Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry

Dziedzictwo templariuszy - Steve  Berry


Скачать книгу
tu. Widzisz te niewielkie przestrzenie?

      Otworzył okładkę. W miejscu, gdzie łączyły się z nią kartki, widniał tylko wąski paseczek papieru.

      – Ktoś odciął to żyletką. Nieraz już widziałem coś takiego. Nic tak nie niszczy wartości książki jak brakujące kartki – dodał Malone.

      Raz jeszcze obejrzał dziennik ze wszystkich stron i uznał, że brakuje ośmiu kartek.

      – W ogóle tego nie zauważyłam – powiedziała Stephanie.

      – Wiele rzeczy uszło twojej uwagi.

      Na jej twarzy pojawił się gorączkowy rumieniec.

      – Dobrze, przyznam, że spieprzyłam sprawę.

      – Cotton – odezwał się Thorvaldsen. – Całe to przedsięwzięcie może oznaczać dużo więcej. Archiwa templariuszy mogą stanowić część poszukiwanego skarbu. Początkowo biblioteka zakonu znajdowała się w Jerozolimie, potem została przeniesiona do Akki, a w końcu przewieziono ją na Cypr. Zdaniem historyków po tysiąc trzysta dwunastym roku dokumenty templariuszy przeszły w ręce zakonu joannitów. Brakuje jednak dowodów, które by to potwierdzały. Od tysiąc trzysta siódmego do tysiąc trzysta czternastego roku Filip IV poszukiwał tych archiwów, lecz niczego nie znalazł. Wielu twierdzi, że stanowiły one największy średniowieczny księgozbiór świata. Wyobraźcie sobie, co oznaczałoby odnalezienie tych ksiąg.

      – Byłoby to największe tego rodzaju odkrycie w historii!

      – Manuskrypty, których nie widział nikt od czternastego stulecia, wiele z pewnością zupełnie nam nieznanych. Perspektywa odkrycia takich zbiorów, chociaż mało prawdopodobna, jest jednak warta podjęcia poszukiwań.

      Malone zgodził się z tym stwierdzeniem.

      Thorvaldsen zwrócił się do Stephanie:

      – Może zawarlibyśmy rozejm. Przez wzgląd na Larsa. Jestem pewien, że pani agencja współpracuje z wieloma „podejrzanymi osobami” dla osiągnięcia obopólnych korzyści. Dojdziemy do porozumienia?

      – Chciałabym zobaczyć listy napisane przez pana i Larsa.

      Starszy pan skinął głową na znak zgody.

      – Może je pani otrzymać.

      Spojrzenia Stephanie i Malone’a spotkały się.

      – Masz rację, Cotton, będzie mi potrzebna pomoc. Przykro mi z powodu mojego wcześniejszego niezbyt miłego zachowania. Sądziłam jednak, że muszę to zrobić sama. Ale teraz wszyscy jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe. Pojedźmy zatem do Francji i przekonajmy się, co znajdziemy w domu Larsa. Nie byłam tam od dawna. Jest też kilku ludzi w Rennes-le-Château, z którymi możemy porozmawiać. Ludzi, którzy pracowali razem z Larsem. Potem postanowimy, co dalej.

      – Ci faceci, którzy cię śledzą, mogą również zjawić się i tam – zasugerował Malone.

      Uśmiechnęła się.

      – No to mam szczęście, że jesteś przy mnie.

      – Ja również chciałbym pojechać – odezwał się Thorvaldsen.

      Malone był tym zaskoczony. Henrik rzadko kiedy opuszczał Danię.

      – Czemuż to mamy zawdzięczać zaszczyt twojego towarzystwa?

      – Wiem co nieco na temat tego, czego poszukiwał Lars. Wiedza ta może okazać się przydatna.

      Malone wzruszył ramionami.

      – Nie widzę przeciwwskazań.

      – W porządku, Henrik – zgodziła się Stephanie. – W ten sposób zyskamy czas, by się lepiej poznać. Najwidoczniej, jak to ująłeś, muszę poznać prawdę o paru rzeczach.

