Cud grudniowej nocy. Magdalena Majcher
ze swoich kolegów ze studiów, którzy dopiero zaczynali swoją zawodową drogę. Szukała mężczyzny z ustabilizowaną sytuacją. Był również bardzo przystojny, co oczywiście nie pozostawało bez znaczenia. Wprawdzie Mark Zuckerberg zdążył już uruchomić na Harvardzie projekt, który miał zrewolucjonizować internet i wprowadzić świat w zupełnie nową erę Facebooka, ale kiedy Kinga poznała Tomka, dopiero przymierzano się do uruchomienia polskiej wersji językowej, co nie zmieniało faktu, że chciała, żeby koleżanki zazdrościły jej takiego chłopaka. Nie potrzebowała konta w mediach społecznościowych, żeby zaimponować znajomym. Zamierzała brylować z Tomkiem w towarzystwie, i to jak najczęściej.
Młody i zdolny geodeta był wymarzonym partnerem. Wiedziała, jak go zdobyć. Bo Tomek, owszem, był Kingą zainteresowany, ale nie do końca w taki sposób, w jaki by sobie życzyła. Traktował ją bardziej jak koleżankę, z którą może porozmawiać. Poznała go na weselu, na którym był z narzeczoną, ale potem coś między nimi zaczęło się psuć, więc skorzystała z okazji.
– Wiesz, ja ją naprawdę kochałem, oświadczyłem się jej, myślałem, że to kobieta na całe życie, a nagle ona mi mówi, że potrzebuje czasu na zastanowienie się, bo nie jest pewna, rozumiesz? – tłumaczył jej.
– Nie jest warta tego, żebyś o niej tyle myślał, spróbuj zapomnieć – radziła mu, a w duchu dodawała: „I zwróć na mnie w końcu uwagę”.
Była cierpliwa. Pokazywała mu się z jak najlepszej strony, raz czy dwa odebrała go z imprezy, bo upił się do nieprzytomności. Brzydziła się pijakami, ale zapewniała, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku. Raz, kiedy odwiozła go pod blok, próbował ją pocałować, ale mu na to nie pozwoliła.
– Na trzeźwo – zażądała.
Chciała, żeby wiedział, że ona zawsze jest w pobliżu, że zawsze może na nią liczyć, ale kiedy w końcu zaczął do niej robić maślane oczy, ona się wycofała. Wiedziała, że to najlepsza taktyka. Tomek zgłupiał. Sam nie mógł dojść do ładu ze swoimi uczuciami wobec Kingi, nie rozumiał, co się dzieje, ale nie podobała mu się nowa sytuacja. Najpierw wydawało mu się, że jest nim zainteresowana, a potem przestała zwracać na niego uwagę. To uraziło jego męską dumę. Im bardziej ona uciekała, tym bardziej miał ochotę ją gonić.
– Co się dzieje? Dlaczego nagle nie masz dla mnie czasu? – dopytywał.
– Po prostu jestem zajęta – tłumaczyła z szelmowskim uśmiechem, czym tylko podnosiła mu ciśnienie.
Była bezczelna! Miał wrażenie, że sobie z niego kpi i nie podobało mu się to. Postawił sobie za punkt honoru zdobyć tę małą i utrzeć jej nosa. Udowodnić sobie i jej, że jeszcze żadna kobieta mu się nie oparła.
Kilka razy pozwoliła mu się pocałować, ale kiedy jego ręce błądziły zachłannie po jej ciele, powiedziała „dość”.
– Nie należę do kobiet, które sypiają z kolegami – stwierdziła chłodno.
– Ale… – Coraz bardziej mu się to wszystko nie podobało. – My przecież nie… To znaczy nie tylko, i…
– Więc kim dla siebie jesteśmy? – Przyparła go w końcu do muru.
Już nie miał odwrotu.
– No… parą… chyba… – wydukał.
Nie zamierzał się wiązać. Nie, kiedy jeszcze nie zdążył odetchnąć po nieudanym związku. Ale ona doprowadzała go do szaleństwa. Zrobiłby wszystko, żeby była jego. Cała.
Kiedy Kinga uzyskała od Tomka deklarację, nieco odpuściła, ale nadal trzymała rękę na pulsie. Musiała. Stawka była zbyt wysoka. Chciała, żeby poprosił ją o rękę, chciała, żeby kochał tylko ją. Czy ona go kochała? Tak, chyba tak. A może kochała tylko wizję idealnego życia?
Była z nim, ale jakby obok. Wciąż trzymała go na dystans.
