz staw rybny.
Wiseł Czambor nie zareagował. Nie mógł: już miał na ogonie Polaków. Tak długo, jak przebywał na terenie podległym Czechom, był nietykalny. Ale na Kujawach Jagiełło nie zamierzał mu odpuścić. W 1391 roku ruszyły otwarte przygotowania do wojny z Władysławem Opolczykiem. Zanim jednak armie koronne uderzyły na włości nieprzewidywalnego dłużnika Krzyżaków, kilka oddziałów wysłano przeciw Kruszwicy. Wiseł Czambor odparł pierwszy atak, a nawet zadał siłom Jagiełły kompromitujące straty. Padło sto dwadzieścia koni, wielu rycerzy było rannych i zabitych. Polacy jednak nie odpuszczali. Mieli najwidoczniej jasny rozkaz: pojmać wroga za wszelką cenę. Tak jak on wcześniej pojmał matkę i siostrę chrzestną monarchy.
Wiosną 1392 roku wydawało się już, że jest po wszystkim. Wiseł trafił do niewoli, zamknięto go w zamku w Przedeczu. Wtedy jednak do walki włączył się neutralny dotąd Siemowit IV. Książę Mazowsza niespodziewanie obległ Przedecz. I odstąpił od jego murów dopiero w reakcji na jawne pogróżki Jagiełły.
Król trzymał Wisła w potrzasku jeszcze przez kilka tygodni. W końcu jednak pozwolił go wypuścić za sowitym okupem. Zainkasował dwadzieścia cztery tysiące groszy praskich, a więc około czterdziestu kilogramów srebra[35]. Można się oczywiście dziwić, że wobec poczynionej zniewagi i w obliczu krzywdy, jaką poniosła Elżbieta, monarcha zadowolił się pieniężną rekompensatą. Tak jednak wcale nie było. Jagiełło rozumiał po prostu, że sam w świetle prawa niewiele może uczynić. W każdym razie dużo mniej niż nowy, żądny zemsty mąż Elżbiety.
RYCERZ NA CZESKIM KONIU
Kolejny zwrot akcji w życiorysie Elżbiety okazał się nie mniej zaskakujący od dotychczasowych. Jan z Jičina uwolnił dostojne więźniarki, po czym – jak należy przypuszczać – przewiózł je do jednej ze swoich siedzib, by tam ochłonęły i zebrały siły przed podróżą do Polski. Wedle życzeń króla czeski rycerz roztoczył opiekę nad paniami Pilczy. Gwarantował, że w razie powrotu Wisła lub ataku jego ludzi stanie w ich obronie.
Fizycznie nic już nie groziło wdowie i jej córce. Perspektywy wcale nie były jednak różowe. Wiseł miał podstawy twierdzić, że jest mężem Elżbiety. Związek został zawarty i skonsumowany. Fakt, że zapewne doszło do gwałtu, z formalnej perspektywy nic nie znaczył. Sama idea przemocy seksualnej w małżeństwie była zupełnie obca ludziom średniowiecza. Zgodnie z obyczajem epoki oraz stanowiskiem kanonistów i teologów każda żona miała wobec męża „dług małżeński”. Nie wolno jej było odmawiać, jeśli małżonek zażyczył sobie zbliżenia. Opór uchodził za grzech, a przełamywanie go siłą przez mężczyznę – za w pełni uprawnioną realizację sakramentalnego przywileju[36].
Król Jagiełło dokładał starań, by obezwładnić i opóźnić Wisła Czambora. To zaś dało uprowadzonym kobietom czas potrzebny, by zmontować obronę przeciw jego roszczeniom. Należało oczekiwać, że prędzej czy później oswobodzony Ślązak stanie pod murami Pilczy, domagając się wydania mu żony. A na dodatek jego żądanie wcale nie będzie pozbawione podstaw.
Consensus et consummatio, a więc zgoda obu stron i fizyczne dopełnienie związku. Te dwa warunki stanowiły o ważności małżeństwa[37]. I jeśli Elżbieta chciała na dobre wyrwać się z łap Czambora, należało dowieść, że żaden z nich nie został spełniony. Z pierwszym poszło zapewne względnie prosto. Wystarczyło odnaleźć kapłana, który przewodniczył ceremonii, zdyskredytować go, wykazać, że nie uwzględnił sprzeciwu panny młodej, albo przekonać go, by przyznał, że sakrament wcale nie został udzielony. Tutaj przydać się mogły pieniądze Jadwigi, ale przede wszystkim – lokalne wpływy Jana z Jičina.
Prawdziwe wyzwanie wiązało się z drugą przeszkodą. Elżbieta mogła pójść w ślady monarszej imienniczki swojej matki i zaprzysiąc, że nigdy nie wpuściła Czambora do łożnicy. W zaistniałych okolicznościach należało się jednak liczyć z tym, że nawet najbardziej solenna deklaracja nie trafi do przekonania panów szlachty. Odium gwałtu zawsze spadało na kobietę. Nawet samo podejrzenie, że niewiastę wykorzystano, a tym bardziej, że sama komuś się oddała, potrafiło zrujnować reputację. Świadomość, iż o wybrankę trzeba będzie toczyć kompromitujące spory z jej wcześniejszym, rzekomym bądź prawdziwym mężem, do reszty zaś studziła entuzjazm amantów.
W 1389 roku „roje gachów” wzdychały do Elżbiety i marzyły o jej ręce. Dwa lata później Toporówna, nawet z całym swym przepastnym majątkiem, nie mogła dłużej liczyć na prawdziwie zaszczytne małżeństwo. Nie mogła też czekać, aż kurz opadnie, a obrzydliwe plotki przycichną. Każdego dnia spodziewała się przecież powrotu swojego oprawcy. Nowy ślub stanowiłby najlepsze zabezpieczenie przed pretensjami Czambora. Brakowało jednak chętnych, a przy tym właściwych kawalerów. Także z tej opresji Elżbietę postanowił uratować honorowy rycerz z Jičina.
Wybawca Toporówny miał w roku 1391 już chyba ponad pięćdziesiąt lat. Elżbieta dopiero zbliżała się do dwudziestki. Jan był wdowcem, miał młodego syna i mógłby spokojnie uchodzić za ojca dorastającej dziewczyny. Zaproponował jednak, że zostanie jej mężem.
Jan Długosz, niewiele wiedzący o tym, co działo się z dala od polskich granic, przypisał czeskiemu rycerzowi pobudki równie haniebne co Wisłowi Czamborowi. Jego też ukazał właściwie w