Powiem ci coś. Piotr Adamczyk
że zostanę pisarzem, ale nie miałem własnego stylu. Właściwie brakowało mi talentu. Wylądowałem więc w dziale gazety z nekrologami, na Syberii dziennikarstwa.
– Opowiedz o tym, chcę wyobrazić sobie ciebie na Syberii.
– Naprawdę? Mówimy na to strona «nekro». Jest nas trzech, ja, Graham i Harry. Kiedy umiera ktoś ważny, otwieramy zamrażarkę. Jest to plik komputerowy z nekrologami i życiorysami słynnych osób.
– Piszecie nekrologi żywych ludzi?
– Niektórych. Harry, wydawca, decyduje, kiedy pójdzie pierwszy. Sprawdzamy fakty. O osiemnastej stajemy wokół ekranu i oglądamy stronę nowego wydania. Dokonujemy ostatnich poprawek, dodajemy eufemizmy dla zabawy.
– Na przykład?
– Był towarzyski, znaczy, że był alkoholikiem. Cenił prywatność – był gejem. Cieszył się swoją prywatnością – był zaciętym pedałem.
– Jakim eufemizmem byś mnie opisał?
– Była rozbrajająca.
– To nie jest eufemizm.
– Właśnie, że jest”.
Uroczyste nekrologi są drogą usługą, więc nie przerywamy ich reklamami. Zwłaszcza że nie jesteśmy telewizją publiczną. To byłoby niestosowne – przy pogrzebach, w chwilach ostatecznych reklamować piwo lub tabletki na wzwód – nie znam przypadku, żeby jakiś nieboszczyk po nich się podniósł.
Nie wiedziałem, że Tulinka jest w łazience, więc otworzyłem drzwi. Stała tyłem, w samych majteczkach pochylona nad wanną nakładała odżywkę na włosy. Udawała, że mnie nie widzi, chociaż zauważyłem drobny ruch jej bioder spłoszonych moją obecnością. Stałem tak przez kilka sekund i oboje udawaliśmy, że nas tam nie ma.
Zauważyłem, że nie goli pach, ale włoski ma tak delikatne, że chyba żadnemu mężczyźnie nie mogłoby to przeszkadzać.
Powinienem jutro oddać nowy odcinek powieści, ale do końca dnia nie mogłem napisać ani jednego zdania.
Nagie kobiety mają asa w rękawie. Oksymoron czy sofizmat?
Biłem się z myślami, w końcu dałem za wygraną. Nie robię dziś nic. Mam lekkie wyrzuty sumienia.
Nadal nie robię nic i mam wyrzuty sumienia. Ale powoli się z nimi oswajam.
Dzisiejsze lenistwo to tylko punkt wyjścia do jutrzejszej pracowitości.
Nigdy nie odkładaj do jutra tego, co możesz odłożyć na pojutrze.
Wyrzuty sumienia się oswoiły, merdam je za uchem.
Mam bardzo dużo zdolności, ale pochowały się ze strachu, że je wykorzystam.
W życiu nie widziałem tak czarującego uśmiechu, niemal nie schodzi jej z ust, tak jakby stanowił trwały element jej wyrazu twarzy, to jest taki sympatyczny uśmiech z lekkim podniesieniem kącików ust, czasami jednak jej twarz jaśnieje w sposób prawdziwie szczodry, pokazując rządek idealnie białych i równych zębów, wtenczas zaczynają się śmiać do mnie także jej oczy, błyszczą, iskrzą się w nich małe ogniki, bywa, że odchyla głowę do tyłu, wtedy uśmiecha się także jej delikatny nosek, a skóra na małym dekolcie napina się lekko i wydaje się, że rozpromieniają się do mnie również jej drobne obojczyki.
Byliśmy w Luwrze.
Ale to od Ciebie
nie mogłem oderwać wzroku.
Zauważyłem, że maluje głównie akty.
– Skąd u ciebie taka fascynacja nagim ciałem? – pytam.
– Po prostu lubię nagość. Chyba przez matkę.