      – Podobnie jak my wszyscy, Stephanie. Jak my wszyscy.

krzyz.png

      De Roquefort starał się pohamować ogarniającą go euforię. Jego podejrzenia się potwierdziły. Stephanie Nelle ruszyła na szlak, który przetarł jej mąż. W jej rękach znajdował się teraz dziennik Larsa, a także egzemplarz Pierres gravées du Langvedoc. Być może jedyny egzemplarz, jaki się zachował. De Roquefort miał też rację co do Larsa Nelle. Był naprawdę dobry. Zbyt dobry. Wdowa po nim podjęła pozostawione przez niego ślady. Francuz popełnił błąd, obdarzając zaufaniem Petera Hansena. Lecz wcześniej takie podejście wydawało się właściwe. Zresztą nie popełni ponownie podobnego błędu. Stawka była zbyt wysoka, by w jakimkolwiek aspekcie zaufać komukolwiek obcemu.

      Dalej słuchał, kiedy uzgadniali, co będą robić w Rennes-le-Château. Malone i Stephanie wybierali się tam jutro. Thorvaldsen miał dołączyć do nich za kilka dni. Kiedy de Roquefort usłyszał dostatecznie dużo, odczepił przyssawkę od okna i wraz z dwoma akolitami oddalił się w kierunku bezpiecznej kępy drzew.

      Tej nocy nie będzie więcej zabójstw.

      W dzienniku brakuje kilku kartek.

      Informacje z brakujących stron notesu Larsa Nelle mogły być rozstrzygające. Ten, kto wysłał wdowie dziennik, okazał się przebiegły. Spodziewany podział łupów wykluczał pochopne działania. Niewątpliwie zagadka zawierała więcej elementów, niż de Roquefort do tej pory sądził – on zaś pospiesznie zabrał się za nadrabianie zaległości.

      Ale to bez znaczenia. Kiedy już wszyscy gracze znajdą się we Francji, będzie mógł się nimi zająć.

      CZĘŚĆ

      DRUGA

      PIĘTNAŚCIE

      OPACTWO DES FONTAINES

      8.00

      Seneszal stał przed ołtarzem i patrzył na dębową trumnę. Bracia zakonni wchodzili do kaplicy, szli w uroczystym porządku, monotonnie śpiewając zgodnymi, donośnymi głosami. Melodia była pradawna; śpiewano ją na pogrzebie każdego wielkiego mistrza, od samych Początków. Łacińskie słowa mówiły o stracie, cierpieniu, żalu i bólu. Dyskusje rozgorzeją później, kiedy zbierze się konklawe, które zdecyduje o wyborze następcy. Reguła była w tym względzie jednoznaczna. Wielkiego mistrza trzeba wybrać przed drugim zachodem słońca, on zaś jako seneszal musiał dopilnować przestrzegania jej postanowień.

      Patrzył, jak orszak wchodzi do kaplicy i ustawia się przed lśniącymi dębowymi ławkami. Rycerze mieli na sobie proste rdzawe habity, głowy skrywali w kapturach, jedynie dłonie złożone do modlitwy wystawione były na widok.

      Kościół zbudowano na planie krzyża łacińskiego, z jedną nawą główną i dwiema bocznymi. W skromnym wystroju wnętrza nic nie odciągało myśli od zgłębiania niebiańskich tajemnic, niemniej jednak budowla miała charakter majestatyczny, a z kolumn i kapiteli emanowała niezwykła energia. Po raz pierwszy bracia zebrali się tu po Czystce w 1307 roku – ci, którym udało się umknąć z sieci zarzuconej przez Filipa IV i którzy zdołali zbiec na wieś, a potem potajemnie przedostać się na południe Francji. W końcu zgromadzili się tutaj, bezpieczni za murami górskiej fortecy, w szeregach religijnego bractwa, sporządzając plany, ślubując przestrzegać zobowiązań i zawsze pamiętając.

      Seneszal zamknął oczy i pozwolił, by jego duszę wypełniła muzyka. Nie towarzyszyły jej żadne instrumenty, nawet organy – nic. Same ludzkie głosy, nabrzmiewające i ożywcze. Czerpał z nich siłę i gotował się na to, co czekało go w najbliższych godzinach.

      Śpiew ustał. Seneszal odczekał chwilę w ciszy, potem podszedł do trumny.

      – Nasz najwyższy i pobożny mistrz opuścił ziemski padół. Władał naszym zakonem mądrze i sprawiedliwie, przez dwadzieścia osiem lat wypełniając


Скачать книгу