Mama sobie życzy. Ignacy Maciejowski

Mama sobie życzy - Ignacy Maciejowski


Скачать книгу
ejowski

      Mama sobie życzy

Ignacy MaciejowskiMama sobie życzy

      Wydane w formacie ePUB przez

      Imprint Sp. z o.o. – 2010 rok.

      Jadwidze Moszczeńskiej

      Droga Jadziu!

      Uczucie, jako ziarno rzucone w ziemię, wzrasta cicho. Nie domyślamy się, gdy wschodzi, nie czujemy, jak się krzewi – i wtedy jedynie prawdziwie kochamy.

       Sewer.

      Londyn dnia 15. października 1875.

      CZĘŚĆ I

      Jedna biała zarumieniona róża w popielatych włosach, jeden cień smutku na bladem czole, promienie nieprzygaszonego ognia w czarnych źrenicach, nozdrza lekko rozwarte dla przytułku energii, i zapomniany uśmiech na bladych ustach, wązkich, dziwnie wykrojonych, które w przelocie układając się do pocałunku, zastygły w formie pogardy. Zdaje się, że pragną całować, a tymczasem gardzą, uśmiechając się.

      Widzieliście takie usta na marmurowej twarzy, długą szyję i ukute ramiona, smukłą kibić, okrytą białym jedwabiem, brylantową spięte klamrą, białe gazy, przetykane srebrem, jak przytulone westchnienia, lub niezapomniane myśli?

      Światło wydobywa gorejące blaski tęczowe z rozrzuconych kamieni i pałających oczu. Kamienie i oczy, białe ciało, jedwab i koronki – czarne fraki, kwiaty i fontanny – w przestrzeni muzyka walca z Fausta kołysze gorące powietrze, rozmarza kołyszące się myśli. Ręka obejmuje wiotką kibić, mimowoli posuwamy się za dźwiękiem muzyki, w pewien nieokreślony takt układają się nasze marzenia, serce mocniej bije, a białe łona wznoszą się falą.

      W rogu drugiego salonu, oddzielonego portykiem z filarów, obok palm, cyprysów i kamelij, skrywających grotę, po której krople wody spływały cichemi łzami, stał młody człowiek, oparty o marmurową framugę. Patrzał goniąc myśli własne, które się snuły po białych piaskach, zaglądały do ciemnych lasów, rozbijały o czarne Tatr skały. Muzyka drażni fantazję, ta tworzy coraz nowe obrazy.

      Zarumieniona biała róża majestatycznie wśród tłumu zbliża się do portyku z filarów, przesunęła wzrok przez grotę, obojętną kamelję, smutny cyprys, zatrzymując go na smutniejszej twarzy obcego. Spojrzenie przeciągnęło się dość długo, przez usta przebiegł uśmiech, który je więcej jeszcze w przedłużeniu wygiął smutkiem, wzrok zwolna zwrócił się do groty, po czole przemknęła chmurka, w oczach coś zamajaczało i znów ich promienie zamigotały na bladej twarzy zamyślonego, zajrzały w zapatrzone jego oczy.

      Walc, nieustający walc głowę zawraca, serce kołysze – dżentelmen się zbliża, zarumieniona róża opiera odkrytą rękę o ramię czarnego fraka – utonęli w wirze.

      Młody człowiek nic nie widział, a jednak uczuł lekkie wzruszenie. Promienie oczu patrzącej przecięły jego łuk spojrzenia, złamały myśli. Ocucił się, spojrzał w około siebie i powoli przeszedł do portyku.

      Walc, nieustający walc rozmarza, kołysze, upaja.

      Zarumieniona róża powraca i marmur lic zarumieniony, piersi rozkołysane przyspieszonym oddechem. Spojrzała. Miody człowiek już patrzał.

      – Któż on jest? – pomyślała, i dziwny uśmiech przemknął błyskawicą.

      – Czyż to ona? – pytał siebie i uśmiechem zwątpienia usta mu zadrgały.

      Stanęli obok siebie, spojrzenia skrzyżowały się raz jeszcze. Ktoś trzeci się zbliża, rozmowa łączy nieznajomych i w rezultacie razem ich splata w walcu z Fausta. Muzyka pośrednikiem, ona często dostraja w jeden ton myśli nasze. Muzyka walca zawraca głowę i serce kołysze. Ucichło, i jak pod zaklęciem rozwiały się mary.

