Pożegnanie domu. Zofia Żurakowska
W pierwszą linię boczną skręcili na lewo i jechali już zupełnie wolno, noga za nogą, jak najciszej. Kiedy już podjeżdżali do dębu, od którego mieli rozpocząć poszukiwania, z daleka wyszedł z lasu na drogę jakiś człowiek i szedł ku nim.
– To jest nadleśny… – powiedział Nik, który miał wzrok znakomity.
Spojrzeli na siebie z przerażeniem. Jeśli widział legionistę to co? To co? Jeśli przyczepi się do nich i będzie oprowadzał po lesie?!
– Ani słowa do niego, ani słowa! – wyszeptał Olek.
– Naturalnie!
– I bądź wesół. Nie rób takiej głupiej miny. Dlaczegoś ty taki blady do licha! Zwariowałeś czy co? Co ty robisz?
Ale Nik już się opanował. Zeskoczył z bryczki, śmignął przez rów i pełnymi garściami począł rwać rosnące wokoło trawy i zioła. Zerwawszy ich pełną naręcz, wrzucił do bryczki i potem rwał dalej, już zupełnie spokojnie, pilnie szperając między trawą.
– Nik, co ty robisz, co ty robisz? – szepnął, nie poruszając ustami Olek.
Nadleśny już stał koło bryczki i uśmiechał się do chłopców.
– Dzień dobry Siergiej-Iwanowicz – powiedział wesoło Nik, przeskakując rów z powrotem na drogę, z garściami pełnymi ziół. Wyjechaliśmy do lasu z profesorem po rośliny do botaniki.
– Aha! – nadleśny wyciągnął do Nika przyjacielsko szeroką dłoń. – Panicze z Niżpola? Wielki to zaszczyt dla naszego lasu, goście rzadko widziani!
Nik nachylił się nad rowem, patrząc uważnie:
– Właśnie szukamy takiej rośliny, co się nazywa „cretinis forestis[12]”, a nasz profesor gdzieś nam zniknął w tych poszukiwaniach. Strasznie jest zapalony do botaniki i w ogóle wszystkiego. Wlazł kilka dni temu na drzewo, żeby złapać jakiegoś skorka, spadł i nogę sobie zwichnął. Czy wy, Siergiej Iwanyczu, nie spotkaliście go przypadkiem?
– Może i spotkał ja. Coś mi się tak mignęło w krzakach, że ja nawet i wołał, ale potem to mi się widział jakby zając.
– Bo to pewnie i był zając – powiedział Olek, spędzając batem muchy z końskich zadów.
– Ale my już pana musimy pożegnać – powiedział Nik, wyciągając do nadleśnego rękę – bo pan się spieszy do domu na kolację, a my musimy odszukać naszego profesora.
– Tak, tak, spieszno do domu – roześmiał się głupowato nadleśny. – To wy panicze nie chodzicie do „gimnazji”?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.