I opowiada. Jej matka jest charakteryzatorką. Zafascynowana kinem, z przejęciem po wielokroć opowiadała o współpracy z Waldemarem Pokromskim, najlepszym polskim charakteryzatorem, znanym w świecie filmowców bardzo dobrze, głównie z Listy Schindlera, Pachnidła i Pianisty. Była z nim w trakcie ekranizacji thrillera Patricka Süskinda, wspaniałej powieści przetłumaczonej na ponad czterdzieści języków; film kosztował pięćdziesiąt milionów euro i należy do najdroższych w kinie europejskim. Grali w nim Dustin Hoffman oraz Alan Rickman, którego poznała podczas kręcenia sceny orgii prawdziwie diabelskiej i bodaj największej na świecie. Brało w niej udział kilkaset osób, a tym z pierwszego planu najpierw trzeba było dorobić próchnicę, bo mieli zbyt porządne zęby jak na ubogich mieszczan z osiemnastego wieku, mama Tulinki więc im ją dorabiała. Potem pojawiły się problemy z tatuażami, bo znaczna część statystów miała bardzo nowoczesne, także kolorowe, w różnych miejscach ciała – kobiety na przykład kolibry, motyle i kotki na pośladkach, a mężczyźni trupie czaszki, węże oraz błyskawice. Trzeba było je zamalować. Jednak w trakcie prób okazało się, że podczas miłosnych uniesień silikonowe farby się ścierają, więc z kilkoma innymi charakteryzatorami mama Tulinki przebrała się w kostiumy z epoki i weszła w tę ludzką nagą ciżbę, by w krótkich przerwach do dubli na bieżąco zamalowywać wyłaniające się tatuaże. Jeszcze ciekawiej było z owłosieniem łonowym i tym pod pachami, bo dziś, wiadomo, wszyscy wydepilowani, nierzadko także mężczyźni, więc tym rozkraczonym trzeba było domalować odpowiedni zarost, a i tak – mimo pracy pięćdziesięciu charakteryzatorów, pracujących od trzeciej nad ranem – paru nagusów zostało niedopilnowanych i współczesnego irokeza nad cipką można zobaczyć parę razy na filmie, jeśli się prześledzi arcydzieło klatka po klatce.
Dziś dwanaście tysięcy czterysta pięćdziesiąty dzień sporu o uchodźców. Uciekają z Bliskiego Wschodu i Afryki, ale nie tylko. Unia Europejska chce ich przygarnąć, Polska stanowczo odmawia, bo to są muzułmanie, a my – katolicy. Nie bardzo jednak wiadomo, co począć z kwestią miłosierdzia, bo Pan Jezus do niego namawiał, nie przewidując jednak okoliczności bieżącej polityki. Kościół czeka na objawienie, a tu w obszarze cudów jest flauta i nic się nie objawia.
Tymczasem dwie śliczne w poczekalni gabinetu stomatologii estetycznej.
– Zerwał z tobą, naprawdę?
– Powiedział, że jestem niegospodarna.
– Ty? Niegospodarna? Ocipiał czy co? Chyba nie po to byłaś dwa razy miss nastolatek, żeby być gospodarną?
– No.
– Ale o co mu konkretnie poszło?
– Przyszły do mnie dziewczyny i wrzuciłam do ekspresu całe opakowanie kawy, ale malutkie, takie na dziesięć deko, i całe przez wieczór poszło.
– Jaja se robisz. O dziesięć deko kawy się obraził?
– Bo to była specjalna kawa, kopi luwak się nazywa. Pięćset złotych dał za te dziesięć deko.
– Obłęd jakiś. Taka dobra?
– Jak dodasz śmietanki, to dobra. Ale powstaje z ziaren, które zjada jakieś takie zwierzę w Azji, podobne do lisa, potem jednak nie może ich strawić, wydala je i oni je wtedy zbierają, takie lekko sfermentowane, i sprzedają jako najlepszą kawę na świecie.
– Wkręcasz mnie.
– Przysięgam, jak mnie opierdolił, to sprawdziłam w internecie.
– Chcesz powiedzieć, że piłaś kawę wyjętą z kupy jakiegoś lisa?
– No tak się ją produkuje.
– To się nie dziwię, że cię rzucił. W życiu bym nie pocałowała nikogo, kto miał w ustach wysraną kawę.
– Aleś ty głupia,