– Tak zostałam wychowana – wytłumaczyła mu, kiedy pytał, co się dzieje.
Miał jej ciało, ale nie tak często, jak by chciał, a wciąż pragnął więcej. Zdobył ją, ale jakby nie całkiem. Z tą kobietą można było oszaleć! Oświadczył się, bo co miał zrobić?
I tak przypieczętował swój los. Kinga oszalała ze szczęścia i zaczęła planować idealny ślub. Facebook był już dostępny w Polsce, więc mogła bez ograniczeń publikować zdjęcia z wesela i podróży poślubnej. Wybrała tylko najlepsze ujęcia. Nie pokazywała znajomym całego życia, a tylko jego najlepsze momenty. Jaki jest sens we wrzucaniu trzydziestu zdjęć z wakacji? Kto w ogóle zada sobie tyle trudu, żeby je wszystkie obejrzeć? Lepiej opublikować jedno a dobre, które na dzień dobry zdobędzie sto lajków.
Kinga do perfekcji opanowała kreowanie wizerunku w mediach społecznościowych. Była jedną z pierwszych użytkowniczek Instagrama, który jej skromnym zdaniem bił Facebooka na głowę. Maksimum treści, minimum słów…
Z zamyślenia wyrwał ją nagle radosny okrzyk.
– Mamo, było ekstra! Teraz chciałbym watę cukrową, kupisz mi? – Leon aż podskakiwał z ekscytacji.
– Najpierw obiad – oświadczyła z przekonaniem. – Potem może dostaniecie jakieś słodycze, ale musicie być grzeczni.
Powoli zaczął zapadać zmierzch. Tamtego roku jarmark objął swym zasięgiem nie tylko Rynek i ulice Świdnicką i Oławską, ale także plac Solny. Wśród przechodniów nie brakowało spacerowiczów, a także osób, które przybyły na jarmark z konkretnym celem – kupienia bliskim prezentu świątecznego. A czegóż na tym kiermaszu nie było! Ciepłe koce i odzież zimowa, biżuteria z kamieni szlachetnych, muszki i spinki do mankietów, a nawet ceramika z Ukrainy czy instrumenty muzyczne z Tajlandii. Wzrok Kingi przykuły ozdobne torby filcowe i poduszki z motywami ludowymi. Leon koniecznie chciał obejrzeć drewniane zabawki, ale Miłosz podsumował, że to dobre dla maluchów.
Smolińscy zatrzymali się na placu Solnym. Chłopcy ubłagali matkę, żeby weszła z nimi do Zimowego Labiryntu. Tomek tradycyjnie oświadczył, że poczeka na zewnątrz, i niemal natychmiast wyciągnął z kieszeni telefon. Kinga obserwowała go z mieszaniną niedowierzania i strachu. Z dnia na dzień coraz bardziej się od niej odgradzał. A co, jeśli pewnego dnia po prostu odejdzie? Natychmiast odpędziła od siebie te myśli. Tomek nie był mężczyzną, który porzuca rodzinę, dzięki Bogu. Iluzja może trwać, co nie zmienia faktu, że będzie musiała na niego jakoś wpłynąć. Tak nie może być. Co on sobie wyobraża? Że do wigilijnej kolacji zasiądzie ze smartfonem?
Wędrówka po krętych korytarzach Zimowego Labiryntu spotkała się z umiarkowanym zainteresowaniem chłopaków. Czasem myślała, że widzieli już za dużo i stali się przez to zbyt roszczeniowi. Ona w wieku Miłosza po raz pierwszy zobaczyła morze! A oni? Weekend w Pradze, w Wiedniu, wakacje na egzotycznych wyspach. Kiedy usłyszeli, że jadą nad Bałtyk, jęknęli z zawodem. Jak to nad Bałtyk? Tam jest nudno! A woda? Nie da się w niej zanurzyć stopy, taka jest lodowata! Czy to możliwe, że dała im zbyt wiele?
Kiedy wyszli z labiryntu, Tomek taktownie schował smartfon do kieszeni.
– Co ty robisz na tym telefonie? – zapytała w końcu.
– Przeglądam wiadomości na portalach informacyjnych – rzucił nonszalancko. – Jestem głodny, a wy?
Miłosz i Leon natychmiast przytaknęli. Starszy zażyczył sobie kołacz węgierski, a młodszy watę cukrową.
– O nie! Mieliśmy najpierw zjeść obiad – przypomniała im Kinga. – Jeśli dotrzymacie słowa, kupię wam to, na co będziecie mieć ochotę.
Zdawała sobie sprawę, że to nie