Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax
kolacji. Propozycje spacerów w Łazienkach oraz wyjść do teatru czy kina odrzucały od razu, przyjmując jedynie te, które wiązały się z wizytą w restauracji. Niekiedy, gdy po kilku dniach przymusowej diety kelner przynosił posiłek, musiały mocno się hamować, by zachowywać się jak prawdziwe damy i spożywać dostojnie potrawy, zamiast napychać się nimi bez opamiętania. Jednak i tak pochłaniały niemal wszystko z talerza, budząc zdziwienie swoich partnerów, którzy nie mieli pojęcia, że dziewczyny od kilku dni niewiele miały w ustach.
Niebawem miały odbyć się próby do nowego wodewilu, który powinien ściągnąć do niewielkiego teatru na Nowym Świecie tłumy warszawiaków. Dyrektor Wojnicz odgrażał się, że zrobi z Czarodziejskiego Fletu kabaret na miarę Qui pro Quo. Prowadził rozmowy z Tuwimem i Hemarem i nawet udało mu się wyrwać kilka tekstów do piosenek Hanki Lewinówny. Ściągnął na gościnne występy znanego komika, Myszora, i pracował nad choreografią dla grupy tanecznej. Dziewczyny też miały nadzieję na sukces spektaklu, żeby nie musiały chałturzyć w lokalach czy wyjeżdżać z występami na prowincję. Wojnicz liczył, że po tym przedstawieniu gwiazda Lewinówny rozbłyśnie pełnym blaskiem, a on sam się nieco odkuje na swojej największej artystce. Liczył się z jej utratą, ale na szczęście, gdy była bez grosza, podpisał z nią kontrakt, który wiązał się z dużymi pieniędzmi, gdyby chciała go opuścić. Hanka nie była głupia, wiedziała, że godzi się na bycie bez mała niewolnicą Wojnicza i jego teatrzyku, ale to dzięki niemu wyrwała się spod kurateli Baryczego, który mniej przypominał impresaria, a bardziej sutenera.
Alicja spoglądała powłóczystym spojrzeniem na Juliana, jak kobieta, dla której łamanie męskich serc było codziennością.
– Prawdziwy łabędź się zrobił z panny Alicji. – Młody Chełmicki uśmiechnął się i skinął na kelnera.
– Sugeruje pan Julian, że byłam szpetna niczym brzydkie kaczątko. – Zrobiła naburmuszoną minę, chcąc upodobnić się do Adrianny Daleszyńskiej.
– Powiedzmy, że była panna Alicja nieopierzonym kurczaczkiem. – Roześmiał się, chcąc rozluźnić atmosferę spotkania.
Mimowolnie również się rozpromieniła, chociaż jej serce łomotało jak szalone. I co z tego, że minęło kilka lat, jeśli nadal była nieprzytomnie zakochana i żaden warszawski przystojniak nie był w stanie zdobyć jej serca. Teraz jednak, w przeciwieństwie do sytuacji sprzed pięciu lat, nie była onieśmielona ani nie czuła się kimś gorszym. Ona, co prawda, nadal klepała biedę, a jego ojciec wciąż się bogacił, ale w tej luksusowej restauracji, ubrana nie gorzej niż inne obecne na sali damy, nie miała poczucia, że pochodzą z dwóch różnych światów, między którymi nie ma przejścia. Europa się zmieniała, Polska stawała się mniej zaściankowa i to, co było niemożliwe jeszcze całkiem niedawno, stawało się możliwe. Hrabiowie żenili się z aktorkami, pisarze obcowali z politykami, a biedni, ale ambitni i zdolni ludzie zostawali lekarzami i prawnikami. Reforma szkolnictwa niosła kaganek oświaty pod strzechy, a na ulicach coraz częściej samochody zastępowały dorożki.
– Pan Antoni wciąż unika automobili? – zapytała.
– Tak i chyba nigdy mu nie przejdzie. Zwłaszcza teraz, gdy podupadł na zdrowiu i każde zdenerwowanie przypłaca piekącym bólem w mostku – odpowiedział Julian i zapytał: – A panna Alicja ma narzeczonego?
– A chciałby pan Julian mi się oświadczyć? – odpowiedziała pytaniem, niby z lekkością motyla, ale jednak ścisnęło ją w dołku, gdy oczekiwała, jak zareaguje.
– Panny Alicji to się wciąż żarty trzymają. – Nie mając pojęcia, że właśnie odziera ze złudzeń swoją wielbicielkę, dodał, dobijając Alicję jeszcze bardziej: – Jeszcze ze dwa lata i oświadczę się pannie Adriannie.
