Powiem ci coś. Piotr Adamczyk

Powiem ci coś - Piotr Adamczyk


Скачать книгу
tak:

      – Słuchaj, ależ ta twoja dziewczyna ma przecież osiemnaście lat, a ty czterdzieści!

      – I co z tego?

      – No a co zrobisz za dziesięć lat, jak ona będzie miała dwadzieścia osiem, a ty pięćdziesiąt?

      – Rzucę staruchę.

97.36

      Jeszcze raz à propos. Taki cytat mi się przypomniał:

      „Kobieta nie musi być inteligentna. W porównaniu z wykształconymi intelektualistkami moja matka była na pewno prostą kobietą, która żyje dla swojego męża i dzieci, w towarzystwie naszych wykształconych pań czułaby się chyba nieswojo – ale dała narodowi niemieckiemu wielkiego syna!”

      To Adolf Hitler.

      Oraz taki:

      „Kobieta przesiąka poglądami człowieka, z którym sypia. Ostatecznie (Natura czy Bóg – nie będziemy się spierać) nie po to tak skonstruowano mężczyzn, by setki tysięcy plemników się marnowały; wnikają one w ciało kobiety i przerabiają ją na obraz i podobieństwo mężczyzny, do którego ona należy”.

      To dla odmiany Janusz Korwin-Mikke, polski europoseł, były kandydat na prezydenta Rzeczypospolitej. Taka sama żenada.

97.36Niespodziewany atak

      Policjant splótł dłoń na rękojeści pałki teleskopowej. Maks cofnął się o krok. Zerknął w kierunku zaplecza, jakby zamierzał uciec. Tymon skoczył za kontuar.

      – Ja jestem tu barmanem, a to mój znajomy z Polski – powiedział, wskazując na Maksa. – Dopiero się przyucza.

      Podszedł do nalewaka, nacisnął dźwignię. Na widok pienistego płynu policjant się rozpogodził.

      – Na koszt firmy – oznajmił Tymon, stawiając przed nim kufel pełen piwa.

      – Z Warszawy? Czy może z Krakowa? – zapytał funkcjonariusz, jakby się chciał pochwalić wszechstronną wiedzą z geografii.

      – Z Łodzi, from the Boat – przetłumaczył nazwę miasta.

      – A, wiem, to nad morzem.

      – W pewnym sensie.

      Barman wolał nie wchodzić w szczegóły, zaś policjant nie dopytywał, w jakim sensie Łódź leży nad morzem. Spokojnie pił piwo, a jego towarzysz podszedł do Irlandczyka leżącego na podłodze. Ten akurat dochodził do siebie. Otrzepał się i zaczął tłumaczyć, że nic takiego się nie stało – takie tam drobne nieporozumienie między znajomymi. Jak to przy piątym piwie.

      Po kilku minutach policjanci wyszli. Obaj Polacy odetchnęli z ulgą.

      – Jestem twoim dłużnikiem – podziękował Maks.

      – To pomóż mi posprzątać – zaproponował barman. – Zaraz zamykamy, możesz mi potem postawić coś mocniejszego.

      Kwadrans później pub opustoszał. Maks uwijał się między stolikami, zbierając opróżnione kufle. Tymon zamknął drzwi od wewnątrz i opuścił rolety. W półmroku, który wtedy zapadł, nie zauważył, że zza uchylonych drzwi toalety wysuwa się jakaś postać. Powoli, krok za krokiem, bezszelestnie przesuwała się wzdłuż ściany.

      Maks odnosił na zaplecze ostatnią tacę z kuflami, gdy nagle silny cios zwalił go z nóg.

      Leżał na plecach i gdyby nie potworny ból głowy, wydawałoby mu się, że to sen. Wszystko dookoła wirowało, butelki, szklanki i kinkiety, kręciło się w tańcu, do którego zapewne był zaproszony. Chwilowo nie mógł jednak wstać, bo ciężka zmora z tego snu siedziała mu na klatce piersiowej, a jej lepkie palce dusiły go, mocno ściskając gardło.

