Cud grudniowej nocy. Magdalena Majcher

Cud grudniowej nocy - Magdalena Majcher


Скачать книгу
przy Ściegiennego. Było bardziej przestronne od jego kawalerki na Tysiącleciu. Kawalerki, którą postanowił wynająć, a nie sprzedać, bo na razie przecież „tylko próbowali”.

      Życie stanęło na głowie. Kamila nie pogodziła się jeszcze z myślą, że zostanie matką, a już musiała zaakceptować kolejną zmianę – pojawienie się w jej mieszkaniu mężczyzny. Sama nie potrafiła określić swoich uczuć do Adama. Cieszyła się, że był, ale denerwował ją chaos, który wprowadzał. Nauczyła się samotności, udomowiła ją. Podejrzewała, że oswojenie mężczyzny może być o wiele trudniejsze.

      – Co robisz? – Adam z zainteresowaniem zerknął jej przez ramię.

      – Kartki świąteczne.

      Aż gwizdnął z podziwem.

      – Raczej małe arcydzieła, a nie kartki świąteczne! To jest bardzo dobre – rzucił, bez pytania siadając obok niej. – Nie myślałaś, żeby zacząć je sprzedawać?

      – Prawdę mówiąc, znajomi mnie o to pytali – przyznała – ale nie jestem przekonana, czy ktoś by je kupił… Poza tym przygotowywanie ich jest bardzo czasochłonne, a niedługo będę miała o wiele mniej czasu.

      Adam wziął do ręki pierwszą z brzegu kartkę.

      – Są na tyle dobre, żeby sprzedawać je ludziom – zawyrokował – ale to twój wybór, do niczego cię nie zmuszam. Słuchaj… – zawahał się, kręcąc się niespokojnie na krześle.

      Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Ostatnio coraz częściej łapała się na tym, że lubi mu się przyglądać.

      – Tak?

      Odłożył delikatnie kartkę, żeby jej nie zniszczyć.

      – Wiem, że jestem beznadziejny i powinienem sam wybrać dla ciebie prezent pod choinkę, ale może byś mnie chociaż naprowadziła? – poprosił, posyłając jej błagalne spojrzenie.

      Szczerze się zaśmiała. Odkąd zaczęła sobie pozwalać na odrobinę swobody w jego towarzystwie, całkiem nieźle się dogadywali. Nadal nie była przekonana, czy to na tyle mocny fundament, aby zbudować na nim rodzinę, ale nie poddawała się. Chciała dla swojego dziecka lepszego dzieciństwa niż jej własne.

      – Mówiłam, że nie pójdzie ci ze mną tak łatwo – powiedziała tajemniczo i jak gdyby nigdy nic wróciła do przygotowywania kartek.

      – Zrobisz jedną dla mnie? – zapytał dość niespodziewanie.

      Zmarszczyła brwi i zatrzymała wzrok na jego twarzy. Nie żartował.

      – Kartkę?

      – Tak, kartkę.

      – Ale… po co? Niby co miałabym w niej napisać?

      – Nie wiem, ale liczę, że przygotujesz coś specjalnie dla mnie i napiszesz mi coś… osobistego. – Zatopił spojrzenie w jej oczach, aż przeszedł ją dreszcz. – To jak będzie?

      – Coś wymyślę – wyszeptała.

      Teresa nienawidziła kilkupiętrowych galerii handlowych. Nigdy nie potrafiła zapamiętać, na którym piętrze znajduje się dany sklep, przez co traciła dużo czasu na błąkanie się między poziomami. Mimo że był dopiero drugi grudnia, w Galerii Katowickiej czuć było już przedświąteczny szał zakupowy. Zresztą co się dziwić – jeszcze w październiku w jednym z marketów Teresa ze zdumieniem odkryła świąteczne ozdoby i słodycze. Przed dniem Wszystkich Świętych! Świat stanął na głowie.

      Co ci wszyscy ludzie tak kupują? A podobno Polacy nie mają pieniędzy! Zamierzała już teraz poszukać prezentów, żeby potem uniknąć stania w kolejkach, ale najwyraźniej nie ona jedna wpadła na taki pomysł. Do sklepu z zabawkami nawet nie było po co wchodzić. Wiadomo, za cztery dni mikołajki. Postanowiła, że rozejrzy się za prezentami dla córek, ale ostatecznie, jak co roku, nie potrafiła się zdecydować. Zawsze zaczynała świąteczne zakupy w okolicach listopada, a koniec końców wszystko i tak kupowała dzień przed Wigilią.