– Młodzieńcza miłość, widzę, panu nie minęła? – nieco kąśliwie zapytała Alicja, prawie mdlejąc z żalu.
– Nie miała jak minąć. – Roześmiał się – Rzadko się widujemy, ja wciąż przebywam wśród mężczyzn, więc i pokus brak.
– Ale dzisiaj spotkał się pan ze mną. – W głosie Alicji zabrzmiał wyrzut.
– Do Adrianny daleko, a pani jest miła i piękna. Nawet najbardziej kulturalny człowiek chamieje wśród żołdaków, a spotkanie z kobietą zawsze łagodzi obyczaje i szlifuje dobre maniery – odpowiedział, wciąż nie przestając się uśmiechać.
– Jestem tancerką wodewilową, daleko mi do dystyngowanych dam z porządnych domów – mruknęła.
– Panna Alicja jest stuprocentową damą – zaprzeczył gorliwie. – Znam ja takie tancereczki, że lepiej, żeby tylko tańczyły i broń Boże buzi nie otwierały.
– A mówił pan, że od kobiet stroni – powiedziała Alicja z przekorą.
– Takie spotkania to doprawdy rzadkie przypadki. Ale nie ukrywam, że czasami koledzy wyciągają mnie do kabaretu albo na dansing. Tak jak ostatnio, gdy oniemiałem, ujrzawszy pannę Alicję na scenie. Że Hanka Lewin pojechała robić karierę do stolicy, to wiedziałem od Heleny Ducret, ale że panna Alicja też, to nie…
– Ta cała Helena Ducret to prawdziwe ziółko. Ten jej znajomy, ten niby impresario, Baryczy, to chciał przehandlować Hankę, niczym worek z pszenicą. Ciągał ją po lokalach, poznawał z jakimiś brzuchatymi przemysłowcami i brakowało jedynie, żeby wskakiwał na podest i krzyczał: „Kto da więcej? Pięć tysięcy po raz pierwszy, po raz drugi”.
– Panna Alicja to doprawdy nawet smutną rzecz potrafi dowcipnie opowiedzieć. Nie znam Baryczego, ale wierzę na słowo, że to kawał szubrawca. Zresztą i za Heleną Ducret nie przepadałem specjalnie. Wciąż przechwalała się liczbą kochanków, jakby to co najmniej był powód do dumy.
– Dla niej widocznie był. Uwiodła nawet młodego Lewina.
– Co panna Alicja mówi? Doprawdy? I poleciał na to stare, przechodzone próchno? O, przepraszam, chyba nie powinienem tak mówić o damie warszawskich salonów… Ale nie rozmawiajmy już o tej strasznej kobiecie. Gdybym wiedział, że pani mieszka w Warszawie, odwiedziłbym panią wcześniej. Jednak mój ostatni dłuższy pobyt wykluczał zaglądanie do miejsc rozrywkowych. Pełniłem w katedrze Świętego Jana wartę honorową przy trumnie Piłsudskiego – powiedział ze smutkiem.
– Pamiętam, że gdy umarł marszałek, przerwaliśmy spektakl. Wojnicz wszedł na scenę i kazał naszemu pianiście przestać grać. Hanka zamilkła w połowie zwrotki. Wtedy Wojnicz ogłosił wszystkim, że marszałek nie żyje. Widzowie normalnie zaczęli szlochać, wszyscy byli poruszeni. Pamiętam też pogrzeb. Nie graliśmy wtedy z powodu żałoby i wszyscy wylegli na ulice. Chyba cała Warszawa i pół Polski żegnało marszałka. Ludzie lamentowali, z każdego okna zwisały flagi z kirem. Poczułam się wtedy tak, jakby coś się skończyło. Jakaś epoka.
– Bo się skończyło. Przestaliśmy spać spokojnie. To Piłsudski podarował nam ojczyznę, wolność i niepodległość. A teraz nikt nie wie, jak długo to potrwa. Hitler i Stalin zbroją się na potęgę, znowu przebąkuje się o nowej wojnie. A przed marszałkiem nawet Hitler czuł respekt.
– Nie mówmy już o polityce i wojnie. Nie znam się na tym i nie chcę się poznać – wzdrygnęła się Alicja.
– Ale o tej starej marmuzeli i Lewinie chyba też nie będziemy rozmawiać? – Uśmiechnął się, po czym spoważniał. – Ludzie gadali, że Emil Lewin to mój brat przyrodni, ale nie wiem, ile w tym prawdy. Kiedyś chciałem z nim porozmawiać, no, wie panna Alicja, sprawdzić, czy do ojca podobny, ale zbył mnie i patrzył tak na mnie… dziwnie… jakby mnie nienawidził.
– Co się pan Julian