      Hałas zaalarmował Tymona. Przybiegł z wnętrza pubu i z przerażeniem znów zobaczył tego chudego Irlandczyka. Siedział na Maksie i z całej siły go dusił. Maks miał usta szeroko otwarte i wyglądał jak ryba łapiąca ostatnie hausty powietrza, którym bardziej się już dusi, niż oddycha.

      Nie było czasu na myślenie. Tymon złapał ciężki stołek barowy i z całej siły uderzył nim napastnika. Cios odrzucił go na dwa metry.

      Barman wypuścił stołek z rąk i ze zgrozą spojrzał na dwa ciała leżące bez ruchu na podłodze.

97.37

      Byłem w redakcji Funeral TV. Omówili program: bezbolesna śmierć, eutanazja, pogrzeby. Eleganckie nekrologi. Przedstawili zarys biznesplanu. Imponujący spis zainteresowanych reklamodawców. Od firm odzieżowych (bo w odróżnieniu od żywych każdy nieboszczyk musi być porządnie ubrany) poprzez kwiaciarnie aż do zakładów pogrzebowych, które – jak się okazuje – w gronie firm średnich należą do najbogatszych w każdym mieście i nigdy nie bankrutują. Są jedynymi przedsiębiorstwami, które zawsze mają w bankach otwarte linie kredytowe, bo nigdy nie zabraknie im klientów. W kwestii organizowania domowych uroczystości sprawa jest oczywista: z wesela można zrezygnować, ale nie z pogrzebu. Śmierć trafia się częściej, niż nam się wydaje.

      Założenie jest takie, że za rok będziemy mieli większą oglądalność niż wszystkie kanały o weselach i sukniach ślubnych razem wzięte. Na początek mam prowadzić cykl programów o mowach pożegnalnych. Tych, które wygłasza się uroczyście w domach, kościołach i na pogrzebach. Naczelny zaznaczył, że podobało się, jak na deskach Teatru Starego deklamowałem monolog Hamleta. Fakt, w scenie I aktu V byłem tam z czaszką Yoricka w dłoni, wzorując się na gestach, które wypracował Laurence Olivier, ale nie sądziłem, że może to być odebrane jako mowa pogrzebowa.

      Życie – tylko dwie sylaby. Brzmi tak krótko. Ale lepiej niż dwa razy dłuższa wegetacja.

97.38

      W przymierzalni. Jakaś ona i jakiś on. Ona coś przymierza, on co rusz zagląda za zasłonę.

      – Ten czy ten? – pyta w końcu ona.

      A on na to:

      – I tak najbardziej mi się podobają w moich dłoniach.

97.39

      Dom z naprzeciwka zaczyna mnie niepokoić. Po zmroku od strony jego ogrodu obserwuję jakieś cienie. Niekiedy w środku nocy słyszę odjeżdżający z rykiem silnika motocykl. To trochę dziwne jak na posesję, w której nikt nie mieszka.

97.40

      – Kiedy chce się pani wprowadzić?

      – Piekielnie mi się spieszy, więc gdy tylko znajdę wśród znajomych kogoś, kto mi przywiezie pudła z rzeczami.

      – Dużo tych pudeł?

      – Sześćset sześćdziesiąt sześć.

      – Żartuje pani.

      – Ale zredukuję je do czterech.

      – Pani Migle, to może po nie podjadę?

      – Świetnie! Ale proszę do mnie mówić Tulinka.

      – Tulinka? Jej, dziękuję, to brzmi bardzo osobiście.

      – Ale to od nazwiska. Najbliżsi mówią do mnie Mgiełka, od imienia.

97.41

      Myślałem, że anioły mieszkają w niebie,

      a tu patrzę na twój adres i nie mogę uwierzyć:

      ul. Kota Trzpiota, gmina Wodzierady.

97.42

      Ten moment, w którym winda nie działa, on wchodzi do ciebie na dziewiąte piętro, a ty, ubrana we wstążkę zamiast spódniczki, łapiesz go za dłoń, patrzysz słodko w oczy i pytasz:

      – No, powiedz, co sprawia, że twoje serce bije tak szybko?

      A on bez zastanowienia odpowiada:

      – Schody.

97.43

      Mieszka na dziewiątym piętrze wieżowca w jagodowym


Скачать книгу