      Któż smutek swój roznosi wśród wrzawy i wesołości?

      – A któż w uśmiechu przynosi niechęć?

      – Można przyjść, patrzeć i uśmiechać się.

      – Można przyjść, szukać i smutnym być, gdy się nie znajdzie.

      – Pan szukasz tu?

      – Pani się tak dziwnie uśmiechasz, gdy tu jest tylko miejsce na uśmiech wesołości lub przebaczenia.

      – Przebaczenia – usta się zacisnęły, w oczach zaświecił ogień – przebaczać, gdy się jest młodą.

      – Przebaczać jednostkom, a mścić się na masie.

      – Gardzić masą, a mścić się na jednostkach.

      – Przeciwnie.

      – O czem my mówimy?

      – O uśmiechu, zemście, przebaczeniu i ludzkości.

      – Jak zawsze o wszystkiem… Czy pan byłeś na ostatniem przedstawieniu Patti?

      – Nie, pani.

      – Ach, jak jest gorąco!

      – Istotnie.

      – Wybornie się bawią… świetne toalety.

      – Uśmiechnijmy się pani razem.

      – Dlaczego?

      – Bo ja nie znalazłem, a pani nie masz się mścić na kim; uśmiechaj się jak zwykle i zawsze.

      – Kogo on szuka i dlaczego dotąd nikogo nie znalazł? – myślała biała róża.

      – Na kim chce się mścić ta blada i dumna?

      – Może nie umie szukać.

      – Może to tylko zemsta rozpieszczonego dziecka.

      – Czyż tylko nie umie szukać?… przecież można znaleść.

      – Pewno to kaprys na długość jednego wieczoru… a jednak zemsta tyle co wytrwałość, odwaga, moc charakteru.

      – Szukać… zagadkowe słowo; szukać, to tyle co pragnąć, cierpieć z pragnienia, szukać, to znaczy być samotnym.

      Tłum rozdzielił ich jak fale morskie, i znów siłą naturalnej atrakcji zbliża u portyku z marmuru. W około rozmowa krótka, urywana, pospolita, czasami haftowana tęczowemi nićmi dowcipu i perłami; perły zostają za koralami ust. Szelest materji, szept słów i wyrazów, kwiaty, róże i uśmiechy, piękniejsze nad kwiaty.

      – Pan tańczysz kadryla?

      – Nikogo nie znalazłem.

      – A ja nie chciałam znaleść.

      – Tańczmy zatem razem; ja na chwilę przestanę szukać, a pani przez chwilę mścić się i dokuczać możesz.

      – Czy pan to uważasz za miłą rozrywkę?

      – Za bardzo przyjemną, podobną do zabawy młodych dziewczynek, które powolutku, delikatnie a długo wyciągają piórka złapanemu ptaszkowi, oskubują go i puszczają na wolność, gdy już latać nie może.

      – Zawsze to mniej, jak szpilką chrząszcza przekłuwać.

      – My jesteśmy okrutni z dzikości lub potrzeby.

      – A my z nudów lub dla przyjemności?

      – W każdym razie dla rozrywki.

      Kadryl, potpourri z wszystkich oper, pary szeregują się, przesuwają, cicho goniąc za taktem muzyki, łączą się razem, rozchodzą i znów wracają. Wieńce z kwiatów na ciemnem lub jasnem tle fantastycznie ułożonych włosów, a między nimi biała, zarumieniona róża królową.

      – Pan uśmiechasz się z radości?

      – Czy dla pani muzyka nie jest także przypomnieniem?

      – Zatem masz pan wspomnienia?

      – Z Włoch i muzyki włoskiej.

      – Przyjemne? – Nawet drogie, pani.

      – Więc czegoż pan szukasz?

      – To tylko wspomnienia poszukiwań.

      – Które zawiodły… nie lubię zawodów.

      – Nie mniej mogą być drogie. Czyż poszukiwanie dzisiejszego wieczora nie będzie także zawodem, a jednak wspomnienia nie będą nieprzyjemne.

      – W


Скачать книгу