Zaopiekuj się mną. Diana Palmer
do tragedii, zganiła się w duchu. Z powodu mojej lekkomyślności omal nie zginął człowiek. Fakt, że nie lubiła Cambridge’a, nie oznaczał, że chciała go zabić. Nie zrobiła tego naumyślnie.
Naraz wspomniała słowa Maud, zadrżała ze strachu przed zemstą i zaczęła zastanawiać się, jak z nią postąpi.
Oskarży mnie? Każe aresztować? A może tylko wydawało mi się, że mnie rozpoznał, zanim w niego wpłynęłam? – zadawała sobie w kółko pytania.
Tymczasem Cambridge wreszcie wstał i, zataczając się, ciężkimi krokami ruszył ku domowi. Chciała go zawołać, ale słowa uwięzły jej w gardle. Pomyślała, że zacumuje i pójdzie za nim, ale kiedy podpłynęła bliżej, z jego domu wyszło kilka osób, otoczyły go i wprowadziły do środka. Słyszała podniecone głosy, widziała poruszenie domowników. Po chwili drzwi zamknęły się. W zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na jej łódkę dryfującą w niewielkiej odległości od pomostu.
Już sama konfrontacja z rannym Cambridge’em wydawała się Kate dość przerażająca, a co dopiero, gdyby miała stanąć przed nim w obliczu jego znajomych. Z drugiej strony, uznała, że to szczęśliwy traf, że nie był sam, bowiem z pewnością ktoś się nim zajmie. Popłynęła z powrotem do domu, wprowadziła motorówkę do hangaru i opuściła drzwi.
Szybkim krokiem przeszła ścieżką do domu, zamknęła się na wszystkie zamki i rzuciła na kanapę. Ukryła twarz w dłoniach i zapłakała rzewnymi łzami.
– Dlaczego?! – zadawała sobie rozpaczliwie pytanie raz za razem: – Dlaczego Maud musiała wyjechać?! Co ja teraz pocznę?!
Wypłakała się i uspokoiła. Zaczęła zastanawiać się, co robić. Zadzwonić do Cambridge’a i zapytać, jak się czuje? – Pokręciła głową. Nie mogę ot tak wytłumaczyć się i przeprosić!
Szybko doszła do wniosku, że powinna zgłosić wypadek policji wodnej i wezwać pogotowie. Obrażenia mogą być poważniejsze, niż w pierwszej chwili się wydawało. Uderzenie było silne, miał rozciętą głowę i utracił dużo krwi…
A może już zmarł? – pomyślała nagle i wpadła w panikę. Jeśli umrze, zostanie oskarżona o zabójstwo!
Wzięła kilka głębokich wdechów. Przypomniała sobie, że dopłynął do brzegu o własnych siłach, co może świadczyć o tym, że wcale nie odniósł poważniejszych obrażeń. Może też nie wiedzieć, że to ona spowodowała wypadek…
Oby, westchnęła w duchu. Gdyby się dowiedział, na pewno zemściłby się z całą bezwzględnością, na jaką go stać. Może nawet trafiłaby do aresztu i musiała zapłacić ogromne odszkodowanie… Nikt już wtedy nie wyciągnie jej ojca z długów!
Umysł Kate pracował na najwyższych obrotach. Nie było żadnego świadka incydentu. Nikt w całej okolicy jej z pewnością nie kojarzy, tylko Cambridge mógłby ją rozpoznać. A raczej motorówkę, wątpliwe, aby widział dobrze osobę za sterem. Co więcej, motorówka nie wyróżniała się niczym szczególnym, a on nie znał ani imienia, ani nazwiska Kate.
Kiedy już nieco odzyskała spokój, postanowiła jednak zadzwonić. Drżącą ręką chwyciła za słuchawkę telefonu, poczekała na sygnał i połączyła się z biurem numerów. Nie spodziewała się, że telefon Cambridge’a nie będzie zastrzeżony. Wykręciła go. Musiała dowiedzieć się, w jakim jest stanie! Niepewność okazała się gorsza od najgorszych wieści. Po cichu jednak liczyła, że nie doznał poważnych obrażeń.
– Halo? – usłyszała w słuchawce kobietę.
Kate zmieniła głos.
– Zastałam pana Cambridge’a? – zapytała, mając nadzieję, że mówi spokojnym, rzeczowym tonem.