      Wyszła ze sklepu niezadowolona. Naciągnęła czapkę na uszy i owinęła się starannie szalikiem. Mróz szczypał ją w policzki. Ze znajdującego się nieopodal rynku dobiegały takty piosenki Adele One and Only, którą śpiewała młoda piosenkarka z obiecującym głosem. Jarmark bożonarodzeniowy trwał w najlepsze, przyciągając tłumy mieszkańców i przyjezdnych.

      Z roku na rok czerpała coraz mniejszą przyjemność ze świąt. Kojarzyły jej się z przykrym obowiązkiem, a nie z radością. Nie miała najmniejszej ochoty na pucowanie mieszkania na błysk tylko po to, żeby po wizycie wnuków wyglądało tak, jakby przeszedł przez nie tajfun, ubieranie dwumetrowej choinki, pakowanie w ozdobny papier prezentów, za którymi wcześniej trzeba się nieźle nachodzić, przygotowywanie kolacji dla całej rodziny… Barszcz z uszkami, karp, pierogi z kapustą i grzybami, kapusta z grochem, makówki, kompot z suszu, a potem i tak się okazuje, że nie ma kto tego zjeść.

      Chciała chociaż raz spędzić święta inaczej. Po prostu odpocząć, nacieszyć się bliskością ukochanej osoby, zamiast stać przy garach i denerwować się, czy posiłki będą smakować gościom. Perspektywa przeżywania kolejnych świąt w ten sposób wcale jej nie odpowiadała.

      Rozmyślała o tym w drodze powrotnej do domu. Tramwaj sunął po szynach, a ona obserwowała miasto przez szybę. Pokryte kilkucentymetrową warstwą śniegu, rozświetlone blaskiem ulicznych lamp i świątecznych światełek, przyciągało wzrok.

      To nie były Katowice z lat jej młodości. Teraz miasto prezentowało się nowocześnie, szykownie i elegancko. Ale wystarczyło zjechać z głównej drogi, aby odkryć szare odcienie codzienności. Takie właśnie było jej życie.

      Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni zrobili z Jackiem coś tylko dla siebie. Najpierw pochłonęły ich obowiązki rodzicielskie i praca, później dzieci dorosły, a na świecie pojawiły się wnuki i brakowało czasu na spełnianie marzeń i realizację planów.

      Czuła znużenie. Kiedy urodziła Kamilę, nie miała nawet dwudziestu lat. Nie zdążyła się wyszaleć, nacieszyć młodością. Myślała, że zacznie żyć pełnią życia, gdy dzieci dorosną, ale okazało się, że jest już za późno, że siły już nie te i w pewnym wieku po prostu nie wypada już myśleć o głupotach. Tęskniła za beztroską i swobodą, których tak naprawdę nie doświadczyła. Za ten stan rzeczy mogła winić tylko siebie, w końcu nie zaszła w ciążę przypadkiem. Wszystko sobie starannie zaplanowała, nawet to, że urodzi już po maturze.

      Jacek przywitał ją w progu mieszkania. Spojrzał na jej puste ręce i nawet się specjalnie nie zdziwił. Znał ją na tyle, że wiedział, iż z zakupów wróci bez prezentów, ale za to w kiepskim humorze. Teresa nie była typem kobiety, która odnajduje radość w bieganiu po sklepach.

      – Nie było nic ciekawego?

      Machnęła ręką, sugerując, że nie ma co strzępić języka.

      – Kiedyś ludzie mieli problem, bo w sklepach niczego nie było. Teraz też mają problem, bo wybór jest za duży i nie wiadomo, na co się zdecydować – stwierdziła, walcząc z kozakami. – Znasz mnie. – Przewróciła oczami. – Zawsze muszę się zastanowić, zanim coś kupię.

      – Na pewno zdążysz z prezentami, do świąt został prawie miesiąc – powiedział Jacek, biorąc od niej płaszcz i odwieszając go na wieszak.

      Teresa poszła prosto do kuchni, żeby wstawić wodę na herbatę. Nie czuła palców i potrzebowała czegoś, co ją rozgrzeje. Zimowa herbata z imbirem i sokiem malinowym wydała się jej dobrym rozwiązaniem.

      – Widziałaś coś, co cię zainteresowało? –


Скачать книгу