– Nie, jest w szpitalu. Miał wypadek. Chyba upadł i uderzył się w głowę. Mocno krwawił, ale też klął jak szewc, więc pewnie nic mu nie będzie. Czy to ty, Pattie?
Kate zasyczała w słuchawkę i rozłączyła się.
Żył. Tylko to w tej chwili się liczyło.
Dzięki Bogu, nie zabiłam go, pomyślała. Wciąż dźwięczały jej w uszach słowa Maud o tym, jakim był bezwzględnym przeciwnikiem i jak nigdy nie rezygnował z odwetu. Czy na niej też się zemści? Czy wie, że to ona spowodowała wypadek?
Przez kilka następnych dni nie wychodziła z domu. Spiżarnia była dobrze zaopatrzona i nie musiała nawet udać się do sklepu. Bała się też wyjść na plażę. Nie chciała go spotkać i ryzykować, że Cambridge mógłby ją skojarzyć.
Ukrywanie się i samotność jednak nie podziałały na jej nerwy kojąco. Drżała ze strachu na myśl, że pewnego dnia ktoś zapuka do drzwi i będzie musiała zapłacić za swoją lekkomyślność. Już czuła się jak skazaniec. Sumienie karało ją surowiej, niż zdołałby to zrobić sąd.
Pewnego ranka zadzwonił wreszcie telefon. Podskoczyła jak złodziej złapany na gorącym uczynku. Dopiero po czterech sygnałach znalazła w sobie dość siły, żeby podnieść słuchawkę.
– Ha-halo? – odezwała się szeptem.
– Masz jedną nieodsłuchaną wiadomość… – odezwał się mechaniczny głos.
Odetchnęła z ulgą. To Maud Niccole z Paryża. Dotarła na miejsce bez przeszkód i poinformowała, że jej ojciec zdrowieje. Poprosiła też, aby zamknęła dom i wyjechała do siebie, bowiem pobyt we Francji przeciągnie się do kilku tygodni. Na koniec pozdrowiła ją i życzyła dobrego samopoczucia.
Kate podziękowała w duchu opatrzności i odłożyła słuchawkę. Poczuła się zagubiona, samotna i przerażona. Czy ośmielę się wrócić do ojca i narazić go na konsekwencje swoich poczynań? – zastanowiła się.
Oczywiście, że nie! – odpowiedział jej wewnętrzny głos. Ojciec miał słabe serce. Gdyby do drzwi zapukała policja, stres mógłby go zabić. Wychowywał mnie w szacunku do innych ludzi i uczył ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny. A czy moje zachowanie można nazwać odpowiedzialnym?
Westchnęła. Pozostało jej tylko jedno do zrobienia. Coś, na co powinna się zdobyć już dawno temu. Musi pójść do Cambridge’a, wszystko mu opowiedzieć i zdać się na jego litość, jeśli w ogóle rozumie on, co to słowo znaczy. Szczerze w to wątpiła.
Niczym baranek na rzeź wyszła z domu i przygotowana na najgorsze z ociąganiem ruszyła ku plaży w stronę sąsiedniego domu.
Szła tak zagubiona w myślach, że nie zauważyła go i niemal na niego weszła. Zatrzymała się tuż przed nim. Skierował na nią wzrok. Znalazła się z nim oko w oko. Zamarła.
– Przepraszam… – z trudem wydobyła z siebie głos i od razu zamilkła, bo nie potrafiła znaleźć właściwych słów.
– To moja wina – odpowiedział śmiertelnie spokojnie. Uniósł do ust papierosa, zaciągnął się głęboko. – Nie widzę pani.
Popatrzyła nieufnie w jego zielone oczy.
– Nie widzi pan? – zapytała, czując, jakby grunt usuwał się jej spod nóg.
– Miałem wypadek. Powiedzieli, że upadłem. Niech mnie trafi szlag, jeśli cokolwiek pamiętam poza wyjątkowo ogłuszającym bólem głowy. Czy jest już ciemno?
Pokręciła machinalnie głową, ale sobie uświadomiła, że nie mógł tego widzieć, więc odpowiedziała:
– Nie, jeszcze nie.
Westchnął ciężko. Jego ogorzała twarz była ściągnięta, jakby rzeczywiście doświadczał wielkiego bólu. Kate chciało się płakać. Zrozumiała, jak wielką krzywdę mu wyrządziła. Oślepiła